środa, 31 lipca 2013

5

Perspektywa Shelby.

Twarz Rebecki zmieniała się z chwili na chwilę. Na początku gdy mnie zobaczyła była przerażona. Potem widocznie jej ulżyło, że się obudziłam. A teraz? Teraz chyba miała ochotę schować się za któregoś z tych debili i udawać, że jej tutaj nie ma.
- No? Wytłumaczysz mi to wreszcie?- Zapytałam i spojrzałam na nią wyczekująco. Ona zamiast coś powiedzieć, zacząć się bronić spojrzała na jednego z tych nieudolnych porywaczy jakby szukała u niego pomocy.
- Shleby...- Jeden z tych kretynów podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.- Taka ładna dziewczyna i tak się denerwuję... Powinnaś się uspokoić.- Jego głos był dość wysoki i wyraźnie rozbawiony co podziałało na mnie jak czerwona płachta na byka.
- Idioto...- Moja ręka objęła go w pasie.- Albo mnie puścisz albo więcej nie poruchasz. Obiecuję ci to.- Wysyczałam, a on automatycznie odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość.
- Już miałem nadzieje, że nie obudzi się aż do końca lotu.- Ciche westchnienie zwróciło moją uwagę. Odwróciłam się i ujrzałam Paula, który był wyraźnie zmęczony.
- Już miałam nadzieję, że więcej cię nie zobaczę.- Odpyskowałam i znów spojrzałam na swoją przyjaciółkę.
- No co? Nie wiedziałam co mam zrobić... I tak jakoś wyszło.- Odpowiedziała mi zmieszana moim ciągłym wpatrywaniem się w nią.
- Nie Rebecka. Tak jakoś może wyjść, że mogę obudzić się u jakiegoś chłopaka całkiem naga, a nie oberwać pustakiem w głowę i obudzić się na pokładzie samolotu!- Krzyknęłam zdenerwowana i włożyłam palce we włosy w celu uspokojenia się.
- Jeśli mogę coś wtrącić...- Drugi chłopak odchrząknął i spojrzał na mnie niepewnie.- To była mała cegiełka, a nie pustak.- Wytłumaczył, a ja spojrzałam na niego wściekła.
- Shleby proszę cię... Wiem możesz być na mnie wściekła masz do tego prawo. Możesz mnie wyzywać, możesz powiedzieć, że mnie nienawidzisz ale chociaż proszę spróbuj mnie zrozumieć.- Jej ogromne brązowe oczy pałały wielką nadzieją, i błyszczały ode łez, które miały zaraz spłynąć po jej marmurowych policzkach aby wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia i żal.
- Staram się Reb ale nie mogę zrozumieć dlaczego nie uszanowałaś mojej decyzji.- Usiadłam z westchnieniem na kanapie, na której się obudziłam i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam przyjemne ciepełko obok mojego ciała, a po chwili drobna ręka dziewczyny wylądowała na moim ramieniu.
- Nie uszanowałam ponieważ nie mogę sobie wyobrazić, że miałabym być w Londynie bez mojej bezczelnej i aroganckiej przyjaciółki u boku.- Spojrzałam na nią, a na jej twarzy rozciągnął się delikatny uśmiech. Wciągnęłam głęboko powietrze.
- Masz szczęście, że mam do ciebie słabość.- Uśmiechnęłam się i westchnęłam kręcąc głową.- Nie wierzę, że jednak czegoś cię nauczyłam.
- Ciekawe czego?- Zapytała i przytuliła się do mnie mocno. Zamknęłam oczy i również ją objęłam. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a spod i tak zamkniętych powiek wyleciały małe, słone kropelki.
- Dlaczego wy ryczycie?- Odsunęłyśmy się od siebie i spojrzałyśmy na chłopaków, którzy moim skromnym zdaniem czekali tylko na to aby nas zgwałcić i wyrzucić nasze poćwiartowane zwłoki z samolotu.
- Dlaczego jesteś taki głupi?- Zapytałam i dostałam w ramie od Rebecki. Spojrzałam na nią oburzona.- No co? Nie powiesz mi, że sądzisz inaczej. Kto normalny siedzi w samolocie w kapturach i okularach?
- Kto normalny chce zostawić swoją przyjaciółkę tylko dlatego bo nie ma talentu?- Wstałam zdenerwowana i stanęłam przed chłopakiem.
-  Kto normalny wali  obcą dziewczynę w głowę?- Z racji iż chłopak był ode mnie wyższy- co wcale nie jest takie trudne-, musiałam podnieść głowę do góry, aby zobaczyć swoje odbicie w jego ciemnych okularach.
- Ile będziesz jeszcze nam to wypominać? Jezu raz ci jebnąłem, a robisz z tego zaraz jakąś aferę.
- A żebyś wiedział, że będę robiła aferę. A po za tym może byś wielki macho ściągnął te badziewne okularki oraz kapturek i pokazał jak wyglądasz?- Założyłam ręce na biodrach.
- Tylko jeżeli ściągniesz koszulkę.- Chłopak powtórzył mój ruch i na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.
- Nie bo ci stanie.- Odpyskowałam, a uśmiech, który mnie drażnił zniknął z jego twarzy.
- Żeby tobie zaraz coś nie...
- Louis!- Spojrzeliśmy razem oburzeni na drugiego chłopaka.- Nie sądzisz, że starczy? A po za tym Shleby na pewno tak nie myśli po prostu jest zdenerwowana.
- Zamknij się!- Krzyknęliśmy oboje i znów spojrzeliśmy na siebie.
- Shleby proszę cię daj spokój. On nie jest tego wart.- Rebecka chwyciła mnie za rękę i odciągnęła od chłopaka.
Usiadłam razem z Reb na kanapie i wyjrzałam na świat pod nami. Taki daleki, taki mały. Dziwnie się czułam. I nie chodzi mi w tej chwili o to, że byłam tysiące kilometrów nad ziemią. Chodzi mi o to, że tak trochę mam za złe Rebece, że przyczyniła się w jakimś stopniu do tego mojego porwania.
Brunetka wciągnęła głośno powietrze czym zwrócił moją uwagę. Spojrzałam na nią, ale ona wpatrywała się w coś przed sobą. A mianowicie w chłopaka z lokami na głowie, który miał błyszczące zielone oczy i dołeczki w policzkach gdy się uśmiechał.
Pokręciłam głową i mój wzrok samowolnie spoczął na drugim chłopaku, który przeczesywał swoje brązowe włosy palcami. Jego niebieskie oczy spoczęły na mnie i zaczęły wciągać mnie w jakąś nieznaną krainę.
- Gdzie są moje okulary?- Zaczął machać przed sobą rękoma jak jakiś opętany. Drugi chłopak westchnął i znów się uśmiechnął ale tym razem nie do Rebecki.
- Przecież ty nie musisz nosić okularów.- Stwierdził i roztrzepał swoje loki wywołując tym samym ciche westchnienie mojej przyjaciółki.
- No tak.- Powiedział i stanął prosto.- Ale to nie zmienia faktu, że wyglądam w nich jeszcze seksowniej.- Odparł i przeczesał ręką włosy.- A ty co wlepiasz we mnie te swoje przeklęte niebieskie oczy?- Zapytał, kierując się tym pytaniem w moją stronę.
- Cóż szczerze mówiąc to... Myślałam, że będziesz choć trochę ładniejszy.- Wzruszyłam ramionami i oparłam się o oparcie unikając jego wzroku. Ładnie wybrnęłaś. 
***
Gdy opuściliśmy samolot był już ranek i zaczęłam odczuwać zmęczenie. Nie spałam cały lot rozmyślając nad tym co teraz będzie. Co się stanie. Tak szczerze to się boję. Nie wiem jak ta cała sprawa ze śpiewaniem wpłynie na Rebeckę. Nie wiem jak bardzo się zmieni. Nie wiem czy mnie nie odtrąci. Kazała cię porwać żeby nie lecieć samemu. Fakt. Ale może to tylko tak na chwilę. Ona nie wie jak to jest żyć gdzieś samemu i może akurat jej się spodobać ta niezależność i wtedy będzie miała mnie w dalekim poważaniu.
- E ty miss tandety idziesz?- Chłopak o imieniu Louis, który miał dość denerwujące podejście co do mnie szturchnął mnie w ramie gdy przechodził obok.
- Rozmawiasz sam ze sobą? To niebezpieczne.- Odcięłam się i ruszyłam za Rebecką, która rozmawiała o czymś z Paulem. Ona jak i mężczyzna byli zdenerwowani co starali się ukryć ale jakoś im to nie wychodziło.
- Rebecka?- Podeszłam do nich i spojrzałam na swoją przyjaciółkę.- Co jest aż tak strasznie złe, że nie chcesz mi o tym powiedzieć bo boisz się mojej reakcji?- Na jej twarzy pojawił się nerwowy uśmieszek i rumieniec, który przesądził wszystko.
- Przecież nic się nie dzieje.- Jej głos był nadzwyczaj wysoki i chciało mi się po prostu śmiać z jej głupoty.
- Dziewczyno jesteś czerwona na twarzy jakby cię kto farbą oblał, głos masz jak w operze, a uśmieszek jakbyś się czegoś naćpała.- Jej głowa powędrowała na dół, a ciche westchnienie wydostało się z jej ust.
- Ja ci powiem.- Paul objął mnie ramieniem. Nie jest dobrze.- A waszą zacną trójcę zapraszam do samochodu.- Stanęłam twarzą w twarz z Paulem i tylko czekałam aż powie, że mam zabrać swoje walizki i wracać do domu. 
- No. Wykrztuś to z siebie wreszcie.- Pośpieszyłam go chcąc wreszcie móc drzeć się na niego. Teraz chociaż będę miała powód.
- No bo chodzi o to, że ja załatwiłem tobie i Rebece mieszkanie. Znaczy... Będziecie mieszkać w domu. Dwu rodzinnym.- Powiedział wreszcie, a ja odetchnęłam z ulgą.
- No i w czym problem?- Zapytałam nie rozumiejąc jego zdenerwowania czy chociażby próby kłamania Rebecki.
- W tym, że drugą połowę domu zamieszkuję te dwa tępaki i ich trójka przyjaciół. No wiesz ci ze zespołu.- Moje oczy powiększyły się co najmniej dwa razy. W samolocie słyszałam, że ten Harry i pan L mają zespół i takie tam ale właściwie to mi to zwisa i powiewa. Nie moje klimaty.
- Czy ty duży facecie, z dziwną twarz sobie ze mnie w tej chwili żartujesz?- Pokręcił powoli głową, a ja zaczęłam biec w stronę kas na lotnisku, z którego jeszcze nie wyszliśmy.
Po chwili nim zdążyłam przebiec chociaż połowę dzielącej mnie drogi uniosłam się w powietrzu i wylądowałam na silnych plechach Paula.
- Shleby uspokój się!- Krzyknął do mnie i wzmocnił swój uścisk, ponieważ zaczęłam mu się wyrywać i drzeć jak idiotka zwracając tym samym uwagę innych ludzi.
- Nie! Ja chcę do domu! Nie będę z nimi mieszkała! Oni są głupi!- Wierzgałam rękom i nogami, ale to nic nie dało ponieważ po chwili zostałam wrzucona do czarnego busa. Wylądowałam na czyiś nogach, ale po chwili zostałam brutalnie zepchnięta na podłogę. Samochód ruszył, a ja przeturlałam się po podłodze i uderzyłam rękom w jakiś zaostrzony metalowy pręt. Krzyknęłam cicho i gdy starałam się jakoś usiąść czyjeś silne ręce podniosły mnie do pionu i posadziły na miękkim siedzeniu.
- Bierz te łapy.- Wysyczałam w stronę Louisa, który cały czas trzymał swoje ręce na mojej talii. Siedziałam na przeciwko niego więc z moich kalkulacji wynika iż bardzo łatwo i szybko będę mogła go pokopać.
- Shelby ty krwawisz....- Spojrzałam na Rebeckę, która zrobiła się niewyobrażalnie blada.
- No wiesz ty też. Mogłabym ci nawet powiedzieć kiedy ale zważywszy na to iż są tutaj osobniki płci przeciwnej i jeden niezidentyfikowany to może sobie oszczędzę.- Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do niej.
