sobota, 14 grudnia 2013

11

- Rebecka im powiedziała - wyszeptałam i zaniosłam się jeszcze większym płaczem - powiedziała, że go zabiłam - dodałam i spojrzałam mu w oczy. Był zdziwiony tak samo jak reszta.

    Starałam się uśmiechać do każdej podchodzącej do mnie osoby. Oczywiście nie wychodziło mi to za dobrze, albo po prostu nie starałam się tak bardzo jak powinnam.  No ale szczerze: Czy wam chciałoby się uśmiechać do kogoś kto podchodzi do ciebie z łaską wypisaną na twarzy? No właśnie. Zapewne gdyby ktoś nie rozpuścił plotki, że w kiermaszu pomaga mi sam Louis Tomlinson połowa tych dziewczyn siedziałaby teraz w domu albo w centrum handlowym. Oczywiście mam pewne małe podejrzenia co do tego kto rozpuścił tą plotkę ale nie mam zamiaru wszczynać następnej bezsensownej kłótni.
- Shelby pójdziesz ze mną po kubki? - obok mnie pojawił się Conrad z uśmiechem na twarzy. Pokiwałam głową i odłożyłam kotyliony na stolik po czym razem z chłopcem ruszyłam w stronę wejścia do Domu Dziecka. Po wejściu do budynku uderzył we mnie chłód z korytarza przez co poczułam lekki dyskomfort.
- Idź po te kubki poczekam na ciebie - wymusiłam uśmiech i usiadłam na krześle aby po chwili schować twarz w dłoniach. Miałam serdecznie dość. Kiermasz zaczął się nie całą godzinę teamu, a ja już pragnę aby to wszystko się skończyło, pragnę położyć się w łóżku i gapić się tępo w sufit tylko po to aby rozdrapywać stare rany.
Z nadzieją chwyciłam stojącą na stoliku lampę i rzuciłam nią najmocniej jak potrafiłam. 
Wyprostowałam się gwałtownie z szeroko otwartymi oczami.  
Wbiłam nóż i szybko odsunęłam rękę. Bałam się.
- Shelby? - podskoczyłam na krześle słysząc zatroskany głos Louisa. Spojrzałam na niego zdezorientowana. - Wszystko w porządku?
- Tak - odpowiedziałam i przeczesałam palcami włosy. Odetchnęłam głęboko i starałam się uśmiechnąć tak aby choć trochę wyglądało to naturalnie.
- Wiesz, że mnie nie okłamiesz prawda?
- Wiesz, że zawsze mogę spróbować prawda? - Louis uśmiechnął się lekko i usiadł obok mnie wzdychając.
- Nudno mi tutaj tak trochę - stwierdził chłopak spoglądając na mnie z boku. Również na niego spojrzałam w ten sam sposób przez co razem się uśmiechnęliśmy.
- Nie musisz tutaj siedzieć możesz jechać do domu - odpowiedziałam i oparłam się o oparcie.- Albo wyjść na zewnątrz i poudawać entuzjazm na widok napalonych fanek. - wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego sądzisz, że udaję entuzjazm na ich widok? - już miałam mu odpowiedzieć gdy rozległ się huk. Poderwałam się na równe nogi i rozejrzałam zdziwiona.
- Conrad! - krzyknęłam przerażona gdy dotarło do mnie to, że chłopczyk sam poszedł poszukać te cholerne kubki.
Zaczęłam biec w stronę gabinetu, w którym miał znajdować się chłopczyk. Wbiegłam do środka i zobaczyłam leżące na ziemi kubki, oraz jakieś teczki z których powylatywały papiery. 
- Ups? - chłopczyk wstał z podłogi i podrapał się po główce patrząc raz na mnie, a raz na bałagan, jaki powstał.
- Ups? Ups?! Jezu dziecko co ty wyprawiasz?! Nie mogłeś choć trochę uważać?! - nie mam pojęcia dlaczego zaczęłam krzyczeć. Nie mam pojęcia co się ze mną działo.
- Przepraszam... - szepnął i spojrzał na mnie załzawionymi oczami.
- Przepraszam?! Mogłeś sobie coś zrobić! Mogłeś narazić nas wszystkich na kłopoty, przez to, że cię nie pilnujemy!
- Shelby! - Louis położył mi dłoń na ramieniu. - Przestań przecież nie zrobił tego specjalnie. - już chciałam się odezwać ale gdy Tommo skinął głową w stronę chłopczyk spojrzałam na niego i zamarłam. 
Conrad stał ze spuszczoną główką i płakał cicho co chwilę powstrzymując się od szlochu.
- O Boże przepraszam Conrad - powiedziałam po czym ukucnęłam i mocno przytuliłam chłopca. - Przepraszam, przepraszam. Nie chciałam na ciebie nakrzyczeć, wiesz o tym prawda?
- To dlaczego to zrobiłaś? - zapytał cichutko i objął swoimi małymi rączkami moją szyję szukając u mnie poczucia bezpieczeństwa. Wiedziałam, że tego potrzebował. Wiedziałam, przez co przeszedł i dlaczego tutaj trafił. 
