piątek, 5 lipca 2013

3

Perspektywa Rebecki.

Spojrzałam na zegarek i jęknęłam. Wskazówki wskazywały szóstą jeden. I tak już od pięciu minut. Usiadłam na łóżku i przetarłam twarz dłońmi. Wszędzie panowała obezwładniająca cisza, która po woli zaczęła drażnić moje uszy.
Zwykle nie przeszkadza mi to, że jest cicho, a wręcz uwielbiam ciszę ale w tej chwili miałam ochotę usłyszeć krzyk mamy, śmiech ojca czy chociażby wnerwiający szczebiot mojej przyjaciółki.
W mojej głowie pojawił się obraz brunetki z niebieskimi oczyma. Dlaczego ja ją tak mocno kocham? Dlaczego nie potrafię się na nią gniewać? Przecież za tą jej wczorajszą akcję powinnam być śmiertelnie obrażona. A co ja zrobiłam? No... Właściwie to, to co wydawało mi się odpowiednie ale... Dobra. Nie mam żadnych argumentów aby ją oskarżyć. Może i Shelby jest arogancka, wnerwiająca, wredna, niepunktualna, niecierpliwa.... Dobra przejdźmy do sedna. Ma tam sporo swoich wad-kurde kto ich nie ma- ale ma też zalety, które czynią ją wspaniałą. Zawsze, ale to zawsze gdy ją potrzebuję jest przy mnie. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Nawet gdy zdechł mój chomik powiedziała, że muszę kupić sobie następnego, żeby Cooki nie był sam w czyśćcu. Może to nie za dobre pocieszenie ale zawsze jakieś, no nie?
Pokręciłam głową i postanowiłam wyjść z domu na krótki spacer. Wyskoczyłam z łóżka i otwarłam swoją szafę i wzięłam do ręki rzeczy. Udałam się do łazienki, która była połączona z moim pokojem i zrzuciłam z siebie koszulkę, w której spałam po czym ubrałam wybrane rzeczy. Rozczesałam swoje długi, brązowe włosy i pomalowałam rzęsy. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i wyszłam z łazienki. W pokoju chwyciłam jeszcze słuchawki i telefon po czym bardzo cicho zamknęłam za sobą drzwi od pokoju i na palcach zeszłam na dół. W korytarzu ubrałam na nogi trampki i po od kluczeniu drzwi wyszłam na świeże i rześkie powietrze. Za kluczyłam dom i wrzuciłam klucze do kieszeni swoich spodenek. Ruszyłam powolnym korkiem walcząc z zaplątanymi słuchawkami aż wreszcie z cichym okrzykiem zwycięstwa je odplątałam i podłączyłam do telefonu włączając swoją play listę. A co jeżeli ktoś nie długo będzie szedł tak samo jak ja ze słuchawkami w uszach, ale będzie słuchał moich piosenek? Kurczę... Niby fajnie ale... Świadomość, że będę śpiewała bez Shelby jest dość... Przerażająca. Śpiewamy razem od początku naszej znajomości. Ja nie będę umiała śpiewać bez niej. Ja nie chcę śpiewać bez niej.
- Uwaga!- Przez salwę muzyki przebił się czyjś głośny krzyk. Podniosłam głowę i zauważyłam, że ktoś jedzie w moją stronę rowerem i nie hamuję. Poczułam silne uderzenie w bok i wylądowałam na twardym chodniku przez co jęknęłam cicho. Wyszarpnęłam słuchawki z uszów  i byłam gotowa nawrzeszczeć na osobę, która spowodowała mój upadek.
- Nic ci nie jest?- Nie zdążyłam się odezwać, a przede mnę ukazała się ręka. Chwyciłam ją i -osoba, która była na tyle miła pomogła mi wstać- pociągnęła mnie do góry. Otrzepałam tyłek i spojrzałam zdenerwowana na dwóch chłopaków stojących przede mną. Obydwoje mieli na nosie ciemne okulary, a na głowie szare czapki. W Chicago? W lecie? Czapki?