- Nie o to mi chodzi. Twoja ręka. Patrz.- Rebecka wygięła moją rękę pod dziwnym kontem ukazując mi lekkie rozcięcie, z którego ciekła strużka krwi.
- Pff. To to nic. Opanuj się dziewczyno i przede wszystkim oddychaj bo nie mam ochoty cię całować. Paul masz jakieś chusteczki albo coś.- Mężczyzna siedzący obok kierowcy rzucił mi w głowę paczką chusteczek. Wyciągnęłam jedną po czym odrzuciłam mu również celując w jego głowę.
- Louis! Prosiłam cię abyś podał Paulowi te chusteczki, a nie rzucał nimi w niego.- Brunet podskoczył wystraszony przez co upuścił telefon trzymany w ręce.
- Ile dostaje się za zabójstwo?- Zapytał cały czas patrząc w moje oczy. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Od dwudziestu pięciu lat, nawet do dożywocia.- Paul posłał mu znaczący uśmiech, który widziałam.
- A jeżeli to będzie zabójstwo w słusznej sprawie? No wiesz pomoc ludzkości i w ogóle.- Louis wzruszył ramionami.
- To musiałbyś raczej zabić sam siebie jeżeli chcesz pomóc ludzkości.- Odpyskowałam i zamknęłam oczy przyciskając chusteczkę do piekącego miejsca.
- Czy ciebie rodzice w betoniarce kołysali, że jesteś taka głupia?- Moje oczy znów ujrzały światło dzienne, a noga, która była blisko Louisa wystrzeliła do góry kopiąc go tym samym w piszczel.
- Boże daj mi cierpliwość bo jak dasz siłę to wszystkich rozpierdolę.- Mruknęłam pod nosem, a Harry flirtujący z Rebecką zaczął się śmiać ale gdy Louis spojrzał na niego wściekły zamknął się i zaczął kaszleć jakby to miało go uratować od wściekłego wzroku przyjaciela.
***
Wysiadłam z samochodu i od razu zaczęłam się rozciągać. Wszystko mnie bolało i już na prawdę jedyne o czym marzyłam to wygodne łóżeczko. Gdy podczas jazdy pytałam się kilka razy Paula czy jeszcze daleko wytłumaczył mi, że tak jeszcze daleko ponieważ chłopcy nie mieszkają w samym centrum. A więc byłam skazana na wesołą gadkę tych napaleńców przez całe czterdzieści trzy minut wliczając do tego oczywiście stanie w korku.
- My tu mieszkamy?- Rebecka stojąca obok mnie wpatrywała się w coś przed siebie. Odwróciłam się i ujrzałam ogromny dom.
- Paul takie pytanie za sto punktów.- Podeszłam do mężczyzny i położyłam dłoń na jego ramieniu.- Gdzie ty tu kurwa widzisz dom dwurodzinny?!- Wrzasnęłam i spojrzałam na niego wściekła.
- No... Dobra okłamałem cię. Ale inaczej nie zgodziłabyś się przyjechać, a bez ciebie Rebecka też by nie chciała jechać więc... Musiałem coś wymyślić.- Wzruszył ramionami.
- Ty głupi buraku!- Zaczęłam machać rękoma chcąc go uderzyć, ale ktoś podniósł mnie do góry i szedł ze mną bodajże w stronę domu. Nie wiem nie widziałam nic co było przede mną.
Zważywszy na to iż widziałam zmierzających w moją stronę Rebeckę wraz z Harrym i Paula, nieść musiał mnie ten kretyn Louis co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.
Usłyszałam jak drzwi od domu się otwierają wkraczamy do chłodnego pomieszczenia.
- Postaw mnie albo tak cię uszkodzę, że własna matka cię nie pozna.- Wysyczałam, a po chwili stałam już na własnych nogach.
Znajdowałam się w dość przestronnym, małym korytarzu, który był utrzymany w jasnych, przyjemnych kolorach. Z schodów, schodził jakiś brunet z brązowymi oczami i przyjaznym uśmiechem na ustach.
- Cześć.- Podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę rękę, którą delikatnie ujęłam.- Jestem Liam.
- Shelby.- Skwitowałam krótko. Obok mnie pojawiła się Rebecka, która również przywitała się z tym całym Liam'em.
- To co może chłopcy pokażą wam dom, a ja przyniosę wasze walizki.- Wydaję mi się, że Paul nie chciał wchodzić do środka aby tym razem na prawdę nie oberwać.
- Tak oczywiście. Chodźcie.- Liam ruszył przodem, a Rebecka potruchtała za nim. Westchnęłam i również poszłam w głąb domu nie widząc innego wyjścia z tej sytuacji.
Przede mną rozciągnął się widok dość dziwnie urządzonego salonu połączonego z jadalnią. Tutaj również panowały jasne kolory, ale wydawały się smutniejsze i bardziej poważne.
- Dobra teraz w skrócie.- Louis przejął głos.- Na lewo jest kuchnia. Tutaj, znaczy w salonie spędzamy prawie całe dnie. Szczerze to jesteśmy leniwi i raczej to się nie zmieni. Teraz jeżeli chcecie to idźcie na górę i zdemolujcie nam pokoje. A my sobie klapniemy i obejrzymy meczyk.- Cała trójka rozsiadała się wygodnie na kanapie, a my z Rebecką wróciłyśmy do korytarza aby potem wspiąć się po schodach na piętro.
- I skąd my niby mamy wiedzieć, które pokoje są nasze?- Zapytała brunetka.
- Wiesz wydaję mi się, że nikt inny w tym domu nie ma na imię Rebecka albo Shelby.- Wskazałam głową na siedem par drzwi, które miały poprzyczepiane tabliczki z imionami. Jak w przedszkolu. 
- Dobra to jest dziwne.- Stwierdziła moja przyjaciółka, ale odważnie- jak na nią- ruszyła w stronę drzwi podpisanych jej imieniem. Poszłam za nią i cierpliwie poczekałam aż otworzy drzwi.
- Shleby...- Wyszeptała dziewczyna i weszła do środka.- Ten pokój...
- Wiem. Jest stworzony dla ciebie.- Podeszłam do niej i pocałowałam ją w policzek.- Naciesz się swoim królestwem mała. Należy ci się.- Poklepałam ją po plecach i wyszłam z pokoju cicho zamykając za sobą drzwi. Oparłam się o ten kawałek drewna i zamknęłam oczy wzdychając cicho.
- Okłamujesz ją.- Podskoczyłam wystraszona. Przede mną stał chłopak o ciemnej karnacji, z dwudniowym zarostem, czarnymi kolczykami w uszach i częściowo zakrytymi tatuażami. Uuu witaj panie seksowny. 
- A ty co jasnowidz?- Zapytałam ale wcale nie zamierzałam czekać na jego odpowiedź.
Weszłam do pokoju obok, który był przeznaczony dla mnie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu uśmiechając się lekko do siebie. Nie mam pojęcia kto urządzał ten pokój ale mogę mu dziękować na kolanach. No jeżeli to będzie dziewczyna bo w przeciwnym razie to by trochę dziwnie wyglądało.
Ciche pukanie rozniosło się po pokoju, a drzwi otwarły się i stanął w nich farbowany blondyn, który uśmiechał się szczerze.
- Hejka.- Chłopak wszedł do środka z moimi dwoma walizkami, które postawił pod ścianą.- Niall jestem.- Wyciągnął w moją stronę rękę.
- Shelby.- Przedstawiłam się i uścisnęłam jego rękę.- Dzięki, że przyniosłeś moje walizki.
- Spoko. Rebecka kazała się zapytać czy jedziesz z nią do studia.- Chłopak założył ręce na piersi i wpatrywał się we mnie radosny.
- Eee wiesz jeżeli możesz to powiedz jej, że ja dzisiaj sobie odpuszczę. Jedyne czego teraz chcę to króciutka drzemka.
- Dobra powiem jej.- Wyszedł z pokoju i nim zamknął drzwi powiedział:- Wiesz co? Wcale nie jesteś taka wredna jak mówi Louis.- Puścił do mnie oczko i zamknął za sobą drzwi zostawiając mnie samą.
***
Przetarłam oczy i ziewnęłam przeciągle. Wygrzebałam się z pościeli i przeciągnęłam się. Mój żołądek wydał z siebie dziwny dźwięk informując mnie tym samym iż pora coś zjeść. Wyszłam z pokoju po czym prawie na ślepo zeszłam po schodach starając się nie wywrócić. Przeszłam obok ciemnego salonu kierując się do kuchni. Odszukałam włącznik światła, otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam kefir. Odszukałam szufladę ze sztućcami po czym usiadłam przy blacie i w ciszy oraz spokoju zjadłam swoją obiado-kolację.
Kubeczek po jogurcie wyrzuciłam do śmieci, a łyżeczkę włożyłam do zlewu. Zgasiłam światło i znów przeszłam obok salonu ale po chwili zawróciłam. Na dworze świeciło się światło, a drzwi tarasowe były lekko otwarte. Z szybko bijącym sercem podeszłam do drzwi i gdy zobaczyłam jakąś postać siedzącą na jednym ze schodów chwyciłam do reki lampę i otworzyłam drzwi zwracając tym samym na siebie uwagę.
- A ty co?- Chłopak, który bawił się w przepowiednie przyszłości spojrzał na mnie zdziwiony. Westchnęłam z ulgą i usiadłam obok niego.
- Nie wiedziałam kto tu siedzi dlatego chciałam mieć coś do obrony.- Wzruszyłam ramionami i postawiłam lampę obok siebie.
- Mogłaś wziąć wazon. Lubię tę lampę.- Chłopak uśmiechnął się lekko i wyciągnął z kieszeni spodni paczkę fajek.- Chcesz?- Podsunął mi ją pod nos, a moja ręka jakby automatycznie sięgnęła po papierosa. A druga po zapalniczkę, którą chłopak miał w drugiej ręce.
- Ale ja jak coś to nie palę.- Powiedziałam i włożyłam fajkę do ust odpalając ją. Przyjemny dym napełnił moje płuca drażniąc przy tym lekko moje gardło.
- Nie? A mnie się wydaję, że tak.
- To źle cię się wydaję. Ja tylko... Testuję. A jeżeli Rebecka się o tym dowie to marnie skończysz.- Znów się zaciągnęłam i wypuściłam dym przez nos.
- Kochanie twoja płeć to ta piękna, a nie silna.- Chłopak oparł się na ręce i wpatrywał we mnie z uśmiechem.
- Uwierz mi, że mam wystarczająco siły aby zaciągnąć twoje zwłoki do lasu.- Poruszałam zabawnie brwiami.
- A więc jak rozumiem to ty jesteś tą szurniętą laską, która wkurwia Lou?- Zapytał i oblizał usta kusząc tym niczym Bunia sokiem z gumi-jagód.
- Ja? Ja go wkurwiam? Przecież to on jest jakiś nienormalny.- Zaczęłam machać rękoma.
- Co ci się stało?- Zadał następne pytanie, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Chłopak wskazał moją rękę.
- Aaa to. No to właściwie trochę wina tego całego Lou.
- Nie powinnaś jechać z tym do lekarza?
- Po co? Miałam już gorsze kuku.- Wzruszyłam ramionami i zgasiłam papierosa na jednym ze schodów.- Idę dalej drzemać.- Wstałam i spojrzałam na niego.- Jak ty właściwie masz na imię?
- Zayn.- Odpowiedział mi uśmiechnął się w moją stronę. Wszyscy się uśmiechają. Podniosłam jeszcze lampę do samoobrony i weszłam do środka.
- Ej Zack.- Zwróciłam się do chłopaka.
- Zayn.- Poprawił mnie co zbyłam machnięciem ręki.
- Oglądałeś kiedyś Gumisie?- Zapytałam, a on zaśmiał się gardłowo i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Kiedyś, a co?- Jego głos zdradzał to w jakim świetnym humorze jest w tej chwili.
- A nic tak się pytam.- Znów wzruszyłam ramionami i ruszyłam na górę.