- Wystraszyłam się wiesz? - odsunęłam go lekko od siebie i otarłam jego policzki z łez. - My dorośli już tak mamy wiesz? Jeżeli na kimś nam zależy to się o niego martwimy i nawet jeżeli nie chcemy to nie raz krzyczymy ale to wcale nie musi oznaczać, że jesteśmy źli - wytłumaczyłam mu i uśmiechnęłam się lekko.
- Nie będziesz już na mnie krzyczeć?
- Nie będę obiecuję - wstałam i zaczesałam dłonią włosy do tyłu - Nic ci się nie stało?
- Nie wszystko dobrze - Conrad posłał mi swój cudny, niewinny uśmiech i podszedł do Louisa, który zaczął sprzątać bałagan. Ukucnęłam na przeciwko niego i zaczęłam składać wszystkie papiery. Gdy poczułam wzrok chłopaka na sobie uniosłam lekko głowę i spojrzałam w jego oczy. 'Wszystko ok?' - zapytał bezgłośnie, a ja pokiwała głową i uśmiechnęłam się minimalnie.
***
   - Nuuuudzi mi się - jęknął Louis. Siedziałam z nim i Conradem na korytarzu chcąc uniknąć spojrzeń tych wszystkich osób. Wiele dziewczyn widziało mnie wczoraj gdy szłam do chłopaków i teraz zaczęły wymyślać jakieś plotki o moim romansie z którymś z chłopców. 
- To rób to co Conrad - odpowiedziałam i wskazałam głową biegającego w kółko dziesięcioletniego chłopca. Mina Louisa mówiła sama za siebie, że poważnie zaczął rozważać taki pomysł.
- Taaa może innymi razem - uśmiechnęłam się słysząc jego głos. - A może byśmy się gdzieś przeszli? Ty, ja i Conrad?
- Z chęcią ale jest kilka przeszkód. Po pierwsze ty. Wszyscy cię rozpoznają i nie będziemy mieli spokoju. Po drugie Conrad. Nie wiem czy pani Barbara pozwoli mu wyjść o tej porze. Po trzecie ja. Kiermasz jeszcze się nie skończył, a ja jestem jego główną organizatorką i wypadałoby abym kiedyś się tam pojawiła.
- Przesadzasz. Po pierwsze. Zawsze mogę się przebrać tak, że mnie nie rozpoznają. Po drugie. Conrad może zostać u mnie na noc jeżeli będzie taka potrzeba. Po trzecie. Pojawiłaś się tam kilka razy i pani Barbara na pewno pozwoli ci iść.- Louis sprawnie obalił moje wszystkie argumenty. 
- Na prawdę?
- Co na prawdę?
- Na prawdę wziąłbyś Conrada na noc do siebie? - zapytałam i spojrzałam na niego. Jego twarz była całkiem poważna.
- No, a dlaczego by nie? Bardzo go polubiłem i wydaję mi się, że z wzajemnością - Tomlinson wzruszył ramionami uśmiechając się od ucha do ucha. 
Dobra chyba zaczynam zmieniać zdanie co do niektórych poznanych mi ludzi. Gdybym to ja była na miejscu Louisa nie wiem jakbym postąpiła. Czy naraziłabym swoją sławę i dobre imię aby wziąć na noc do domu dziecko z Domu Dziecka? Nie wiem na prawdę nie wiem.
- Porozmawiam z panią Barbarą czy możemy zabrać go na spacer i czy może u mnie nocować. Nie chcę zostawiać go na pastwę pięciu niewyżytych samców - zaśmiałam się z miny bruneta i wstałam z krzesła aby wyjść z budynku.
Odszukałam wzrokiem starszą panią i zaczęłam iść w jej kierunku starając się zignorować wścibskie spojrzenia i szepty, które wcale nie były takie ciche.
Rozmowa z panią Barbarą polegała na moich prośbach, błaganych spojrzeniach oraz robieniu smutnych minek. Po jakiś pięciu minutach staruszka dała się ubłagać abyśmy zabrali Conrada ale mam odwieźć go jutro przed siedemnastą. 
   Zadowolona i bardzo szczęśliwa pobiegłam z powrotem do budynku gdzie na korytarzu miałam zobaczyć Louisa wraz z Conradem ale ich nie było. Zmarszczyłam czoło i lekko zaniepokojona skierowałam się w stronę pokoju chłopca.
Drzwi od sypialni były uchylone przez co mogłam zobaczyć co dzieje się w środka i słyszeć o czym rozmawiają chłopcy. Oparłam się o framugę i przypatrywałam jak Louis umiejętnie pokazuję Conradowi jak powinien składać bluzki. Najbardziej jednak zdziwił mnie fakt, że obok nich leżała torba, do której wkładali zabawki oraz kilka rzeczy na przebranie.
- Wujku?
- Tak?