- Nie nic mi nie jest.- Odpowiedziałam opryskliwie i podniosłam z zmieni swój telefon po czym ruszyłam w dalszą drogę ignorując chłopaków. Odeszłam dość spory kawałek dopóki mnie dogonili. Jeden z nich troszeczkę wyższy prowadził rower, którym o mały włos mnie nie potrącił.
- Cześć.- Uśmiechnął się ten z rowerem. Przewróciłam oczami i przyspieszyłam lekko, a oni zrobili to samo uśmiechając się głupkowato.
- Ty jesteś tą przyjaciółką tej dziewczyny, która wkurzyła naszego kumpla.- Powiedział ten drugi i uśmiechnął się szerzej. Westchnęłam cicho.
- Nie wiem co tym razem zrobiłam, komu zrobiła ale przepraszam za nią. Rodzice kilka razy spuścili ją na podłogę gdy była mała i dlatego gada od rzeczy.- Wypowiedziałam regułkę, którą muszę powtarzać kilka razy dziennie.
- Wtedy byłaś mniej wygadana.- Zatrzymałam się i spojrzałam na niego zdziwiona. Wtedy? 
- Wtedy czyli kiedy bo jakoś nie kojarzę dwóch debili w czapkach w lecie.- Powiedziałam i ruszyłam dalej słysząc chichot jednego z chłopaków.
- Nie pamiętasz mnie? A fakt nie przedstawiłem się. To ja byłem w klubie z Paulem gdy twoja przyjaciółka zaczęła go wyzywać.
- Kurde jaki ten świat mały. Uczyńmy go większym i rozejdźmy się w inne strony.- Uśmiechnęłam się sztucznie i skręciłam w prawą stronę- w uliczkę, która prowadziła do domu mojej przyjaciółki.
Gdy chciałam nacisnąć klamkę i sprawdzić czy jest otwarte drzwi same się otwarły i uderzyły mnie w głowę przez co przewróciłam się na ziemię.
- Rebecka? Co ty tutaj robisz?- W progu stała ubrana Shelby z telefonem i słuchawkami w rękach.
- Kostkę cię czyszczę.- Mój ton głosu był przesiąknięty sarkazmem. Brunetka uśmiechnęłam się do mnie.
- To mi możesz jeszcze podłogę w pokoju wyczyścić.- Powiedziała i poruszała brwiami. Jęknęłam niezadowolona i wstałam otrzepując tyłek z piasku.
- Gdzie idziesz?- Zapytałam i przypatrzyłam się jej. Podziwiałam ją za odwagę w doborze stroju. Ja osobiście nigdy bym nie wyszła z domu z odsłoniętym brzuchem. A ona? Dla niej to było na porządku dziennym.
- A wiesz... Tu i tam....- Wskazała rękom jakiś bliżej nie określony kierunek.- A ty pewnie musisz iść do domu. Jaka szkoda. Zobaczymy się potem? To fajnie. Papatki!- Pocałowała mnie w policzek i szybkim krokiem wyszła na ulicę.
- Gdzie idziesz?- Zapytałam znów gdy dorównałam jej kroku. Dziewczyna cicho westchnęła i spojrzała na mnie z ukosa.
- Nie pozbędę się ciebie co?- Uśmiechnęłam się lekko i pokręciłam głową. Co jak co ale uparta to ja jestem.- Dobra! Ale żeby potem nie było.- Pokiwałam głową i szłam obok niej cały czas lekko się uśmiechając.
***
- No ale ja ci właśnie tłumaczę tępa desko do prasowania, że byłam umówiona!- Shelby położyła ręce na blacie i spojrzała wściekle na recepcjonistkę, która była wyraźnie znudzona albo po prostu była z niej dobra aktorka.
- Proszę się uspokoić. Gdyby była pani omówiona na pewno pani imię i nazwisko znalazłyby się na liście.- Powiedziała spokojnie i ściągnęła z nosa okulary.