----------------------------------------------------------------------------
Jest kolejny rozdział :D Dobra dopisałam do niego tylko linijkę więc wszystkie oklaski dla Kamili. Jestem na wakacjach i trudno  mi znaleźć czas więc proszę nie bijcie mnie. To do kolejnego. 
Magda ♥
Hej. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Obiecuję, że następny rozdział będzie ciekawszy. Pod ostatni rozdziałem w komentarzu jedna z dziewczyn zadała pytanie skąd my bierzemy te teksty. A więc: Kochana to nasza wyobraźnia i mój wredny charakter. Można powiedzieć, że Shelby jest moim odzwierciedleniem.. :D Przepraszamy za błędy i liczymy na wasze komentarze. Pa! 
Kamila  :*

czwartek, 18 lipca 2013

4

Perspektywa Rebecki.

7 lipca 2013 r. wtorek

Drogi Pamiętniku ...
Dobra pamiętasz jak pisałam Ci ostatnio o tych dwóch debilach? Zaczynam się ich trochę bać. Dzisiaj rano zauważyłam ich w moim ogródku, później w parku a wieczorem dwie godziny temu pod moim oknem. Ukrywali się ale ich zobaczyłam, a kiedy oni mnie- natychmiast uciekli. Kurde co za kolesie. Najpierw jeden z nich prawie potrącił mnie rowerem a później jakby nigdy nic przychodzą do mojego domu i uciekają przed moim ojcem. A teraz wpadam na nich to udają że mnie nie widzą, śledzą mnie a potem uciekają. Kurwa coś z nimi jest nie tak. Kurde przecież nie jestem taka straszna, chyba.

8 lipca 2013 rok. Środa

Pamiętniku...
Wczoraj pisałam ci o tym, że ci chłopcy cały czas za mną łażą. Myślałam, że mam jakąś paranoję czy coś ale dzisiaj upewniłam się, że to nie jest mój wymysł. Poszłam z mamą na zakupy i od razu po wyjściu z domu czułam się jakby ktoś mnie obserwował. Starałam się ignorować to uczucie ale nie wychodziło mi to za dobrze. Gdy byłyśmy już w sklepie zauważyłam tych chłopaków. Znów mieli czapki i okulary i chowali się za półkami. Chyba nie zorientowali się, że ich zauważyłam bo nie uciekli albo po prostu zdali sobie sprawę, że uciekając za każdym razem gdy na nich spojrzę dają mi jasne dowody, że mnie śledzą. Muszę szczerze przyznać, że zaczynam się bać.

9 lipca 2013 r.

Kolejny dzień jestem przez nich śledzona.Wkurza mnie to! Poszłam z Molly do kina no i oczywiście przez "przypadek" wybrali się na ten sam film. A rząd mieli o dwa wyżej od nas. Ale to jeszcze nic kiedy wróciłam do domu  i upewniłam się, że nikt mnie nie śledzi to postanowiłam sprawdzić miejsca w których ich widziałam. Najpierw ogród a później lasek obok domu. Nie uwierzysz co znalazłam, rozstawili tam namiot! Co za psychole. Postanowiłam, że dziś w nocy zaczaję się w lesie i będę obserwować ten "biwak" wolę się upewnić, że to oni zanim wygarnę im wszystko. Życz mi powodzenia , oby mnie nie zobaczyli.