- A czy ty kochasz ciocię Shelby? - moje oczy powiększyły się dwa razy gdy usłyszałam pytanie chłopca. Louis najwyraźniej również się zdziwił i lekko zmieszał gdyż zwlekła z odpowiedzią.
- Conrad ja i Shelby nie jesteśmy... Parą. Jesteśmy tylko znajomymi - głos bruneta był niepewny i mimo tego, że doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ma rację lekko zabolały mnie jego słowa.
- Ale to nie znaczy, że nie możesz jej kochać, prawda?
- Prawda. Może kiedyś pokocham ją tak samo jak moje siostry. Ale wiesz ona jest dość... Trudna i wredna - Wcale nie! 
- Wiem - chłopiec zachichotał pod nosem. - Ale jest bardzo fajna - dodał po chwili, przez co zrobiło mi się cieplej na sercu.
To wspaniałe uczucie, gdy taka mała istotka, która wiele przeszła w swoim krótkim życiu obdarza się zaufaniem i czymś szczególnym.
- A wy co tu robicie? - weszłam do pokoju z uśmiechem na twarzy i od razu rzuciłam się na Louisa przygważdżając go swoim ciężarem do ziemi wywołując tym samym wesoły śmiech Conrada.
***
   Zrezygnowaliśmy ze spaceru bojąc się, że jednak ktoś rozpozna Louisa i narazimy tym samym na problemy małego chłopca, który skakał wesoło obok nas śmiejąc się co chwilę. Zamiast włóczenia się po mieście wybraliśmy ogór chłopaków. Tutaj mogliśmy posiedzieć w spokoju odgrodzeni od świata wysokimi drzewami.
- Shalby, mogę zadać ci takie trochę osobiste pytanie? - spojrzałam na bruneta i z westchnieniem opuściłam nogi z poręczy ławki.
- Jeżeli chcesz zapytać o to kogo zabiłam, dlaczego jak, i kiedy to nie fatyguj się bo i tak ci nie odpowiem - Louis spuścił głowę i miałam wrażenie, że lekko się rumieni. - Zostałam uniewinniona. Działałam w obronie własnej. Tyle powinno ci starczyć.
- Przepraszam nie chciałem naciskać czy coś po prostu...
- Po prostu się bałeś - uśmiechnęłam się lekko i spuściłam wzrok. - To zrozumiałe. W końcu nie codziennie przychodzi do ciebie walnięta na umyśle dziewczyna i mówi, że kogoś zabiła.
- Nie o to chodzi. Wiedziałem, że nic mi nie zrobisz. Po prostu chciałem się czegoś o tobie dowiedzieć - kopnęłam lekko Louisa chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Gdy jego wzrok znalazł mój uśmiechnęłam się lekko do niego chcąc pokazać, że nie musi się o mnie martwić.
- Ciociu! On oszukuję! - spojrzałam w stronę Conrada, który miał grać z Harrym i Niall'em w piłkę.
- Nie prawda! Tylko trochę naginam zasady! - odkrzyknął Harry i podniósł chłopczyka przerzucając go sobie przez ramię. Styles zaczął biegać z nim po ogrodzie wywołując radosny śmiech u małego chłopca.
- Ty wiesz dlaczego on trafił do Domu Dziecka, prawda? - nie odwróciłam wzroku od bawiących się chłopców mimo zadanego pytania przez Louisa.
- Wiem, ale nie licz, że coś ci powiem - to przez co przeszedł ten mały chłopczyk nadal nie mieściło mi się w głowie. Nadal nie mogłam zrozumieć jak jego rodzice mogli tak go traktować. Przecież to oni go 'stworzyli' powinni go kochać, szanować dbać o niego.
- Jesteś wredna wiesz? - zaczęłam się śmiać z tonu jego głosu.
- Wiem. Ale jestem bardzo fajna - przygryzłam dolną wargę starając się znów nie śmiać.
- Podsłuchiwałaś! - krzyknął rozbawiony brunet po czym wstał z ławki i stanął na przeciwko mnie.
- Nie to wy po prostu za głośno rozmawialiście - odpowiedziałam i położyłam nogi na drewnie rozciągając się przy tym. - Suń dupsko Tomlinson słońce mi zasłaniasz.
***
   - Conrad wolisz niebieską czy zieloną pościel?! - krzyknęłam trzymając w rękach dwie różne poszewki zastanawiając się, którą ubrać.
- Shelby bo ja mam do ciebie prośbę - do pokoju wszedł zawstydzony Conrad trzymając w rączkach rąbek swojej koszulki. - Czy mógłbym spać z tobą?
- Oczywiście, że byś mógł ale coś się stało? Nie podoba ci się pokój? - ukucnęłam przed chłopce łapiąc go za rączki.
- Nie pokój jest ładny ale ja boję się sam spać. W Domu Dziecka śpię ze swoim pluszakiem, ale gdy wujek Louis pomagał mi się pakować głupio było mi go ze sobą zabrać - wytłumaczył mi i spojrzał na mnie swoimi dużymi, niewinnymi zielonymi oczyma.