- Jestem kurwa spokojna.  Jestem oazą spokoju. Na pierdolonym kurwa zajebiście spokojnym morzu. Jestem wyciszonym kwiatem lotosu na zajebiście spokojnej tafli jebanego jeziora.- Powiedziała Shelby i chwyciła się za głowę.
- Shelby uspokój się. Ta miła pani na pewno sprawdzi jeszcze raz czy jesteś na liście.- Dotknęłam ramienia przyjaciółki i spojrzałam na kobietę za kontuarem, która westchnęła i znów zaczęłam przeglądać listę nazwisk.
- Tak jak wcześniej mówiłam, nie ma tutaj...- Przerwał jej dzwoniący telefon. Podniosła słuchawkę i w skupieniu wsłuchiwała się w słowa osoby po drugiej stronie.- Pan Paul pani oczekuję.- Powiedziała miło i uśmiechnęła się sztucznie.
- No wreszcie. Chodź Rebecka idziemy negocjować o twoją przyszłość.- Przyjaciółka chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę wind.
- Shelby proszę cię powiedz mi, że to nie tan Paul, o którym myślę.- Jęknęłam i oparłam się o ścianę windy. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko.
- To nie ten Paul, o którym myślisz.- Powiedziała i poprawiła swoje włosy  w ścianie z lustr, która jakoś mnie przerażała.
- Kłamiesz!- Powiedziałam i wymierzyłam w nią palec. Dziewczyna westchnęła cicho i spojrzała na mnie z wielką cierpliwością.
- Powiedziałam ci to co chciałaś usłyszeć, a teraz proszę cię albo idziesz tam ze mną albo idź do domu.- Powiedziała i wyszła z windy. Nie wiele myśląc udałam się ze nią chcąc uchronić ją przed wyniesieniem przez ochronę.
Szłam cicho za dziewczyną i już miałam jej powiedzieć, że należy zapukać nim się wejdzie ale ona jak gdyby nigdy nic weszła do środka czym wywołała cichy jęk mężczyzny. Weszłam nieśmiało za brunetką i zamknęłam za nami cicho drzwi.
- O Rebecka. Jak miło cię wiedzieć.- Mężczyzna wstał za biurka i podał mi rękę.- Shelby.- Powiedział jakby od niechcenia, a ona uśmiechnęła się wrednie.
- Paul.- Powtórzyła takim samym tonem brunetka.- Przejdźmy od razu do rzeczy bo wiesz wyszłam z domu bez śniadania więc głodna jestem. Kiedy Rebecka ma wyjechać?- Dziewczyna usiadła na krześle i mierzyła się z Paulem spojrzeniem.
- Za tydzień. Może wcześniej.- Odpowiedział jej. Shelby spuściła na dół głowę i potarła swój kark. Coś mi tutaj nie pasowało...
- Shelby jedzie ze mną.- Odezwałam się odważnie i nie puściłam zawstydzona wzroku gdy mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie nie jedzie.- Zamiast odpowiedzi ze strony Paula dostałam odpowiedź od Shleby. Moje oczy zrobiły się dwa razy większe.
- Owszem jedzie.Przecież.... Obiecałaś mi coś wczoraj, nie pamiętasz?
- Nie goła klata Channinga przyćmiła mi pamięć.- Brunetka wstała i spojrzała mi prosto w oczy.- To bardziej skomplikowane niż ci się wydaję.- Dodała cicho.
- Chodzi o to, że rodzice ci nie pozwalają? Jesteś pełnoletnia możesz robić co chcesz. O mieszkanie? Będzie mieszkać ze mną. Damy radę Shleby. Damy radę razem.- Uśmiechnęła się lekko do niej.
- Nie sądzisz, że to nie jest odpowiednie miejsce na taką rozmowę?- Zapytała i wskazała głową mężczyznę siedzącego za nami.