Czekałam cierpliwie aż wszystko w domu ucichnie. Rodzice wyłączą telewizor, a Molly komputer. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał iż jest jeden po północy. Uśmiechnęłam się lekko po czym wyskoczyłam ze swojego łóżka ubrana cała na czarno. Wciągnęłam na stopy czarne conversy i chwyciłam latarkę z biurka oraz kominiarkę taty. Otworzyłam okno i skrzywiłam się lekko gdy przełożyłam jedną nogę za obramowanie. Oczywiście, każdy w tej chwili może zadać sobie proste pytanie. Czemu oknem? A już wyjaśniam. Temu oknem, że nikt nie może mnie usłyszeć. Oglądałam wiele filmów i wiem, że jak ktoś chce się wymknąć z domu i wychodzi przez drzwi to go łapią.
Stanęłam dwoma nogami na mało stabilnym daszku po czym zasunęłam lekko okno. Spojrzałam na dół i przełknęłam ślinę. Zamknęłam oczy i mocno ściskając w ręce latarkę i kominiarkę zeskoczyłam na ziemię. Podniosłam swoje mało wygimnastykowane ciało z ziemi i spojrzałam przed siebie. W salonie przy drzwiach prowadzących na ogród stał Scooby i wpatrywał się we mnie. Bojąc się, że zaraz zacznie szczekać szybko przebiegłam przez trawnik i przeczołgałam się pod ogrodzeniem wychodząc na polną drogę. Z lekkim zdenerwowaniem i duszą na ramieniu wkroczyłam w ciemny i przerażający las.
Wybrałam dłuższą drogę do obozowiska, a mianowicie postanowiłam, że zajdę ich od tyłu. Dzięki temu powinnam stać się bardziej dla nich niewidoczna. Po 5 minutach skradania się, znalazłam idealne miejsce na kryjówkę,- nie dochodziło tam światło padające z tlącego się ogniska oraz krzaki rosły blisko siebie- ale na tyle daleko żebym mogła zobaczyć "obozowiczów " jak się pojawią. Ostrożnie przemieściłam się do wybranego miejsca uważając żeby nie nadepnąć na gałąź itp.
 Po 20 minutach nic się nie zmieniło. Jeden z dwóch mężczyzn siedział w namiocie a drugi musiał być gdzieś w okolicy. Nie widziałam  twarzy żadnego z nich więc zapowiada się, że posiedzę jeszcze trochę w lesie. Ne to żeby mi się tu nie podobała ale chętnie położyłabym się w łóżku a nie siedziała na wilgotnym podłożu w prawie zupełnej ciemności. Sięgnęłam do kieszeni i ostrożnie wyjęłam żelki które wcześniej przesypałam do pojemnika plastikowego żeby nie hałasować papierkiem. Wyciągnęłam sobie jednego gumowatego robaczka i włożyłam do ust ciesząc się jego słodkim smakiem. Z racji mojej dość nie wygodnej pozycji postanowiłam trochę się ''poprawić''. Gdy chciałam wyprostować nogę natrafiłam na gałąź, która strzeliła pod moim butem. Skrzywiłam się i znieruchomiałam przerażona. Jak mnie zobaczą to zgwałcą i upieką na tym jebanym ognisku- pomyślałam przerażona. Chłopak siedzący w namiocie poderwał się z miejsca i  wyszedł na zewnątrz z latarką w ręce. Zaczął świecić nią na około i patrzeć z lekki przerażeniem na otoczenie. Mimo tego, że był bez czapki i okularów nie widziałam jego twarzy przez ciemność, która akurat skrywała tylko i wyłącznie jego twarz co było bardzo irytujące.
- Coś się stało?- Drugi chłopak wyszedł z plątaniny gałęzi z kubeczkiem prawdopodobnie jagód.
- Coś tu jest. Mówiłem ci kurwa, że to nie jest dobry pomysł. Zginiemy tu. Zobaczysz. Jutro znajdą nasze zwłoki.- Głos chłopaka, którego przestraszyłam lekko drżał ze strachu co dało mi niezwykłą satysfakcję.
- Nic nam nie będzie uspokój się. Wystraszyłeś się pewnie wiewiórki czy czegoś podobnego. Chodź spać.- Chłopak pociągnął przerażonego kolegę do namiotu, a moje wszelkie nadzieje, na ujrzenie ich twarzy legły w gruzach.
Kurde co ja mam teraz zrobić? Jeżeli nie uda mi się zobaczyć ich twarzy przed zaśnięciem to dopiero rano będę miała okazję. Ale nie mogę przecież siedzieć tu do świtu, wtedy przestanę być niewidoczna. Mam dwa wyjścia albo wracać do domu albo wywabić ich z namiotu. Tylko co to do cholery da?! I tak pewnie nie zobaczę ich twarzy chyba, że poświecę latarką. Dobra jestem nie normalna ale to może być jedyna moja szansa. Wiem! Jeżeli rzucę kamieniem tam to będę miała kilka sekund na przygotowanie się, wtedy poświecę latarką jednemu po oczach i rzucę się pędem w las modląc się żeby mnie nie złapali.
Wymacałam obok siebie dość duży i ciężki kamień po czym podrzuciłam go w ręce przygotowując się do rzutu. Ognisko prawie wygasło co trochę utrudniło moje rzucanie do celu po ciemku. Zagryzłam dolną wargę i rzuciłam z całej siły kamieniem modląc się aby tylko nie trafił w jakieś drzewo. Kamień upada kawałek od mojego celu ale za to uderza idealnie w metalowy garnek wywołując tym samym hałas, który przeraża również mnie. Chwyciłam latarkę w dłoń i wymacała guziczek czekając aż wreszcie wylecą z namiotu. Naciągnęłam na nos podciągniętą kominiarkę i wpatruję się uparcie w namiot. Nic. No co kurwa?! Biorę drugi kamień i bez żadnego przygotowania rzucam tak, że trafiam w namiot. Ktoś w środku jękną, a w mojej głowie pojawia się myśl, że trafiłam, w któregoś z nich. Na moje usta wypełza mały diaboliczny uśmieszek, który szybko znika, gdy z namiotu wybiegają chłopcy. Wstaję i naciskam guzik dzięki czemu oświetlam obydwu chłopaków.
Chłopak, który oberwał ode mnie światłem zasłania oczy przez co nie widzę jego twarzy. Ale ten drugi.... Jego zielone niczym trawa oczy wpatrując się we mnie z lekki przerażeniem i fascynacją, która jakby pożerała jego jak i mnie. Bujna fryzura, zawsze ukryta pod czapką, teraz lekko faluję przez wiaterek niczym fale na morzu. Ideał.
- Co kurwa?!- Krzyczy ten oślepiony, a ja jak i zielonooki wybudzamy się z dziwnego transu. Gaszę szybko latarkę i zrywam się do biegu całkiem po omacku błagając Boga bym tylko wybiegła obok mojego domu.
Nie uważam żeby zachowywać się cicho wręcz przeciwnie myślę tylko o tym żeby opuścić ten przeklęty las,  dalej powinno pójść łatwiej. Odwróciłam lekko głowę. Ścigają mnie kurwa. Dobra już nie daleko dam radę. Na szczęście odległość między nami jest dość spora. Widać już jezdnię , przedzieram się przez metrowe pokrzywy i pędem do domu który jest parę metrów dalej. Przeskakuję ogrodzenie i znikam za domem żeby nie zobaczyli mnie.  Nie wierzę udało mi się. A jednak to te skurwysyny. Już ja im dam, zapamiętają że mnie się nie podgląda.
Stanęłam zdyszana z tyłu domu i zaczęłam wpatrywać się zawiedziona w okno mojego pokoju, który niestety znajdował się na piętrze. Rozejrzałam się mając nadzieję, że zobaczę gdzieś drabinę, której nigdzie nie było. Jasne mogłam iść i poszukać ale zważywszy na ciemność i zostawienie latarki w lesie gdy rzuciłam się do biegu wolałam sobie oszczędzić takich wycieczek.
Lekkie jasne światełko przykuło moją uwagę. Odwróciłam się i wzięłam garść małych kamyczków, które były poukładane wokół kwiatów mamy. Zaczęłam rzucać w okno swojej siostry. Gdy pierwszy kamyczek spotkał się z szybą światełko zniknęło. Rzuciłam znów i firanka lekko się poruszyła. Zaczęłam machać jak szalona, a okno otwarło się i ujrzałam głowę mojej siostrzyczki.
- Molly otwórz mi drzwi tarasowe.- Wyszeptałam na tyle głośno aby usłyszała. Dziewczynka pokiwała głową i zniknęła mi z oczu, aby po chwili pojawić się w wielkich szklanych drzwiach.
- Rebecka co ty robisz o tej godzinie na dworze?- Zapytała i wpuściła mnie do środka. Westchnęłam z ulgą i zamknęłam drzwi po czym odwróciłam się do niej przodem.
- Tajna misja. Rodzice mają się o tym nie dowiedzieć, jasne?- Powiedziałam i spojrzałam na nią. Na jej delikatną twarzyczkę wpełzał diaboliczny uśmieszek.
- Molly proszę jeżeli rodzice się dowiedzą zabronią mi jechać do Londynu. Wiesz jakie jest to dla mnie ważne to moja jedyna szansa.- Mała lekko się uśmiechnęła ale nadal malował się na jej twarzy diaboliczny uśmiech. Czasami ona mnie przeraża.
- A co będę za to miała?
- Molly!- Nie wierzę żeby własna siostra używała sztuczek na mnie sztuczek Shelby. Szybko się uczy.
- Zabierz mnie do parku rozrywki, na pizze, na plażę, lody a na koniec pójdź ze mną na zakupy. Oczywiście ty za wszystko płacisz.- Uśmiechnęła się złośliwie.- To są moje warunki.
- Dobra.- Kurde skąd ja wezmę na to kasę.- Przepuść mnie.- Nie czekając na jej zgodę weszłam w głąb domu i od razu pobiegłam do swojego pokoju. Oczywiście uważając żeby nie obudzić rodziców.
Zamknęłam za sobą drzwi i odetchnęłam głęboko. Z lekkim nie pokojem podeszłam do okna. Na szczęście niczego nie widziałam co trochę mnie podniosło na duchu ale właściwie cały czas miałam w głowie myśl, że oni mogli mnie podglądać nawet gdy byłam nago.
Zadrżałam na tą myśl i ściągnęłam tylko buty po czym położyłam się do łóżka i gdy tylko położyłam głowę na poduszce moje powieki same się zamknęły.
Rano.
Do moich uszu doszedł dźwięk SMS, odruchowo spojrzałam w tamten kierunek. Ciekawe kto to? Ludzie jest dopiero 8 rano i są wakacje. Westchnęłam poirytowana. Odblokowała ekran. Paul. 
Nadawca : Paul
Odbiorca : Rebecca
Rebecca zmiana planów, musimy jechać już dzisiaj do Londynu. Wytwórnia jutro organizuje bankiet i chcą cię zaprezentować. Dlatego musimy polecieć dzisiaj wieczorem żeby rano być na miejscu i cię przygotować. Zarezerwowałem już miejsca na 21.15 . A Shelby w  końcu leci z nami czy zostaje? Za 20 minut będę u ciebie żeby uzgodnić wszystko z rodzicami.

Dzisiaj? Co? Nie! Boże! Jak ja teraz zdołam przekonać Shelby? Cholera!
Nadawca : Rebecca
Odbiorca : Paul
Rodzice są w domu. Shelby jedzie. Zadzwonię po jej rodziców żeby przyjechali do nas.

- Mamo, mamo.- Zbiegłam po schodach szukając mojej rodzicielki.
- W kuchni.- Usłyszałam jej melodyjny  głos.- Coś się stało?- Na jej czole pojawiła się lekka zmarszczka.
- Paul właśnie napisał. Lece już dzisiaj wieczorem. Możesz zadzwonić do rodziców Shelby? Powinni o tym wiedzieć, ja bez niej nie  jadę. Muszę tylko znaleźć jakiś sposób na nią.
Usiadłam na krześle co właściwie od razu mi się znudziło i poszłam do korytarza po czym ubrałam pierwsze lepsze buty i wyszłam z domu.
Szłam ze wzrokiem utkwionym w chodniku i wyłączyłam wszystkie zmysły. Koncentrowałam się tylko i wyłącznie na tym aby wymyślić jakiś plan aby zmusić Shleby do wyjazdu ze mną. Nie chcę jechać bez niej. Przecież... No nie mogę jechać bez niej. Ok mogę się przyznać. Boję się jechać bez niej. Shelby jest osobą, która zawsze potrafi wybrnąć nawet z najgorszej sytuacji. Ja tego nie potrafię.
Poczułam silne uderzenie przez co z moich ust wydobył się cichy krzyk i wylądowałam- na szczęście na trawniku twarzą do ziemi.
Przez  pierwsze kilka sekund byłam oszołomiona, nie mogłam się ruszyć a raczej nie chciałam. Poczułam jak ktoś złapał mnie w pasie i lekko podniósł. Po chwili stałam już pionowo choć nieznajomy nadal podtrzymywał mnie. Odwróciłam się żeby zobaczyć kto to. Moje oczy momentalnie stały się większe a całe moje ciało ogarnęła złość.
- To znowu wy.- Starałam się mówić od nie chcenia ale jak tylko na nich spojrzałam nie mogłam się powstrzymać od rzucenia się na nich. Zboki.
- Przepraszam nie zauważyłem cię, wyszłaś tak za zakrętu. Przepraszam.- Powiedział na jednym oddechu ten wyższy sprawca wypadku.
- Kretynie wjechałeś mi w tyłek to raczej nie ja wyszłam zza zakrętu.- Krzyknęłam zdenerwowana i wyrzuciłam w górę ręce.
- No fakt. Masz trochę racji ale.... Nie szłaś po swojej stronie chodnika. A to już twoja wina.- Chłopak założył ręce na piersi.
- Obok jest coś takiego jak ścieżka rowerowa po, której jeżdżą rowery. A to już twoja wina.- Odpyskowałam i również założyłam ręce na piersi.
- Ale wy obydwoje jesteście dziwni. Lo... Znaczy kolego bierz ten rower bo ludzie nie mogą przejść.- Ten niższy szturchnął mojego rozmówcę, a ten zabrał tego swoje grata z chodnika i spojrzał na mnie oburzony.
- Wy.- Spojrzałam na nich wściekła.- Już drugi raz potrąciliście mnie! Kurwa nauczcie się jeździć! To nie jest takie trudne!
- Ty naucz się lepiej chodzić to też nie jest takie trudne!- Wyszczerzył ten niższy.
- Kurwa!- Weźmy przykład z Shelby i Molly. Na mojej twarzy namalował się uśmiech.- Jesteście mi wini dwie przysługi! Już dwa razy przez was nabiłam sobie siniaki.
- Jak już to tylko jedna przysługę dziewczynko.- Uśmiechnął się wyższy.
- Liczyć nie umiesz?
- Pamiętaj że oddaliśmy ci twoją własność to ta pierwsza przysługa.
- Hahahaha nie doczekanie wasze. Postawicie mi teraz kawę i ciacho, a później wymyśli się drugą przysługę.
- Ale chwila. Właściwie to wtedy cię nie przejechałem. Ten młotek cię odtrącił.- Chłopak, z który uwielbiam się kłócić spojrzał na mnie badawczym wzrokiem. Ja natomiast spojrzałam na tego niższego chłopaka i coś mnie zaciekawiło. Podeszłam kawałek do niego i podciągnęłam czapkę, którą miał ubraną. To w niego trafiłam.- Przemknęło mi przez myśl.
- Co ci się stało?- Zapytałam ciekawa jakiego wytłumaczenia użyję. On zamiast od razu mi odpowiedzieć zaczął szukać wzrokiem pomocy u swojego przyjaciela, którego swoją drogą nie polubiłam.
- Nie ważne. Zawstydzisz się jak ci powiem. A teraz chodź już na tą kawę, chce mieć to jak najszybciej z głowy.- Powiedział i podniósł swój rower.
- Nie lubię gdy ktoś jest dla mnie nie miły.- Odparłam i nadal stałam w miejscu czekając na jakąś reakcję ze strony chłopaka.
- Ok. A więc czy ruszy wać panna wreszcie tą swoją grubą dupę i uda się z nami na kawusię? Och przepraszam zapomniałem dodać, że to będzie dla nas zaszczyt.- Ukłonił się lekko i uśmiechnął do mnie ironicznie.
- Ależ oczywiście wać- mały nie powiem co bo się pan zawstydzi.- Odpowiedziałam przesłodzonym głosem.
***
Od jakiś trzydziestu minut siedzimy w ulubionej kawiarni Shelby. Protestowałam, a wręcz błagałam abyśmy poszli gdzie indziej ale oni stwierdzili, że tu jest najbliżej i mam się zamknąć. No to się zamknęłam. Od wejścia tutaj nie odezwałam się ani słowem uświadamiając sobie, że siedzę tutaj ostatni raz i właściwie nie wiem kiedy znów tutaj przyjdę. To... Przykre.
- Dobra nie odzywasz się od kąt tutaj przyszliśmy. Jeżeli chcesz to możemy iść gdzie indziej albo najlepiej możemy już się rozejść i będzie spokój.- Chłopak, który mnie chyba nie zbyt polubił i- Wice wersa- wystukiwał jakiś rytm i był wyraźnie zirytowany moją obecnością.
- Czy ty masz choć trochę rozumu?- Zapytałam i popukałam go w głowę. Ten mniejszy parsknął śmiechem i opluł się sokiem.
- Proszę cię dziewczyno nie rób tak gdy piję.- Odezwał się i wytarł brodę z soku.- A teraz powiedz dlaczego jesteś smutna. I nie kłam bo ten tutaj...- Wskazał ręką na drugiego chłopaka.-...ma dar do wykrywania kłamstwa.- Zakończył i uśmiechnął się do mnie delikatnie ukazując maluteńkie dołeczki w policzkach.
- Wiesz czym są spowodowane dołeczki w policzkach?- Zapytałam, a on pokręcił głową.- Krzywymi kośćmi  twarzy czyli w wersji dla opornych- czyli dla was- masz krzywy ryj.- Uśmiechnęłam się wrednie.- A tak ogólnie to wyjeżdżam dziś do Londynu na nie wiem ile i moja najlepsza przyjaciółka nie chcę lecieć ze mną bo jak twierdzi nie zniesie patrzenia jak ja robię karierę, a ona nie.- Dodałam i spuściłam głowę na dół.
- W takim razie czy to aby na pewno twoja prawdziwa i najlepsza przyjaciółka?- Spojrzałam z mordem w oczach na tego wyższego chłopaka.
- Oczywiście, że tak.- Odparowałam gniewnie hamując się przed przyłożeniem temu debilowi talerzykiem.  
- To czemu pozwala być ci smutną i każe wybierać pomiędzy nią a karierą?- Ten niższy przybrał dość poważny ton.  Jeszcze lada chwila a bym mu uwierzyła, że chce mi pomóc gdyby nie ten wyższy roześmiał się na cały głos. Wywróciłam oczami. Co za pacany.
- Ona po prostu się boi! A to jest coś nowego dla niej. Nie chce lecieć ze mną do Londynu bo boi się o swoją przyszłość. Miałyśmy razem robić karierę ale wybrali tylko mnie. Od małego o tym marzyłyśmy a teraz jej marzenia legły w gruzach bo jakiemuś palantowi słoń nadepnął na ucho! Prawda jest taka, że o wiele lepiej śpiewa ode mnie.- Ostanie zdanie wypowiedziałam ze smutkiem. Zawsze wiedziałam że jest ode mnie lepsza, trzymałam się z tyłu bo po prostu pasowało mi, że to ona jest gwiazdą. A teraz to ja mam robić za gwiazdę ale nie potrafię. Bez niej jestem nikim to ona dawała mi odwagę żeby śpiewać publicznie. 
- No to wpakuj ją do tego samolotu i już. Prędzej czy później zrozumie że to dla jej dobra.- Wyszczerzył się idiota numer 2.
- Ciekawe jak mam to zrobić geniuszu?!- Zaraz, a może to nie jest zły pomysł. Uśmiechnęłam się chytrze.- To co chłopcy, chcecie się pobawić w porywaczy?- Wyszczerzyłam się i poruszyłam brwiami.
- Odbiło ci?-Tym razem palant numer 1 zajął głos.
- Jesteście mi winni jeszcze jedną przysługę. Więc do roboty, muszę się jeszcze spakować i ją też. 
Moi towarzysze popatrzyli na siebie. 
- Niech ci będzie.
Uśmiechnęłam się tylko. Już chciałam im podziękować ale jakiś błysk mnie oślepił. Zaraz po nim kolejne. Rozejrzałam się, na zewnątrz było pełno fotoreporterów. Boże co się dzieje!?
- Cholera.- Palant numer jeden pociągnął mnie w stronę toalet, a pan numer 2, który był właściwie tylko o centymetry niższy od idioty numer jeden- szedł za nami co chwilę odwracając się do tyłu jakby chciał się upewnić, że nikt nas nie widzi.
- Ej to jest toaleta dla mężczyzn!- Pisnęłam i zostałam- siłą- wepchnięta do środka zadziwiając swoim widokiem starszego mężczyznę. A gdy za mną weszła dwójka chłopaków? Myślałam, że mu oczy z orbit wylecą.
- No, no chłopaki powodzenia.- Powiedział i poklepał obydwojga kretynów po plecach po czym wyszedł z ironicznym uśmieszkiem.
- Co wy kurwa odwalacie?!- Krzyknęłam wściekła i zmroziłam wzrokiem dwójkę stojącą przede mną.
- Zważaj na język młodociana kobieto.- Ostrzegł mnie pan numer jeden i wymierzył we mnie palec wskazujący.
- Skąd pewność, że jestem kobietą? Może jestem tylko niewinnym transwestytą?- Zapytałam i założyłam ręce na piersi.
- Nie raczej nie. To co masz na przodzie wygląda bardzo prawdziwie.- Młodszy z chłopaków wskazał na moją klatkę piersiową, nawiązując do moich gabarytów.
- Palant!- Syknęłam krzyżują ręce. Na co tamta dwójka wybuchła śmiechem.
- Dobra jak wygląda ta dziewczyna? I jak to mamy zrobić? O i gdzie ją spotkamy?
- Moment.- Wyjęłam z kieszeni telefon. Wystukałam  numer Shelby i weszłam wiadomość. 

Nadawca : Rebecca
Odbiorca : Shelby
Wylatuję już dzisiaj z Paul'em. Możemy się spotkać i pożegnać? Wiem, że jesteś na mnie zła ale nie chce lecieć bez ciebie a tym bardziej pokłócona z tobą. To co o 20 w parku na naszej ławce?

Po paru chwilach dostałam odpowiedź.

Nadawca : Shelby 
Odbiorca : Rebecca
Ok.

Dobra spodziewałam się dłuższego SMS ale dobre i to. 
- Więc będzie w parku o 20.00 na ławce najbliżej fontanny. A do tego jak to zrobicie to ja się nie wtrącam. Byle znalazła się na pokładzie samolotu przed 21.30. Nazywa się Shelby, zaraz wam wyślę jej zdjęcie tylko dajcie swoje numery.
Chłopcy popatrzeli na siebie po czym wzruszyli ramionami i każdy z nich podał mi swój numer telefonu. Wybrałam najmniej kompromitujące zdjęcie i wysłałam do nich.
- A teraz mam małe pytanie.- Powiedziałam, a spojrzenia obydwu zatrzymały się na mnie.- Dlaczego tam jest tyle fotoreporterów?
- Eee... Bo on jest gwiazdą porno i przyszli po jego nagie zdjęcia!- Niższy kretyn wskazał rękom na swojego- dość oburzonego przyjaciela.
- Żebym ja ci zaraz zdjęć nie zrobił ośle.- Powiedział i rozejrzał się po pomieszczeniu.- Mam pomysł.- Dodał i podszedł do okna. No chyba nie.

Perspektywa Shelby. 
Gdy odczytałam wiadomość- nie powiem zdziwiłam się i to bardzo. Nie sądziłam, że Rebecka odezwie się do mnie jako pierwsza ale szczerze to się ucieszyłam bo nie lubiłam gdy była na mnie zła. 
Odczekałam w domu te dwie godziny, które ciągnęły mi się w nieskończoność i wreszcie mogłam wyjść z domu. Kulturalnie nie śpiesząc się nigdzie szłam po woli w stronę parku, w którym wszystko się zaczęło. 
Gdy zbliżałam się do fontanny na 'naszej' ławce siedziałam Rebecka, która tupała ze zdenerwowaniem nogą i gdy tylko mnie zobaczyłam wstała i po chwili znów usiadła na miejscu. 
- Cześć.- Przywitałam się i usiadłam obok niej patrząc się na przelewającą się wodę, która mogła komuś sprawiać nieprzyjemności gdy na przykład ma się pełen pęcherz. 
- No hej.- Odpowiedziała niepewnie i na jej twarzy pojawił się malutki uśmiech, który zdradzał to, że jest zdenerwowana.- Shelby... Przepraszam za to co było i za to co będzie.- Powiedziała po czym wstała z ławki i zaczęła biec w stronę wyjścia z parku.
- Rebecka!- Krzyknęłam i wstałam zdziwiona jej zachowaniem.
 Po chwili poczułam silne uderzenie w tył głowy i przed moimi oczami pojawiły się czarne znaczki, a potem Gumisie popitalające na jednorożcach.
***
Otworzyłam oczy i jęknęłam czując narastający ból z tyłu głowy. Dotknęłam bolącego miejsca i wyczułam sporą wypukłość.
- Kretyni! Mieliście ją tylko porwać, a nie pustakami po głowie walić!- Czyjś dość głośny krzyk przysporzył mnie o jeszcze większy ból głowy.
- To była tylko mała cegiełka, a nie pustak.- Czyjś zachrypnięty głos brzmiał dość seksownie.

- Pustak powinieneś mieć na imię.- Powiedziałam i usiadłam krzywiąc się lekko.- Powie mi ktoś co się tutaj kurwa dzieje?- Zapytałam i spojrzałam wściekle na moją przyjaciółkę.
-------------------------------------------------------------------------
Hej! Przepraszam, że tak późno ale po prostu braku czasu. Mam nadzieję, że ten dłuższy rozdział wam to wszystko zrekompensował. Przepraszam, za wszystkie błędy ale klawiatura mi umiera więc... 
A i jeszcze jedno: Puste posty nie interesują mnie dlatego o komentarz proszę cię! ♥
Kamila :*
Jest kolejny , tylko czy ktoś to czyta ? Jeżeli jest taka osoba to proszę napisz w komentarzu choćby literę i już żebyśmy wiedziały że jest tam ktoś.  Mam nadzieję że się wam spodoba. Miłego czytania. 

Magda ♥

piątek, 5 lipca 2013

3

Perspektywa Rebecki.

Spojrzałam na zegarek i jęknęłam. Wskazówki wskazywały szóstą jeden. I tak już od pięciu minut. Usiadłam na łóżku i przetarłam twarz dłońmi. Wszędzie panowała obezwładniająca cisza, która po woli zaczęła drażnić moje uszy.
Zwykle nie przeszkadza mi to, że jest cicho, a wręcz uwielbiam ciszę ale w tej chwili miałam ochotę usłyszeć krzyk mamy, śmiech ojca czy chociażby wnerwiający szczebiot mojej przyjaciółki.
W mojej głowie pojawił się obraz brunetki z niebieskimi oczyma. Dlaczego ja ją tak mocno kocham? Dlaczego nie potrafię się na nią gniewać? Przecież za tą jej wczorajszą akcję powinnam być śmiertelnie obrażona. A co ja zrobiłam? No... Właściwie to, to co wydawało mi się odpowiednie ale... Dobra. Nie mam żadnych argumentów aby ją oskarżyć. Może i Shelby jest arogancka, wnerwiająca, wredna, niepunktualna, niecierpliwa.... Dobra przejdźmy do sedna. Ma tam sporo swoich wad-kurde kto ich nie ma- ale ma też zalety, które czynią ją wspaniałą. Zawsze, ale to zawsze gdy ją potrzebuję jest przy mnie. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Nawet gdy zdechł mój chomik powiedziała, że muszę kupić sobie następnego, żeby Cooki nie był sam w czyśćcu. Może to nie za dobre pocieszenie ale zawsze jakieś, no nie?
Pokręciłam głową i postanowiłam wyjść z domu na krótki spacer. Wyskoczyłam z łóżka i otwarłam swoją szafę i wzięłam do ręki rzeczy. Udałam się do łazienki, która była połączona z moim pokojem i zrzuciłam z siebie koszulkę, w której spałam po czym ubrałam wybrane rzeczy. Rozczesałam swoje długi, brązowe włosy i pomalowałam rzęsy. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i wyszłam z łazienki. W pokoju chwyciłam jeszcze słuchawki i telefon po czym bardzo cicho zamknęłam za sobą drzwi od pokoju i na palcach zeszłam na dół. W korytarzu ubrałam na nogi trampki i po od kluczeniu drzwi wyszłam na świeże i rześkie powietrze. Za kluczyłam dom i wrzuciłam klucze do kieszeni swoich spodenek. Ruszyłam powolnym korkiem walcząc z zaplątanymi słuchawkami aż wreszcie z cichym okrzykiem zwycięstwa je odplątałam i podłączyłam do telefonu włączając swoją play listę. A co jeżeli ktoś nie długo będzie szedł tak samo jak ja ze słuchawkami w uszach, ale będzie słuchał moich piosenek? Kurczę... Niby fajnie ale... Świadomość, że będę śpiewała bez Shelby jest dość... Przerażająca. Śpiewamy razem od początku naszej znajomości. Ja nie będę umiała śpiewać bez niej. Ja nie chcę śpiewać bez niej.
- Uwaga!- Przez salwę muzyki przebił się czyjś głośny krzyk. Podniosłam głowę i zauważyłam, że ktoś jedzie w moją stronę rowerem i nie hamuję. Poczułam silne uderzenie w bok i wylądowałam na twardym chodniku przez co jęknęłam cicho. Wyszarpnęłam słuchawki z uszów  i byłam gotowa nawrzeszczeć na osobę, która spowodowała mój upadek.
- Nic ci nie jest?- Nie zdążyłam się odezwać, a przede mnę ukazała się ręka. Chwyciłam ją i -osoba, która była na tyle miła pomogła mi wstać- pociągnęła mnie do góry. Otrzepałam tyłek i spojrzałam zdenerwowana na dwóch chłopaków stojących przede mną. Obydwoje mieli na nosie ciemne okulary, a na głowie szare czapki. W Chicago? W lecie? Czapki?
- Nie nic mi nie jest.- Odpowiedziałam opryskliwie i podniosłam z zmieni swój telefon po czym ruszyłam w dalszą drogę ignorując chłopaków. Odeszłam dość spory kawałek dopóki mnie dogonili. Jeden z nich troszeczkę wyższy prowadził rower, którym o mały włos mnie nie potrącił.
- Cześć.- Uśmiechnął się ten z rowerem. Przewróciłam oczami i przyspieszyłam lekko, a oni zrobili to samo uśmiechając się głupkowato.
- Ty jesteś tą przyjaciółką tej dziewczyny, która wkurzyła naszego kumpla.- Powiedział ten drugi i uśmiechnął się szerzej. Westchnęłam cicho.
- Nie wiem co tym razem zrobiłam, komu zrobiła ale przepraszam za nią. Rodzice kilka razy spuścili ją na podłogę gdy była mała i dlatego gada od rzeczy.- Wypowiedziałam regułkę, którą muszę powtarzać kilka razy dziennie.
- Wtedy byłaś mniej wygadana.- Zatrzymałam się i spojrzałam na niego zdziwiona. Wtedy? 
- Wtedy czyli kiedy bo jakoś nie kojarzę dwóch debili w czapkach w lecie.- Powiedziałam i ruszyłam dalej słysząc chichot jednego z chłopaków.
- Nie pamiętasz mnie? A fakt nie przedstawiłem się. To ja byłem w klubie z Paulem gdy twoja przyjaciółka zaczęła go wyzywać.
- Kurde jaki ten świat mały. Uczyńmy go większym i rozejdźmy się w inne strony.- Uśmiechnęłam się sztucznie i skręciłam w prawą stronę- w uliczkę, która prowadziła do domu mojej przyjaciółki.
Gdy chciałam nacisnąć klamkę i sprawdzić czy jest otwarte drzwi same się otwarły i uderzyły mnie w głowę przez co przewróciłam się na ziemię.
- Rebecka? Co ty tutaj robisz?- W progu stała ubrana Shelby z telefonem i słuchawkami w rękach.
- Kostkę cię czyszczę.- Mój ton głosu był przesiąknięty sarkazmem. Brunetka uśmiechnęłam się do mnie.
- To mi możesz jeszcze podłogę w pokoju wyczyścić.- Powiedziała i poruszała brwiami. Jęknęłam niezadowolona i wstałam otrzepując tyłek z piasku.
- Gdzie idziesz?- Zapytałam i przypatrzyłam się jej. Podziwiałam ją za odwagę w doborze stroju. Ja osobiście nigdy bym nie wyszła z domu z odsłoniętym brzuchem. A ona? Dla niej to było na porządku dziennym.
- A wiesz... Tu i tam....- Wskazała rękom jakiś bliżej nie określony kierunek.- A ty pewnie musisz iść do domu. Jaka szkoda. Zobaczymy się potem? To fajnie. Papatki!- Pocałowała mnie w policzek i szybkim krokiem wyszła na ulicę.
- Gdzie idziesz?- Zapytałam znów gdy dorównałam jej kroku. Dziewczyna cicho westchnęła i spojrzała na mnie z ukosa.
- Nie pozbędę się ciebie co?- Uśmiechnęłam się lekko i pokręciłam głową. Co jak co ale uparta to ja jestem.- Dobra! Ale żeby potem nie było.- Pokiwałam głową i szłam obok niej cały czas lekko się uśmiechając.
***
- No ale ja ci właśnie tłumaczę tępa desko do prasowania, że byłam umówiona!- Shelby położyła ręce na blacie i spojrzała wściekle na recepcjonistkę, która była wyraźnie znudzona albo po prostu była z niej dobra aktorka.
- Proszę się uspokoić. Gdyby była pani omówiona na pewno pani imię i nazwisko znalazłyby się na liście.- Powiedziała spokojnie i ściągnęła z nosa okulary.
- Jestem kurwa spokojna.  Jestem oazą spokoju. Na pierdolonym kurwa zajebiście spokojnym morzu. Jestem wyciszonym kwiatem lotosu na zajebiście spokojnej tafli jebanego jeziora.- Powiedziała Shelby i chwyciła się za głowę.
- Shelby uspokój się. Ta miła pani na pewno sprawdzi jeszcze raz czy jesteś na liście.- Dotknęłam ramienia przyjaciółki i spojrzałam na kobietę za kontuarem, która westchnęła i znów zaczęłam przeglądać listę nazwisk.
- Tak jak wcześniej mówiłam, nie ma tutaj...- Przerwał jej dzwoniący telefon. Podniosła słuchawkę i w skupieniu wsłuchiwała się w słowa osoby po drugiej stronie.- Pan Paul pani oczekuję.- Powiedziała miło i uśmiechnęła się sztucznie.
- No wreszcie. Chodź Rebecka idziemy negocjować o twoją przyszłość.- Przyjaciółka chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę wind.
- Shelby proszę cię powiedz mi, że to nie tan Paul, o którym myślę.- Jęknęłam i oparłam się o ścianę windy. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko.
- To nie ten Paul, o którym myślisz.- Powiedziała i poprawiła swoje włosy  w ścianie z lustr, która jakoś mnie przerażała.
- Kłamiesz!- Powiedziałam i wymierzyłam w nią palec. Dziewczyna westchnęła cicho i spojrzała na mnie z wielką cierpliwością.
- Powiedziałam ci to co chciałaś usłyszeć, a teraz proszę cię albo idziesz tam ze mną albo idź do domu.- Powiedziała i wyszła z windy. Nie wiele myśląc udałam się ze nią chcąc uchronić ją przed wyniesieniem przez ochronę.
Szłam cicho za dziewczyną i już miałam jej powiedzieć, że należy zapukać nim się wejdzie ale ona jak gdyby nigdy nic weszła do środka czym wywołała cichy jęk mężczyzny. Weszłam nieśmiało za brunetką i zamknęłam za nami cicho drzwi.
- O Rebecka. Jak miło cię wiedzieć.- Mężczyzna wstał za biurka i podał mi rękę.- Shelby.- Powiedział jakby od niechcenia, a ona uśmiechnęła się wrednie.
- Paul.- Powtórzyła takim samym tonem brunetka.- Przejdźmy od razu do rzeczy bo wiesz wyszłam z domu bez śniadania więc głodna jestem. Kiedy Rebecka ma wyjechać?- Dziewczyna usiadła na krześle i mierzyła się z Paulem spojrzeniem.
- Za tydzień. Może wcześniej.- Odpowiedział jej. Shelby spuściła na dół głowę i potarła swój kark. Coś mi tutaj nie pasowało...
- Shelby jedzie ze mną.- Odezwałam się odważnie i nie puściłam zawstydzona wzroku gdy mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie nie jedzie.- Zamiast odpowiedzi ze strony Paula dostałam odpowiedź od Shleby. Moje oczy zrobiły się dwa razy większe.
- Owszem jedzie.Przecież.... Obiecałaś mi coś wczoraj, nie pamiętasz?
- Nie goła klata Channinga przyćmiła mi pamięć.- Brunetka wstała i spojrzała mi prosto w oczy.- To bardziej skomplikowane niż ci się wydaję.- Dodała cicho.
- Chodzi o to, że rodzice ci nie pozwalają? Jesteś pełnoletnia możesz robić co chcesz. O mieszkanie? Będzie mieszkać ze mną. Damy radę Shleby. Damy radę razem.- Uśmiechnęła się lekko do niej.
- Nie sądzisz, że to nie jest odpowiednie miejsce na taką rozmowę?- Zapytała i wskazała głową mężczyznę siedzącego za nami.
- Nie sądzę, że to odpowiedni czas Shleby.
- To tylko ty. A po za tym to już postanowione nigdzie nie jadę.
- Dlaczego?!- Krzyknęłam zdenerwowana.
- Bo nie chce! Nie łapiesz?! Od zawsze śpiewamy razem. Od początku. A teraz co? Mam patrzeć jak moja najlepsza przyjaciółka cieszy się śpiewem sama? Beze mnie? Ja tak nie umiem Reb.
- Wiesz jakie to egoistyczne z twojej strony? Odrzuciłam jego propozycję bo wiedziałam, że mimo tego co mówisz to boli cię fakt, że chce tylko mnie. Podpisałaś kontrakt za mnie twierdząc, że robisz to dla mnie. A teraz co? Wyrzucasz mi to, że jestem lepsza.
- Wcale cie nie wyrzucam.
- Jak to nie?! Kurwa Shleby.- Chwyciłam się za głowę i zamknęłam oczy. Westchnęłam ciężko i gdy otworzyłam oczy dziewczyny już nie było.
Spojrzałam na Paula, który spoglądał na mnie niepewnie z lekką troską wymalowaną na twarzy. Odwróciłam się i bez słowa wyszłam z gabinetu. Nie czekając na windę otworzyłam drzwi, które ukazały mi  schody, po których szybko zeszłam.
 Przechodząc obok recepcji napotkałam wredne spojrzenie recepcjonistki co 'skomentowałam' tylko wystawieniem dwóch środkowych palców i powiedzenie czegoś brzydkiego. Nie poznawałam się ale teraz byłam wściekła i smutna na raz. Pokłóciłam się z moją najlepszą przyjaciółką nie poprawka ze swoją siostrą i dowiedziałam się co ona tak na prawdę sądzi o tej mojej żałosnej karierze. Czułam się winna chociaż właściwie to nic nie zrobiłam. To nie moja wina, że jej nie chcą. To nie moja wina, że tylko ja dostałam tą cholerną propozycję. Co mam zrobić? Nie zgodziłam się bo wiedziałam, że będzie jej przykro. To ona podpisała za mnie ten cholerny kontrakt i teraz jest na mnie o to zła. No serio? Nie może wściekać się o coś innego?
Właściwie... To mogłabym pojechać do tego Londynu i coś tam nagrać ale to wiążę się z tym, iż Shelby będzie na mnie zła. A tego bardzo nie lubię. Mogę jeszcze zerwać ten kontrakt. Przecież nie ja go podpisywałam. Ale wtedy to ja będę zła i nieszczęśliwa bo zaprzepaściłam swoją szansę. Cokolwiek bym nie zrobiła to i tak będzie źle albo dla mnie albo dla niej. ''Jednym'' słowem: jestem w czarnej dupie.
***
Pomogłam babci zanieść tackę z herbatą i ciastem do salonu po czym usiadłam na kremowej kanapie, która stała po środku pomieszczenia. Babcia usiadła na przeciwko mnie w fotelu, w którym zazwyczaj siadała i zaczęła mi się podejrzliwie przyglądać.
- Babciu dlaczego się tak na mnie patrzysz? Zaczynam się po woli bać.-Wyznałam i uśmiechnęła się do niej szczerze. Babcia mimo swojego wieku wyglądała dość.... Młodo. Na jej twarzy wystąpiło tylko kilka zmarszczek, które właściwie dodawały jej uroku. Kiedyś jej brązowe włosy, teraz były szare z jakby blond pasemkami. A gdy się uśmiechała? Wyglądała wprost uroczo.
- Bo wiesz nie chcę wyjść na wścibską staruszkę więc czekam aż sama mi powiesz co cię trapi ptaszyno.- Jej ciepły głos jak zawsze był przepełniony miłością. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie słyszałam aby ta kobieta krzyczała.
- Po prostu... Mama ci mówiła o tym moim kontrakcie, tak?- babcia pokiwała głową.- No i ja się nie zgodziłam no bo nie chciałam śpiewać bez Shelby, ona wczoraj podpisała za mnie kontrakt i ja się zgodziłam na to wszystko pod warunkiem, że ona wyjdzie ze mną. A ona cholera dzisiaj oświadcza mi, że nigdzie nie jedzie bo ona nie chce patrzeć jak robię karierę. Kurde babciu wiesz jak ja się poczułam? I jeszcze ona powiedziała to takim tonem jakby to wszystko była moja wina. Jakbym to ja namówiła tego gościa, żeby jej nie przyjmował. - Wyrzuciłam z siebie i poczułam łzy napływające do oczu.- Dlaczego ona chociaż raz nie może zachować się jak dorosła? Dlaczego ona zawsze musi wszystko komplikować?
- Och kochanie.- Babcia usiadła obok mnie i przytuliła mnie do siebie pozwalając się wypłakać.- Wiesz Shelby jest jaka jest i tego nie zmienisz. Wiem, że może ci się to nie podobać ale musisz starać się ignorować jej wady. A po za tym chcesz aby wasza przyjaźń rozpadła się przez jedną kłótnię? Ile to wy już razem się trzymacie?
- Dwanaście lat.- Wyszeptałam i zaczęłam zastanawiać się nad jedną rzeczą. Przez dwanaście lat znosiłam jej humorki, wybryki i inne takie to dlaczego nagle zaczęło mnie to denerwować? Co we mnie się zmieniło, że chcę aby ona się zmieniła? Nie powinnam była tego chcieć. Przecież przyjaźń powinna przezwyciężyć wszystko prawda? Wiedziałam już wcześniej, że z Shelby nie będzie łatwo i nawet cieszyłam się z tego, że jest ona inną dziewczyną. Że nie jest taka sama jak laski z mojej klasy, które nie wyjdą z domu bez tony makijażu.
-  Rebecka boisz się jechać bez niej, prawda?- Babcia pogłaskała mnie po głowie, a ja odsunęłam się od niej i spojrzałam w te mądre oczy.
- Boję się, że bez niej nie będzie już tak samo. Nawet jeżeli by ze mną nie śpiewała to byłaby tam. Wspierała by mnie.- Otarłam mokre policzki i westchnęłam cicho.
- Pozmawiaj z nią. Ale tym razem na spokojnie. Powiedz jej to samo co mi. Shelby nie jest głupia na pewno zrozumie o co ci chodzi.
- A jeżeli nie? Co jeżeli ona już nie chce się ze mną przyjaźnić?- Ta wizja mnie przerażała. Nie wyobrażam sobie życia bez niej, bez jej głupiego poczucia humoru.
- Nie dowiesz się jeżeli nie spytasz.- Pokiwałam głową rozumiejąc o co jej chodzi.
***
Po wyjściu od babci od razu wróciłam do domu chcąc posiedzieć trochę sama i przemyśleć wszystko. Do czego doszłam? Do tego, że jestem głupia bo pozwoliłam ponieść się emocją. Chciałam iść do Shelby ale nie mogłam. Czułam, że tym razem to ona powinna przyjść pierwsza. Właściwie to godzinę temu miałam taką nadzieję. Nadzieję, że ona zaraz stanie w moich drzwiach i będziemy się przepraszać. Jak na razie nic takiego się nie stało. Trudno.
Mój wzrok powędrował na szafkę gdzie stały nasze wspólne zdjęcia. Czy teraz zostaną nam wspomnienia? Czy może kiedyś jeszcze raz przeżyjemy coś co będzie nas śmieszyć?
- Rebecka! To chyba do ciebie.- Shleby? Poderwałam się gwałtownie z miejsca i wybiegłam z pokoju trzaskając przy tym drzwiami. Zbiegłam szybko na dół i zamiast ujrzeć brunetkę zobaczyłam tych dwóch przygłupów co jeden z nich rano mnie omal nie przejechał rowerem.
- Mamo sama zawsze mi powtarzasz, że nie można wpuszczać do domu nie znajomych. A ty co teraz robisz?- Zwróciłam uwagę mamie ignorując dziwne uśmieszki ze strony chłopaków.
- Kochanie ale oni wiedzą jak masz na imię i mają twoje słuchawki.- Mam poklepała mnie po plecach i poszła bodajże do kuchni co wywnioskowałam po jej podśpiewywaniu pod nosem.
Spojrzałam na dwójkę, która stała przede mną i uśmiechała się cwanie.
- Na górę.- Powiedziałam i odsunęłam się dając im dostęp do schodów. Spojrzeli obaj na siebie, a potem na mnie.
- Nie Rebecka nie pójdziemy z tobą do twojej sypialni!- Ten niższy powiedział to na tyle głośno aby usłyszała to moja mama jak i tata, który po chwili wyszedł z kuchni.
- Skarbie a przedstawisz mi swoich kolegów, którzy więcej tutaj nie przyjdą?- Ojciec objął mnie ramieniem i uśmiechnął się do chłopaków.
- Wiesz eeee Rebecka my musimy już iść. Proszę twoje słuchawki i ten przepraszamy za to w parku.- Ten wyższy oddał mi moje słuchawki i uśmiechnął się zakłopotany po czym zaczął popychać swojego kolegę w stronę drzwi.
- No i tak to się robi.- Tata uśmiechnął się do mnie szczerz.- Mam nadzieję, że żaden z nich nie będzie moim przyszłym zięciem.
- Spokojnie tatku. Zostanę starą panną z psem.- Pocałowałam go w policzek i wróciłam do swojego pokoju. Do wspomnień i smutku.
***
Z ręcznikiem na głowie i w piżamie podeszłam do okna w celu zasunięcia rolet gdy ujrzałam coś dziwnego. Pod moim domem stało dwóch chłopaków. Jeden z nich opierał się na rowerze, a drugi chodził w kółko jakby nad czymś gorączkowo myślał. Przechyliłam głowę na prawą stronę i doszło do mnie, że to ci kretyni, którzy prześladują mnie cały dzisiejszy dzień.
Chłopak oparty o rower podniósł głowę do góry i napotkał moje spojrzenie. Podskoczył wystraszony i runął na ziemię przygniatając swoim ciałem rower. Biedny rowerek. Drugi chłopak rzucił mu się na ratunek, i gdy go podniósł  również spojrzał w moje okno. Obaj poderwali się i ciągnąc za sobą rower uciekli w ciemność.
Parsknęłam śmiechem i zasłoniłam okna mając już dość dzisiejszego dnia.
Wytarłam ręcznikiem swoje włosy, mokry materiał rozwiesiłam na krześle, a sama położyłam się do łóżka po czym zgasiłam lampkę i odpłynęłam do krainy Morfeusza.

--------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam ale prawie nic nie pomogłam . Piszę to tylko dlatego że Kamila mnie zmusiła  . Na 100 % w kolejnym będzie więcej mojego udziału bo mamy już plan mniej więcej na 2 może 3 kolejne .
Kocham Madzia ♥

Hej. Przepraszam, że tak długo ale cóż.... Magda nie miała pomysłu- za to ja miałam- i pisałam sama. Ale trochę mi się pokomplikowało w życiu. Po prostu załapałam doła. We wtorek był pogrzeb mojej kuzynki i jeszcze czekam na wyniki z mojego zabiegu i wiecie stres, nerwy i wszystko na raz. Ale obiecuję poprawę! Jak Magda napisała mamy pomysł na 2 lub 3 rozdziały  (ona wszystko wymyśliła) więc teraz poleci z górki. Jeszcze raz PRZEPRASZAM.
Kamila :*