- Oj Conrad, Conrad co ja z tobą mam heh? Po pierwsze: nawet dobrze, że będziemy razem spać przynajmniej nie muszę nawlekać ci pościeli. A po drugie: Louis też śpi z misiem gdy jego dziewczyny nie ma w pobliżu więc nie musisz się niczego wstydzić.
- Dziękuję. Jesteś najlepszą ciocią na świecie - mały przytulił mnie mocno zaplatając swoje rączki w okół mojej szyi.
- Miło mi i w ogóle ale muszę odebrać więc fajnie by było gdybyś mnie puścił - chłopczyk zachichotał pod nosem ale posłusznie odsunął się ode mnie.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i ze zmarszczonym czołem po odblokowaniu urządzenia przyłożyłam je do ucha.
- Cześć mamo. Coś się stało? - wstałam na równe nogi i wyszłam z pokoju podążając za Conradem w stronę salonu.
- A czy musi się coś stać abym do ciebie zadzwoniła?
- Tak? Nie! Znaczy nie - poprawiłam się szybko i skrzywiłam lekko szykując się na kazanie ze strony mamy.
- Oj Shleby, Shelby. Chciałam się tylko dowiedzieć kiedy lądujecie.
- Kiedy co?
- Lądujecie. Mama Rebecki mówiła, że przyjeżdżacie dziś do nas - zmarszczyłam brwi rozglądając się w około.
- Eee mamo ja jestem w Londynie i nawet nie wiedziałam, że Rebecka jedzie do domu - powiedziałam lekko zdziwiona. - No ale nie wiem nic pewnie dlatego, że prawie nie ma mnie w domu - wzruszyłam ramionami choć doskonale wiedziałam, że ona tego nie widzi.
- Nie za dużo czasem pracujesz skarbie? Musisz pamiętać, że nawet praca w takim miejscu jak Dom Dziecka jest męcząca.
- Wiem mamuś. Oszczędzam się na prawdę. Chętnie bym z tobą jeszcze porozmawiała ale mam dziś gościa i muszę dać mu coś zdrowego do jedzenia. Zadzwonię do ciebie jutro, dobrze?
- Dobrze, dobrze. Kochamy się Shelby.
- Taa ja was też. Pa! - rozłączyłam się i rzuciłam telefon na stolik siadając na kanapie obok Conrada.
- A więc mam dać ci coś zdrowego do jedzenia - popukałam się palcem w podbródek. - Wolisz pizzę z oliwkami czy szpinakiem?
- Miałaś dać mi coś zdrowego! - Conrad zaczął się śmiać, a ja poczułam, że chcę słyszeć ten głos już zawsze.
- No przecież będą tam warzywa! - również się zaśmiałam i zaczęłam łaskotać chłopca ciesząc się jego szczęściem i chwilową beztroską.
-----------------------------------------------------------------------------
Ups? Rozdział miałam dodać już dawno temu ale miałam próbne testy i nie miałam na to czasu :/ mam nadzieję, że wam się spodoba i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza. PRZEPRASZAM za błędy ale nie chce mi się tego teraz sprawdzać. :) Liczę na was nie zawiedźcie mnie!
A i jak zwiastun? Podoba się?

niedziela, 8 grudnia 2013

Informacja

Hej! Zrobiłam nowy zwiastun bloga ( tak wiem, zdolniacha ze mnie) a więc odsyłam do linku :D lub po lewej stronie jest kolumna ze stronami i jest zakładka ZWIASTUN.
Ps. Postaram się dziś dodać rozdział ale nic nie obiecuję! :D

czwartek, 5 grudnia 2013

10

Perspektywa Louisa.

Spokojnie siedziałem w samochodzie czekając aż Paul pozwoli mi wyjść. Moim zdaniem mogłem to już zrobić jakieś dziesięć minut temu ale według niego powinienem poczekać. Co się będę z nim kłócił prawda? I tak bym nie wygrał.
- Dobra idź. Jak będziesz chciał wracać masz do mnie zadzwonić i czekać w mieszkaniu dopóki po ciebie nie przyjdę, jasne?- Spojrzałem na Paula i w ciszy pokiwałem głową. Nie wiem dlaczego wszyscy uważają mnie za takiego 'tępaka' ja na prawdę mogę być odpowiedzialny gdy tego chce. 
- Spoko, dzięki.- Ubrałem okulary i z westchnieniem wysiadłem z samochodu od razu wchodząc do ogromnego budynku. Przeszedłem obok 'recepcji' ze spuszczoną głową i dopiero gdy wszedłem do pustej windy wyprostowałem się i ściągnąłem okulary.
Gdy tylko winda się otarła usłyszałem głośną muzykę wydobywającą się z mieszkania na samym końcu korytarza. Zmarszczyłem czoło i podszedłem do drzwi naciskając klamkę. Drzwi bez oporu otwarły się, a ja wszedłem do środka i od razu zamknąłem je za sobą aby choć trochę zmniejszyć hałas. Mam nadzieję, że nie mieszkają tutaj starsi ludzie. Przeszedłem przez pusty hol aby wspiąć się schodami na górę. Im bliżej byłem pomieszczeń, które zajmowały dziewczyny tym hałas robił się co raz większy.
Gdy wszedłem do salonu w oczy rzuciła mi się sprzątająca kuchnię Shelby. Najwyraźniej mnie nie zobaczyła, a tym bardziej usłyszała ponieważ nadal tańczyła w rytm piosenki i podśpiewywała pod nosem jakieś wersy. Zauważyłem w rogu salonu wieżę, która musiała być podłączona do telewizora. Wziąłem pilot i wyłączyłem go tym samym powodując ciszę w pomieszczeniu.
- Co do kurwy?- Zaskoczona jak i wystraszona Shelby odwróciła się w moją stronę i rzucił we mnie szmatką. Na szczęście udało mi się uchylić.- Cholera celowałam w twarz.
- Co ty robisz?- Zapytałem i podniosłem ściereczkę, którą jej oddałem.
- Jak to co? Sprzątam nie widzisz?- Odpowiedziała mi i posłał zdziwione spojrzenie, które od razu odwzajemniłem.
- No niby widzę ale od kiedy ty sprzątasz? Wydawało mi się, że to Rebecka jest tą co utrzymuję porządek.-  Odpowiedziałem jej i usiadłem na jednym z krzeseł.
- Taa Rebecka jest w tej chwili nie do dyspozycji.- Nie wiem dlaczego ale miałem nieodparte wrażenie, że mówi o swojej przyjaciółce z jakąś wrogością w głosie i niechęcią. Wydaję ci się... 
- Dlaczego? Coś się stało?
- Upiła się wczoraj i gdy wróciłam do domu znalazłam ją siedzącą pod drzwiami. Nie była nawet w stanie sama wstać, a co dopiero mówić o chodzeniu.-Wytłumaczyła mi i zajęła miejsce na przeciwko mnie. Wydawała się taka dojrzała i zmęczona.
- Shelby? Wszystko w porządku? Jeżeli jesteś na nią zła za to, że się upiła to serio przesadzasz. Nawet Rebecka ma prawo się spić nawet jeżeli robi to do nieprzytomności.- Pewnie zaraz zaczniemy się kłócić ale po prostu wiem, że muszę stanąć po stronie Rebecki.
- Nie chodzi o to, że ona się upiła. Chodzi o to co ona robi ze swoim życiem. Co robi z naszą przyjaźnią. Nawet nie pamiętam kiedy tak na prawdę porozmawiałyśmy.- Miałem wielką ochotę wstać i przytulić Shelby ale nie chciałem czymś oberwać.
- Pokłóciłyście się wczoraj prawda? To dlatego do nas przyszłaś.- Dopiero teraz wszystko zaczyna mi się układać. Gdyby nie to, że się pokłóciły to na pewno brunetka by się u nas nie zjawiła. To takie oczywiste!
- Trochę tak. Ale gorsze od tego jest to, że ona po prostu zapomniała, że miała ten dzień spędzić ze mną.
- Rebecka? Zapomniała? O? Tobie?- No chyba kurwa nie.

Perspektywa Shelby

Przysłuchuję się spokojnie rozmowie Louisa z Rebecką i szczerzę muszę się powstrzymywać od wybuchnięcia śmiechem. Louis brzmi tak poważnie i karcącą, że to aż niemożliwe.
- Daj mi spokój!- Krzyk Rebecki przebija się przez zamknięte drzwi. Louis musi coś do niej mówić ponieważ słyszę ciche pomruki jego głosu aczkolwiek nie mogę rozszyfrować jak brzmią słowa.- Chyba sobie kpisz! Nie będziesz mi mówił co mam robić i jak ją traktować!- Znów nagły wybuch Rebecki i następne pomruki Louisa. Robiło się co raz ciekawiej.- A powiedziała ci coś o sobie?! Powiedziała ci co zrobiła kilka lat temu?! Może się jej boję co?!- Mocno nacisnęłam klamkę i popchnęłam drzwi ze złością.
- Przestań!- Krzyknęłam wściekła i spojrzałam na nią. To już nie była ta sama dziewczyna.- Po prostu przestań. To, że masz zły humor i kaca nie oznacza, że musisz wygadywać takie głupoty.- Dodałam ciszej i spokojniej. Cóż to były tylko pozory. Nadal czułam się wściekła i zdenerwowana ale wiedziałam, że muszę się opanować.
- Proszę cię doskonale wiesz, że to nie są bzdury.- Odparła z kpiną w głosie Rebecka.- Na pewno kiedyś sądziłaś, że się ciebie boję. I wiesz co? Tak było i jest. Po prostu jestem dobrą aktorką w porównaniu do ciebie. Jestem lepsza od ciebie we wszystkim. Myślisz, że dlaczego Paul chciał tylko mnie? Jestem od ciebie lepsza i tyle.
- Skończ!- Podskoczyłam lekko na krzyk Louisa. Nie słyszałam go nigdy aby krzyczał. Ale teraz gdy to się stało... Nie chciałabym usłyszeć tego nigdy więcej.- Co ty kurwa robisz?- Zapytał ją i pokręcił głową starając się chyba wyrzucić słowa brunetki z głowy.
- Muszę iść do Domu Dziecka.- Powiedziałam cicho i wycofałam się na korytarz zostawiając za sobą otwarte drzwi.
 Z mojej sypialni zabrałam tylko telefon oraz torbę i od razu skierowałam się w stronę schodów. Musiałam stąd wyjść. Musiałam zniknąć i to szybko. Gdy byłam już w holu i miałam za chwilę dojść do drzwi usłyszałam za sobą szybkie kroki i zaledwie po kilku sekundach pojawił się obok mnie Louis. Nie odezwał się ani słowem po prostu przyciągnął moje ciało do swojego i oplótł czule rękoma. Starałam się wyrwać z jego uścisku bo wiedziałam, że to pokazuję iż jestem słaba ale brunet mi na to nie pozwolił.
- Przestań Shelby. Po prostu przestań.- Szepnął cicho do mojego ucha i zaczął pocierać moje plecy. Zaczęłam się rozluźniać i łzy niebezpiecznie balansowały w moich oczach ale na szczęście powstrzymałam się przed płaczem. Jak zawsze. 
***
 - Shelby kochanie pójdziesz do pokoju dziennego powiedzieć Conradowi, że ma posprzątać swój pokoju?- Podniosłam wzrok z nad listy i spojrzałam na panią Barbarę. Starsza kobieta uśmiechała się do mnie promiennie.
- Oczywiście.- Odpowiedziałam i zamknęłam teczkę. Odsunęłam krzesło i wstałam z westchnieniem. Mimo tego, że uwielbiam tą pracę nie miałam najmniejszej ochoty tutaj przebywać. Nie dziś.
- Skarbie wszystko w porządku?- Z twarzy pani Barbary zszedł uśmiech. Była zatroskaną starszą kobietą i nie ważne czy cię znała czy nie- martwiła się bardziej o kogoś niż o siebie. 
- Powinnam się uśmiechnąć i powiedzieć, że tak ale pani jest bardzo bystrą staruszką i pewnie za kłamstwo bym zgarnęła w łeb więc- nie nic nie jest w porządku. Ale będzie. Musi być.- Odpowiedziałam i wyszłam z gabinetu kierując się przez długi korytarz do pokoju dziennego, w którym o tej porze przesiadują prawie wszystkie dzieciaki. 
Otworzyłam drzwi i od razu doszedł do mnie radosny śmiech i krzyk kilku dziewczynek. 
- Tylko nie urwijcie głowy tej lalce.- Ostrzegłam dwóch chłopców, którzy starali się rozebrać lalkę. Nie wnikam co oni chcą oglądać. Rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu i dostrzegłam siedzącego w kącie przy stoliku Conrada.    
- Cześć mały rycerzu.- Powiedziałam do niego gdy ukucnęłam przy stoliku.- Co ty tutaj tworzysz?- Zapytałam go gdy dojrzałam, jak stara się dokładnie pomalować rysunek, który stworzył. 
- Namalowałem ciebie podczas twoich urodzin.- Odpowiedział mi i posłał niewinny uśmiech. Również się do niego uśmiechnęłam.
- Moich urodzin? Ciekawe. A możesz mi powiedzieć dlaczego na moich urodzinach ma się pojawić wielki czarny miś?
- To nie miał być miś. Chciałem narysować Louisa, ale mi nie wyszło.- Odparł i znów zaczął malować, a ja zdusiłam w sobie parsknięcie. Strasznie podobny. 
- Hej rycerzyku, a może posprzątasz u siebie w pokoju, a potem razem coś narysujemy dobra?- Jego głowa powoli odwróciła się w moją stronę.
- Ale obiecujesz?
- Obiecuję!- Podniosłam do góry dłoń, a on przybił mi piątkę i pobiegł w stronę sypialni. Westchnęłam i zaczęłam składać wszystkie kredki do pudełka. Podniosłam kartkę z rysunkiem i chciałam ją złożyć na pół ale coś zwróciło moją uwagę. Mianowicie na odwrocie krzywym pismem Conrada było napisane: Dla cioci Shelby. Uśmiechnęłam się i odłożyłam kartkę do pudełka, w którym mieściły się wszystkie rysunki chłopca.   
Gdy wracałam do gabinetu poczułam łaskotanie na nodze dlatego wyciągnąłem komórkę z kieszeni spodni i przeciągnęłam palcem po ekranie przykładając urządzenie do ucha.
- Co chcesz padalcu?- Zapytałam i uśmiechnęłam się do biegnących dziewczynek. Były takie słodkie i niewinne. 
- Ciebie też miło słyszeć Shelby.- Odpowiedział mi i mogę się założyć, że wywrócił oczami.- Zastanawiam się czy nie masz może ochoty wyskoczyć na lunch?
- Wiesz ochotę to może i mam ale nie mogę.- Odparłam i weszłam do biura zastając panią Barbarę wypełniającą jakieś papierki.- Muszę zająć się listą na jutrzejszy kiermasz więc dziękuję za propozycję ale muszę odmówić. 
- Szkoda myślałem, że wyskoczymy gdzieś zjeść pyszniutkie i cieplutkie hod-dogi.
- Nie kuś Tomlinson, nie kuś.- Zaśmiałam się cicho i usiadłam na krześle.- Ej ale czy ty w ogóle możesz tak wychodzić? No wiesz są wakacje, tłumy napalonych fanek i w ogóle.
- Ma się te swoje sposoby żeby cię nikt nie rozpoznał. No dobra trudno skoro nie chcesz nigdzie ze mną iść to nie. Wezmę sobie Harry'ego a ty pracuj Debilko. 
- Cześć Młotku.- Nim przerwałam połączenie usłyszałam jego wesoły śmiech. Wczoraj podczas drogi do Domu Dziecka wymyśliliśmy sobie ksywki. Debilka i Młotek. Kreatywnie prawda? 
- Twój chłopak?- Zapytała pani Barbara. Woda, która aktualnie znajdowała się w mojej buzi rozprysła się po pomieszczeniu.
- Mój, co?- Zaczęłam kaszleć aby pozbyć się tego dziwnego uczucia w gardle. 
- Mówiłaś o nim z taką czułością, że pomyślałam sobie...
- Z czułością? Od kiedy przezywanie kogoś od Młotków i padalców jest przejawem czułości?- Prychnęłam zdziwiona jej słowami.
- Kochanie uwierz mi, że wiem o czym mówię. Ja i mój świętej pamięci małżonek od samego początku naszej znajomości przezywaliśmy siebie od najgorszych i proszę jak to się skończyło. Czterdzieści pięć lat razem.
- Z całym szacunkiem pani Basiu ale po pierwsze Louis ma dziewczynę, a po drugie nie wyobrażam sobie życia z kimś takim jak... On. Po prostu to jest nierealne.- To nie były puste słowa. Na prawdę sądziłam, że ja i Louis co najwyżej możemy być przyjaciółmi ale nim to się stanie minie wiele lat.
***
- Podaj mi żółtą kredkę.- Westchnęłam i potulnie podałam Conradowi żółtą kredkę. Mieliśmy razem malować a wyszło na to, że ja tylko podaję mu kredki i dostaję ochrzan za to, że źle koloruję lub biorę nie właściwie kolory. Milusio. 
- Picasso kończ już bo musisz iść do pana psychologa.- Uśmiechnęłam  się w jego stronę i z przykrością obserwowałam jak te wesolutkie iskierki w jego oczach znikają i zastępują je strach.
- Muszę tam iść?- Zapytał cicho i znów zaczął rysować. Przysunęłam sobie krzesło do niego i przytuliłam obejmując ciasno jego małe ciałko.
- Wiesz, że musisz. Pan Wilson ci pomoże zobaczysz.- Pocałowałam go w głowę i zamknęłam na chwilę oczy.- Jeżeli chcesz to mogę pójść z tobą.- Dodałam i spojrzałam na niego.
- Zrobiłabyś to dla mnie?
- Och! Oczywiście, że tak!- Zaśmialiśmy się oboje.- To co za pięć minut przed gabinetem?- Chłopczyk pokiwał głową i pobiegł prawdopodobnie do łazienki. Westchnęłam i kolejny raz tego dnia zaczęłam składać wszystkie kredki do pudełka.
- Proszę, proszę. Już drugi raz widzę jak sprzątasz.- Odwróciłam się i ujrzałam stojącego w pomieszczeniu Louisa i Harry'ego. Ten drugi wyglądał zdecydowanie lepiej.
- Proszę, proszę. Już drugi raz w jednym dniu widzę największą niedorajdę na świecie.- Odpowiedziałam mu i wrzuciłam kredki do koszyka.
- Harry'ego widzisz pierwszy raz.- Parsknęłam śmiechem i poprawiłam bluzkę, która mi się podwinęła. 
- Co mu jest?- Wskazała głową na bruneta, który stał przerażony i nie skomentował ani słowem zaczepki Louisa.- Styles? Ktoś cię kopnął?- Podeszłam do niego i pstryknęłam mu palcami przed oczami. Zamrugał gwałtownie i cofnął się lekko do tyłu.
- Co? Coś chciałaś? Ja... Po prostu tak dziwnie mi tutaj. No wiesz, jakoś smutno i źle.- Poprawił swoje włosy nerwowym gestem.- Jak ty możesz tutaj pracować?- Dodał z niedowierzaniem w głosie.
- Cóż... Po prostu chcę im pomóc i wnieść trochę 'inności' w ich życie.- Wzruszyłam ramionami.- Przepraszam, że was zostawiam ale obiecałam Conradowi, że pójdę z nim do pana Wilsona.- Posłałam Harry'emu delikatny uśmiech i ominęłam ich kierując się w stronę gabinetu gdzie czekał na mnie mój mały podopieczny. Nawet nie zapytałam się ich po co tutaj przyszli. Jakby cię to obchodziło. 
***
Po otwarciu drzwi od mieszkania doszły do mnie wesołe śmiechy. Westchnęłam i zamknęłam drzwi po czym przeszłam przez hol i wspięłam się po schodach dochodząc do salonu, w którym siedziałam moja przyjaciółka, Drake oraz jakiś dwóch innych chłopaków i jakaś dziewczyna, która wyglądała jakby nie miałam pojęcia czym jest: chłopakiem- czy dziewczyną.
Ooo Shelby jak miło, że już wróciłaś.- Rebecka zachichotała jak idiotka i wtuliła się w tego całego Drake. Ostatkami sił powstrzymywałam odruch wymiotny.
- Taaa też się z tego cieszę.- Rzuciłam obojętnie.- Ty 'groźny najebany' bierz te brudne buciska ze stolika bo ci przyjebie.- Wymierzyłam palec w jakiegoś chłopaka, a on podniósł ręce do góry po czym z kpiącym uśmiechem ściągnął nogi ze stolika.
- Nie tak ostro siostro. Powinnaś być miała. W końcu jesteśmy twoimi gośćmi.- Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem i prychnęła cicho pod nosem. Wiem, że jestem gruba kretynko niedomyta. 
- Po pierwsze nie wiem co to oznacza: być miłym, a po drugie gośćmi możecie być co najwyżej w stodole wnioskując po waszych manierach i ilorazie inteligencji.
- Uważaj Katie bo jeszcze rzuci w ciebie lampą, a potem pójdzie po nóż.- Ich śmiechy znów wypełniły salon. Nawet Rebecka się śmiała. Nawet ona.
***
Nie przejmowałam się stojącymi przed domem chłopaków fankami. Przepychałam się między nimi ignorując ich wściekłe spojrzenia i słowa kierowane w moją stronę. Stanęłam przed furtką i posłałam jednemu z ochroniarzy błagalne spojrzenie. Arthur stojący obok niego szepnął coś mu na ucho. Ochroniarz pokiwał głową i otworzył furtkę, a Arthur pomógł mi wejść na posesję.
- Dlaczego nie weszłaś tyłem?- Zapytał i zaczął prowadzić mnie w stronę domu. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Przepraszam. Zapomniałam o tym.- Odparłam zgodnie z prawdą. Całkowicie zapomniałam, że zawsze gdy przychodziłam do chłopaków nie wchodziłam- tak jak teraz- tylko przełaziłam przez płot.
Nacisnęłam klamkę od drzwi i pod czujnym wzrokiem Arthura weszłam do dobrze oświetlonego korytarza. Co ja tutaj robię? Dlaczego tutaj przyszłam? Odetchnęłam głęboko i zrobiłam kilka kroków w głąb pomieszczenia. Gdy do moich uszu doszedł radosny śmiech chłopaków poczułam uścisk w sercu. Oni byli szczęśliwi, byli prawdziwymi przyjaciółmi. A ja? Ja zostałam sama. 
 - Shelby? Ty płaczesz?- Podniosłam głowę do góry i napotkałam zdziwione spojrzenie Niall'a. Dopiero teraz poczułam łzy, które spływały po moich policzkach.
- Jest Louis?- Zapytałam cichutko. Tak bardzo pragnęłam poczuć się spokojnie i bezpiecznie. Z niewiadomych dla mnie przyczyn, czułam, że właśnie on może mi to dać. Spokój i bezpieczeństwo.
- Tak jest u góry, ale co się stało?- Liam wstał z kanapy i zrobił tylko kilka kroków w moją stronę.
- Potrzebuję Louisa...- Wyszeptałam i starałam się powstrzymać łzy co nie za dobrze mi wychodziło.
- Shelby? Co ty tutaj robisz Debilko?- Ze schodów schodził Louis, który trzymał za rękę trochę niższą od siebie brunetkę.
- Ona im powiedziała.- Wychlipałam i pociągnęłam nosem. Brunet zmarszczył czoło i puścił rękę brunetki, podszedł do mnie i chwycił mnie za ramiona.
- Kto powiedział. Debilko o co chodzi?- Louis przytulił mnie do siebie i zaczął pocierać moje plecy.
- Rebecka im powiedziała.- Wyszeptałam i zaniosłam się jeszcze większym płaczem.- Powiedziała, że go zabiłam.- Dodałam i spojrzałam mu w oczy. Był zdziwiony tak samo jak reszta. 
------------------------------------------------
Strój Shelby
Strój Rebecki

Hej! Jak przed świętami? Życzę wam wesołych Mikołajek(?) i w ogóle szczęścia. Dodaję dziś rozdział bo wydaję mi się, że jest w miarę dobry. Usunęłam ten dziwaczny kod i teraz nawet ANONIMY mogą komentować co mam nadzieję, że się stanie. Dziękuję z całego serca za te dwa komentarze, KOCHAM WAS! * Liczę, że pod tym rozdziałem pojawi się ich minimum 5 ♥