- Nie sądzę, że to odpowiedni czas Shleby.
- To tylko ty. A po za tym to już postanowione nigdzie nie jadę.
- Dlaczego?!- Krzyknęłam zdenerwowana.
- Bo nie chce! Nie łapiesz?! Od zawsze śpiewamy razem. Od początku. A teraz co? Mam patrzeć jak moja najlepsza przyjaciółka cieszy się śpiewem sama? Beze mnie? Ja tak nie umiem Reb.
- Wiesz jakie to egoistyczne z twojej strony? Odrzuciłam jego propozycję bo wiedziałam, że mimo tego co mówisz to boli cię fakt, że chce tylko mnie. Podpisałaś kontrakt za mnie twierdząc, że robisz to dla mnie. A teraz co? Wyrzucasz mi to, że jestem lepsza.
- Wcale cie nie wyrzucam.
- Jak to nie?! Kurwa Shleby.- Chwyciłam się za głowę i zamknęłam oczy. Westchnęłam ciężko i gdy otworzyłam oczy dziewczyny już nie było.
Spojrzałam na Paula, który spoglądał na mnie niepewnie z lekką troską wymalowaną na twarzy. Odwróciłam się i bez słowa wyszłam z gabinetu. Nie czekając na windę otworzyłam drzwi, które ukazały mi  schody, po których szybko zeszłam.
 Przechodząc obok recepcji napotkałam wredne spojrzenie recepcjonistki co 'skomentowałam' tylko wystawieniem dwóch środkowych palców i powiedzenie czegoś brzydkiego. Nie poznawałam się ale teraz byłam wściekła i smutna na raz. Pokłóciłam się z moją najlepszą przyjaciółką nie poprawka ze swoją siostrą i dowiedziałam się co ona tak na prawdę sądzi o tej mojej żałosnej karierze. Czułam się winna chociaż właściwie to nic nie zrobiłam. To nie moja wina, że jej nie chcą. To nie moja wina, że tylko ja dostałam tą cholerną propozycję. Co mam zrobić? Nie zgodziłam się bo wiedziałam, że będzie jej przykro. To ona podpisała za mnie ten cholerny kontrakt i teraz jest na mnie o to zła. No serio? Nie może wściekać się o coś innego?
Właściwie... To mogłabym pojechać do tego Londynu i coś tam nagrać ale to wiążę się z tym, iż Shelby będzie na mnie zła. A tego bardzo nie lubię. Mogę jeszcze zerwać ten kontrakt. Przecież nie ja go podpisywałam. Ale wtedy to ja będę zła i nieszczęśliwa bo zaprzepaściłam swoją szansę. Cokolwiek bym nie zrobiła to i tak będzie źle albo dla mnie albo dla niej. ''Jednym'' słowem: jestem w czarnej dupie.
***
Pomogłam babci zanieść tackę z herbatą i ciastem do salonu po czym usiadłam na kremowej kanapie, która stała po środku pomieszczenia. Babcia usiadła na przeciwko mnie w fotelu, w którym zazwyczaj siadała i zaczęła mi się podejrzliwie przyglądać.
- Babciu dlaczego się tak na mnie patrzysz? Zaczynam się po woli bać.-Wyznałam i uśmiechnęła się do niej szczerze. Babcia mimo swojego wieku wyglądała dość.... Młodo. Na jej twarzy wystąpiło tylko kilka zmarszczek, które właściwie dodawały jej uroku. Kiedyś jej brązowe włosy, teraz były szare z jakby blond pasemkami. A gdy się uśmiechała? Wyglądała wprost uroczo.
- Bo wiesz nie chcę wyjść na wścibską staruszkę więc czekam aż sama mi powiesz co cię trapi ptaszyno.- Jej ciepły głos jak zawsze był przepełniony miłością. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie słyszałam aby ta kobieta krzyczała.
- Po prostu... Mama ci mówiła o tym moim kontrakcie, tak?- babcia pokiwała głową.- No i ja się nie zgodziłam no bo nie chciałam śpiewać bez Shelby, ona wczoraj podpisała za mnie kontrakt i ja się zgodziłam na to wszystko pod warunkiem, że ona wyjdzie ze mną. A ona cholera dzisiaj oświadcza mi, że nigdzie nie jedzie bo ona nie chce patrzeć jak robię karierę. Kurde babciu wiesz jak ja się poczułam? I jeszcze ona powiedziała to takim tonem jakby to wszystko była moja wina. Jakbym to ja namówiła tego gościa, żeby jej nie przyjmował. - Wyrzuciłam z siebie i poczułam łzy napływające do oczu.- Dlaczego ona chociaż raz nie może zachować się jak dorosła? Dlaczego ona zawsze musi wszystko komplikować?
- Och kochanie.- Babcia usiadła obok mnie i przytuliła mnie do siebie pozwalając się wypłakać.- Wiesz Shelby jest jaka jest i tego nie zmienisz. Wiem, że może ci się to nie podobać ale musisz starać się ignorować jej wady. A po za tym chcesz aby wasza przyjaźń rozpadła się przez jedną kłótnię? Ile to wy już razem się trzymacie?
- Dwanaście lat.- Wyszeptałam i zaczęłam zastanawiać się nad jedną rzeczą. Przez dwanaście lat znosiłam jej humorki, wybryki i inne takie to dlaczego nagle zaczęło mnie to denerwować? Co we mnie się zmieniło, że chcę aby ona się zmieniła? Nie powinnam była tego chcieć. Przecież przyjaźń powinna przezwyciężyć wszystko prawda? Wiedziałam już wcześniej, że z Shelby nie będzie łatwo i nawet cieszyłam się z tego, że jest ona inną dziewczyną. Że nie jest taka sama jak laski z mojej klasy, które nie wyjdą z domu bez tony makijażu.
-  Rebecka boisz się jechać bez niej, prawda?- Babcia pogłaskała mnie po głowie, a ja odsunęłam się od niej i spojrzałam w te mądre oczy.
- Boję się, że bez niej nie będzie już tak samo. Nawet jeżeli by ze mną nie śpiewała to byłaby tam. Wspierała by mnie.- Otarłam mokre policzki i westchnęłam cicho.
- Pozmawiaj z nią. Ale tym razem na spokojnie. Powiedz jej to samo co mi. Shelby nie jest głupia na pewno zrozumie o co ci chodzi.
- A jeżeli nie? Co jeżeli ona już nie chce się ze mną przyjaźnić?- Ta wizja mnie przerażała. Nie wyobrażam sobie życia bez niej, bez jej głupiego poczucia humoru.
- Nie dowiesz się jeżeli nie spytasz.- Pokiwałam głową rozumiejąc o co jej chodzi.
***
Po wyjściu od babci od razu wróciłam do domu chcąc posiedzieć trochę sama i przemyśleć wszystko. Do czego doszłam? Do tego, że jestem głupia bo pozwoliłam ponieść się emocją. Chciałam iść do Shelby ale nie mogłam. Czułam, że tym razem to ona powinna przyjść pierwsza. Właściwie to godzinę temu miałam taką nadzieję. Nadzieję, że ona zaraz stanie w moich drzwiach i będziemy się przepraszać. Jak na razie nic takiego się nie stało. Trudno.
Mój wzrok powędrował na szafkę gdzie stały nasze wspólne zdjęcia. Czy teraz zostaną nam wspomnienia? Czy może kiedyś jeszcze raz przeżyjemy coś co będzie nas śmieszyć?
- Rebecka! To chyba do ciebie.- Shleby? Poderwałam się gwałtownie z miejsca i wybiegłam z pokoju trzaskając przy tym drzwiami. Zbiegłam szybko na dół i zamiast ujrzeć brunetkę zobaczyłam tych dwóch przygłupów co jeden z nich rano mnie omal nie przejechał rowerem.
- Mamo sama zawsze mi powtarzasz, że nie można wpuszczać do domu nie znajomych. A ty co teraz robisz?- Zwróciłam uwagę mamie ignorując dziwne uśmieszki ze strony chłopaków.
- Kochanie ale oni wiedzą jak masz na imię i mają twoje słuchawki.- Mam poklepała mnie po plecach i poszła bodajże do kuchni co wywnioskowałam po jej podśpiewywaniu pod nosem.
Spojrzałam na dwójkę, która stała przede mną i uśmiechała się cwanie.
- Na górę.- Powiedziałam i odsunęłam się dając im dostęp do schodów. Spojrzeli obaj na siebie, a potem na mnie.
- Nie Rebecka nie pójdziemy z tobą do twojej sypialni!- Ten niższy powiedział to na tyle głośno aby usłyszała to moja mama jak i tata, który po chwili wyszedł z kuchni.
- Skarbie a przedstawisz mi swoich kolegów, którzy więcej tutaj nie przyjdą?- Ojciec objął mnie ramieniem i uśmiechnął się do chłopaków.
- Wiesz eeee Rebecka my musimy już iść. Proszę twoje słuchawki i ten przepraszamy za to w parku.- Ten wyższy oddał mi moje słuchawki i uśmiechnął się zakłopotany po czym zaczął popychać swojego kolegę w stronę drzwi.
- No i tak to się robi.- Tata uśmiechnął się do mnie szczerz.- Mam nadzieję, że żaden z nich nie będzie moim przyszłym zięciem.
- Spokojnie tatku. Zostanę starą panną z psem.- Pocałowałam go w policzek i wróciłam do swojego pokoju. Do wspomnień i smutku.
***
Z ręcznikiem na głowie i w piżamie podeszłam do okna w celu zasunięcia rolet gdy ujrzałam coś dziwnego. Pod moim domem stało dwóch chłopaków. Jeden z nich opierał się na rowerze, a drugi chodził w kółko jakby nad czymś gorączkowo myślał. Przechyliłam głowę na prawą stronę i doszło do mnie, że to ci kretyni, którzy prześladują mnie cały dzisiejszy dzień.
Chłopak oparty o rower podniósł głowę do góry i napotkał moje spojrzenie. Podskoczył wystraszony i runął na ziemię przygniatając swoim ciałem rower. Biedny rowerek. Drugi chłopak rzucił mu się na ratunek, i gdy go podniósł  również spojrzał w moje okno. Obaj poderwali się i ciągnąc za sobą rower uciekli w ciemność.
Parsknęłam śmiechem i zasłoniłam okna mając już dość dzisiejszego dnia.
Wytarłam ręcznikiem swoje włosy, mokry materiał rozwiesiłam na krześle, a sama położyłam się do łóżka po czym zgasiłam lampkę i odpłynęłam do krainy Morfeusza.

--------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam ale prawie nic nie pomogłam . Piszę to tylko dlatego że Kamila mnie zmusiła  . Na 100 % w kolejnym będzie więcej mojego udziału bo mamy już plan mniej więcej na 2 może 3 kolejne .
Kocham Madzia ♥

Hej. Przepraszam, że tak długo ale cóż.... Magda nie miała pomysłu- za to ja miałam- i pisałam sama. Ale trochę mi się pokomplikowało w życiu. Po prostu załapałam doła. We wtorek był pogrzeb mojej kuzynki i jeszcze czekam na wyniki z mojego zabiegu i wiecie stres, nerwy i wszystko na raz. Ale obiecuję poprawę! Jak Magda napisała mamy pomysł na 2 lub 3 rozdziały  (ona wszystko wymyśliła) więc teraz poleci z górki. Jeszcze raz PRZEPRASZAM.
Kamila :*

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział :)
    Zostałyście nominowane do Liebster Award.
    Więcej szczegółów znajdziecie na fairy-tale-with-you.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń