sobota, 14 grudnia 2013

11

- Rebecka im powiedziała - wyszeptałam i zaniosłam się jeszcze większym płaczem - powiedziała, że go zabiłam - dodałam i spojrzałam mu w oczy. Był zdziwiony tak samo jak reszta.

    Starałam się uśmiechać do każdej podchodzącej do mnie osoby. Oczywiście nie wychodziło mi to za dobrze, albo po prostu nie starałam się tak bardzo jak powinnam.  No ale szczerze: Czy wam chciałoby się uśmiechać do kogoś kto podchodzi do ciebie z łaską wypisaną na twarzy? No właśnie. Zapewne gdyby ktoś nie rozpuścił plotki, że w kiermaszu pomaga mi sam Louis Tomlinson połowa tych dziewczyn siedziałaby teraz w domu albo w centrum handlowym. Oczywiście mam pewne małe podejrzenia co do tego kto rozpuścił tą plotkę ale nie mam zamiaru wszczynać następnej bezsensownej kłótni.
- Shelby pójdziesz ze mną po kubki? - obok mnie pojawił się Conrad z uśmiechem na twarzy. Pokiwałam głową i odłożyłam kotyliony na stolik po czym razem z chłopcem ruszyłam w stronę wejścia do Domu Dziecka. Po wejściu do budynku uderzył we mnie chłód z korytarza przez co poczułam lekki dyskomfort.
- Idź po te kubki poczekam na ciebie - wymusiłam uśmiech i usiadłam na krześle aby po chwili schować twarz w dłoniach. Miałam serdecznie dość. Kiermasz zaczął się nie całą godzinę teamu, a ja już pragnę aby to wszystko się skończyło, pragnę położyć się w łóżku i gapić się tępo w sufit tylko po to aby rozdrapywać stare rany.
Z nadzieją chwyciłam stojącą na stoliku lampę i rzuciłam nią najmocniej jak potrafiłam. 
Wyprostowałam się gwałtownie z szeroko otwartymi oczami.  
Wbiłam nóż i szybko odsunęłam rękę. Bałam się.
- Shelby? - podskoczyłam na krześle słysząc zatroskany głos Louisa. Spojrzałam na niego zdezorientowana. - Wszystko w porządku?
- Tak - odpowiedziałam i przeczesałam palcami włosy. Odetchnęłam głęboko i starałam się uśmiechnąć tak aby choć trochę wyglądało to naturalnie.
- Wiesz, że mnie nie okłamiesz prawda?
- Wiesz, że zawsze mogę spróbować prawda? - Louis uśmiechnął się lekko i usiadł obok mnie wzdychając.
- Nudno mi tutaj tak trochę - stwierdził chłopak spoglądając na mnie z boku. Również na niego spojrzałam w ten sam sposób przez co razem się uśmiechnęliśmy.
- Nie musisz tutaj siedzieć możesz jechać do domu - odpowiedziałam i oparłam się o oparcie.- Albo wyjść na zewnątrz i poudawać entuzjazm na widok napalonych fanek. - wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego sądzisz, że udaję entuzjazm na ich widok? - już miałam mu odpowiedzieć gdy rozległ się huk. Poderwałam się na równe nogi i rozejrzałam zdziwiona.
- Conrad! - krzyknęłam przerażona gdy dotarło do mnie to, że chłopczyk sam poszedł poszukać te cholerne kubki.
Zaczęłam biec w stronę gabinetu, w którym miał znajdować się chłopczyk. Wbiegłam do środka i zobaczyłam leżące na ziemi kubki, oraz jakieś teczki z których powylatywały papiery. 
- Ups? - chłopczyk wstał z podłogi i podrapał się po główce patrząc raz na mnie, a raz na bałagan, jaki powstał.
- Ups? Ups?! Jezu dziecko co ty wyprawiasz?! Nie mogłeś choć trochę uważać?! - nie mam pojęcia dlaczego zaczęłam krzyczeć. Nie mam pojęcia co się ze mną działo.
- Przepraszam... - szepnął i spojrzał na mnie załzawionymi oczami.
- Przepraszam?! Mogłeś sobie coś zrobić! Mogłeś narazić nas wszystkich na kłopoty, przez to, że cię nie pilnujemy!
- Shelby! - Louis położył mi dłoń na ramieniu. - Przestań przecież nie zrobił tego specjalnie. - już chciałam się odezwać ale gdy Tommo skinął głową w stronę chłopczyk spojrzałam na niego i zamarłam. 
Conrad stał ze spuszczoną główką i płakał cicho co chwilę powstrzymując się od szlochu.
- O Boże przepraszam Conrad - powiedziałam po czym ukucnęłam i mocno przytuliłam chłopca. - Przepraszam, przepraszam. Nie chciałam na ciebie nakrzyczeć, wiesz o tym prawda?
- To dlaczego to zrobiłaś? - zapytał cichutko i objął swoimi małymi rączkami moją szyję szukając u mnie poczucia bezpieczeństwa. Wiedziałam, że tego potrzebował. Wiedziałam, przez co przeszedł i dlaczego tutaj trafił. 
- Wystraszyłam się wiesz? - odsunęłam go lekko od siebie i otarłam jego policzki z łez. - My dorośli już tak mamy wiesz? Jeżeli na kimś nam zależy to się o niego martwimy i nawet jeżeli nie chcemy to nie raz krzyczymy ale to wcale nie musi oznaczać, że jesteśmy źli - wytłumaczyłam mu i uśmiechnęłam się lekko.
- Nie będziesz już na mnie krzyczeć?
- Nie będę obiecuję - wstałam i zaczesałam dłonią włosy do tyłu - Nic ci się nie stało?
- Nie wszystko dobrze - Conrad posłał mi swój cudny, niewinny uśmiech i podszedł do Louisa, który zaczął sprzątać bałagan. Ukucnęłam na przeciwko niego i zaczęłam składać wszystkie papiery. Gdy poczułam wzrok chłopaka na sobie uniosłam lekko głowę i spojrzałam w jego oczy. 'Wszystko ok?' - zapytał bezgłośnie, a ja pokiwała głową i uśmiechnęłam się minimalnie.
***
   - Nuuuudzi mi się - jęknął Louis. Siedziałam z nim i Conradem na korytarzu chcąc uniknąć spojrzeń tych wszystkich osób. Wiele dziewczyn widziało mnie wczoraj gdy szłam do chłopaków i teraz zaczęły wymyślać jakieś plotki o moim romansie z którymś z chłopców. 
- To rób to co Conrad - odpowiedziałam i wskazałam głową biegającego w kółko dziesięcioletniego chłopca. Mina Louisa mówiła sama za siebie, że poważnie zaczął rozważać taki pomysł.
- Taaa może innymi razem - uśmiechnęłam się słysząc jego głos. - A może byśmy się gdzieś przeszli? Ty, ja i Conrad?
- Z chęcią ale jest kilka przeszkód. Po pierwsze ty. Wszyscy cię rozpoznają i nie będziemy mieli spokoju. Po drugie Conrad. Nie wiem czy pani Barbara pozwoli mu wyjść o tej porze. Po trzecie ja. Kiermasz jeszcze się nie skończył, a ja jestem jego główną organizatorką i wypadałoby abym kiedyś się tam pojawiła.
- Przesadzasz. Po pierwsze. Zawsze mogę się przebrać tak, że mnie nie rozpoznają. Po drugie. Conrad może zostać u mnie na noc jeżeli będzie taka potrzeba. Po trzecie. Pojawiłaś się tam kilka razy i pani Barbara na pewno pozwoli ci iść.- Louis sprawnie obalił moje wszystkie argumenty. 
- Na prawdę?
- Co na prawdę?
- Na prawdę wziąłbyś Conrada na noc do siebie? - zapytałam i spojrzałam na niego. Jego twarz była całkiem poważna.
- No, a dlaczego by nie? Bardzo go polubiłem i wydaję mi się, że z wzajemnością - Tomlinson wzruszył ramionami uśmiechając się od ucha do ucha. 
Dobra chyba zaczynam zmieniać zdanie co do niektórych poznanych mi ludzi. Gdybym to ja była na miejscu Louisa nie wiem jakbym postąpiła. Czy naraziłabym swoją sławę i dobre imię aby wziąć na noc do domu dziecko z Domu Dziecka? Nie wiem na prawdę nie wiem.
- Porozmawiam z panią Barbarą czy możemy zabrać go na spacer i czy może u mnie nocować. Nie chcę zostawiać go na pastwę pięciu niewyżytych samców - zaśmiałam się z miny bruneta i wstałam z krzesła aby wyjść z budynku.
Odszukałam wzrokiem starszą panią i zaczęłam iść w jej kierunku starając się zignorować wścibskie spojrzenia i szepty, które wcale nie były takie ciche.
Rozmowa z panią Barbarą polegała na moich prośbach, błaganych spojrzeniach oraz robieniu smutnych minek. Po jakiś pięciu minutach staruszka dała się ubłagać abyśmy zabrali Conrada ale mam odwieźć go jutro przed siedemnastą. 
   Zadowolona i bardzo szczęśliwa pobiegłam z powrotem do budynku gdzie na korytarzu miałam zobaczyć Louisa wraz z Conradem ale ich nie było. Zmarszczyłam czoło i lekko zaniepokojona skierowałam się w stronę pokoju chłopca.
Drzwi od sypialni były uchylone przez co mogłam zobaczyć co dzieje się w środka i słyszeć o czym rozmawiają chłopcy. Oparłam się o framugę i przypatrywałam jak Louis umiejętnie pokazuję Conradowi jak powinien składać bluzki. Najbardziej jednak zdziwił mnie fakt, że obok nich leżała torba, do której wkładali zabawki oraz kilka rzeczy na przebranie.
- Wujku?
- Tak?
- A czy ty kochasz ciocię Shelby? - moje oczy powiększyły się dwa razy gdy usłyszałam pytanie chłopca. Louis najwyraźniej również się zdziwił i lekko zmieszał gdyż zwlekła z odpowiedzią.
- Conrad ja i Shelby nie jesteśmy... Parą. Jesteśmy tylko znajomymi - głos bruneta był niepewny i mimo tego, że doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ma rację lekko zabolały mnie jego słowa.
- Ale to nie znaczy, że nie możesz jej kochać, prawda?
- Prawda. Może kiedyś pokocham ją tak samo jak moje siostry. Ale wiesz ona jest dość... Trudna i wredna - Wcale nie! 
- Wiem - chłopiec zachichotał pod nosem. - Ale jest bardzo fajna - dodał po chwili, przez co zrobiło mi się cieplej na sercu.
To wspaniałe uczucie, gdy taka mała istotka, która wiele przeszła w swoim krótkim życiu obdarza się zaufaniem i czymś szczególnym.
- A wy co tu robicie? - weszłam do pokoju z uśmiechem na twarzy i od razu rzuciłam się na Louisa przygważdżając go swoim ciężarem do ziemi wywołując tym samym wesoły śmiech Conrada.
***
   Zrezygnowaliśmy ze spaceru bojąc się, że jednak ktoś rozpozna Louisa i narazimy tym samym na problemy małego chłopca, który skakał wesoło obok nas śmiejąc się co chwilę. Zamiast włóczenia się po mieście wybraliśmy ogór chłopaków. Tutaj mogliśmy posiedzieć w spokoju odgrodzeni od świata wysokimi drzewami.
- Shalby, mogę zadać ci takie trochę osobiste pytanie? - spojrzałam na bruneta i z westchnieniem opuściłam nogi z poręczy ławki.
- Jeżeli chcesz zapytać o to kogo zabiłam, dlaczego jak, i kiedy to nie fatyguj się bo i tak ci nie odpowiem - Louis spuścił głowę i miałam wrażenie, że lekko się rumieni. - Zostałam uniewinniona. Działałam w obronie własnej. Tyle powinno ci starczyć.
- Przepraszam nie chciałem naciskać czy coś po prostu...
- Po prostu się bałeś - uśmiechnęłam się lekko i spuściłam wzrok. - To zrozumiałe. W końcu nie codziennie przychodzi do ciebie walnięta na umyśle dziewczyna i mówi, że kogoś zabiła.
- Nie o to chodzi. Wiedziałem, że nic mi nie zrobisz. Po prostu chciałem się czegoś o tobie dowiedzieć - kopnęłam lekko Louisa chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Gdy jego wzrok znalazł mój uśmiechnęłam się lekko do niego chcąc pokazać, że nie musi się o mnie martwić.
- Ciociu! On oszukuję! - spojrzałam w stronę Conrada, który miał grać z Harrym i Niall'em w piłkę.
- Nie prawda! Tylko trochę naginam zasady! - odkrzyknął Harry i podniósł chłopczyka przerzucając go sobie przez ramię. Styles zaczął biegać z nim po ogrodzie wywołując radosny śmiech u małego chłopca.
- Ty wiesz dlaczego on trafił do Domu Dziecka, prawda? - nie odwróciłam wzroku od bawiących się chłopców mimo zadanego pytania przez Louisa.
- Wiem, ale nie licz, że coś ci powiem - to przez co przeszedł ten mały chłopczyk nadal nie mieściło mi się w głowie. Nadal nie mogłam zrozumieć jak jego rodzice mogli tak go traktować. Przecież to oni go 'stworzyli' powinni go kochać, szanować dbać o niego.
- Jesteś wredna wiesz? - zaczęłam się śmiać z tonu jego głosu.
- Wiem. Ale jestem bardzo fajna - przygryzłam dolną wargę starając się znów nie śmiać.
- Podsłuchiwałaś! - krzyknął rozbawiony brunet po czym wstał z ławki i stanął na przeciwko mnie.
- Nie to wy po prostu za głośno rozmawialiście - odpowiedziałam i położyłam nogi na drewnie rozciągając się przy tym. - Suń dupsko Tomlinson słońce mi zasłaniasz.
***
   - Conrad wolisz niebieską czy zieloną pościel?! - krzyknęłam trzymając w rękach dwie różne poszewki zastanawiając się, którą ubrać.
- Shelby bo ja mam do ciebie prośbę - do pokoju wszedł zawstydzony Conrad trzymając w rączkach rąbek swojej koszulki. - Czy mógłbym spać z tobą?
- Oczywiście, że byś mógł ale coś się stało? Nie podoba ci się pokój? - ukucnęłam przed chłopce łapiąc go za rączki.
- Nie pokój jest ładny ale ja boję się sam spać. W Domu Dziecka śpię ze swoim pluszakiem, ale gdy wujek Louis pomagał mi się pakować głupio było mi go ze sobą zabrać - wytłumaczył mi i spojrzał na mnie swoimi dużymi, niewinnymi zielonymi oczyma.
- Oj Conrad, Conrad co ja z tobą mam heh? Po pierwsze: nawet dobrze, że będziemy razem spać przynajmniej nie muszę nawlekać ci pościeli. A po drugie: Louis też śpi z misiem gdy jego dziewczyny nie ma w pobliżu więc nie musisz się niczego wstydzić.
- Dziękuję. Jesteś najlepszą ciocią na świecie - mały przytulił mnie mocno zaplatając swoje rączki w okół mojej szyi.
- Miło mi i w ogóle ale muszę odebrać więc fajnie by było gdybyś mnie puścił - chłopczyk zachichotał pod nosem ale posłusznie odsunął się ode mnie.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i ze zmarszczonym czołem po odblokowaniu urządzenia przyłożyłam je do ucha.
- Cześć mamo. Coś się stało? - wstałam na równe nogi i wyszłam z pokoju podążając za Conradem w stronę salonu.
- A czy musi się coś stać abym do ciebie zadzwoniła?
- Tak? Nie! Znaczy nie - poprawiłam się szybko i skrzywiłam lekko szykując się na kazanie ze strony mamy.
- Oj Shleby, Shelby. Chciałam się tylko dowiedzieć kiedy lądujecie.
- Kiedy co?
- Lądujecie. Mama Rebecki mówiła, że przyjeżdżacie dziś do nas - zmarszczyłam brwi rozglądając się w około.
- Eee mamo ja jestem w Londynie i nawet nie wiedziałam, że Rebecka jedzie do domu - powiedziałam lekko zdziwiona. - No ale nie wiem nic pewnie dlatego, że prawie nie ma mnie w domu - wzruszyłam ramionami choć doskonale wiedziałam, że ona tego nie widzi.
- Nie za dużo czasem pracujesz skarbie? Musisz pamiętać, że nawet praca w takim miejscu jak Dom Dziecka jest męcząca.
- Wiem mamuś. Oszczędzam się na prawdę. Chętnie bym z tobą jeszcze porozmawiała ale mam dziś gościa i muszę dać mu coś zdrowego do jedzenia. Zadzwonię do ciebie jutro, dobrze?
- Dobrze, dobrze. Kochamy się Shelby.
- Taa ja was też. Pa! - rozłączyłam się i rzuciłam telefon na stolik siadając na kanapie obok Conrada.
- A więc mam dać ci coś zdrowego do jedzenia - popukałam się palcem w podbródek. - Wolisz pizzę z oliwkami czy szpinakiem?
- Miałaś dać mi coś zdrowego! - Conrad zaczął się śmiać, a ja poczułam, że chcę słyszeć ten głos już zawsze.
- No przecież będą tam warzywa! - również się zaśmiałam i zaczęłam łaskotać chłopca ciesząc się jego szczęściem i chwilową beztroską.
-----------------------------------------------------------------------------
Ups? Rozdział miałam dodać już dawno temu ale miałam próbne testy i nie miałam na to czasu :/ mam nadzieję, że wam się spodoba i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza. PRZEPRASZAM za błędy ale nie chce mi się tego teraz sprawdzać. :) Liczę na was nie zawiedźcie mnie!
A i jak zwiastun? Podoba się?

niedziela, 8 grudnia 2013

Informacja

Hej! Zrobiłam nowy zwiastun bloga ( tak wiem, zdolniacha ze mnie) a więc odsyłam do linku :D lub po lewej stronie jest kolumna ze stronami i jest zakładka ZWIASTUN.
Ps. Postaram się dziś dodać rozdział ale nic nie obiecuję! :D

czwartek, 5 grudnia 2013

10

Perspektywa Louisa.

Spokojnie siedziałem w samochodzie czekając aż Paul pozwoli mi wyjść. Moim zdaniem mogłem to już zrobić jakieś dziesięć minut temu ale według niego powinienem poczekać. Co się będę z nim kłócił prawda? I tak bym nie wygrał.
- Dobra idź. Jak będziesz chciał wracać masz do mnie zadzwonić i czekać w mieszkaniu dopóki po ciebie nie przyjdę, jasne?- Spojrzałem na Paula i w ciszy pokiwałem głową. Nie wiem dlaczego wszyscy uważają mnie za takiego 'tępaka' ja na prawdę mogę być odpowiedzialny gdy tego chce. 
- Spoko, dzięki.- Ubrałem okulary i z westchnieniem wysiadłem z samochodu od razu wchodząc do ogromnego budynku. Przeszedłem obok 'recepcji' ze spuszczoną głową i dopiero gdy wszedłem do pustej windy wyprostowałem się i ściągnąłem okulary.
Gdy tylko winda się otarła usłyszałem głośną muzykę wydobywającą się z mieszkania na samym końcu korytarza. Zmarszczyłem czoło i podszedłem do drzwi naciskając klamkę. Drzwi bez oporu otwarły się, a ja wszedłem do środka i od razu zamknąłem je za sobą aby choć trochę zmniejszyć hałas. Mam nadzieję, że nie mieszkają tutaj starsi ludzie. Przeszedłem przez pusty hol aby wspiąć się schodami na górę. Im bliżej byłem pomieszczeń, które zajmowały dziewczyny tym hałas robił się co raz większy.
Gdy wszedłem do salonu w oczy rzuciła mi się sprzątająca kuchnię Shelby. Najwyraźniej mnie nie zobaczyła, a tym bardziej usłyszała ponieważ nadal tańczyła w rytm piosenki i podśpiewywała pod nosem jakieś wersy. Zauważyłem w rogu salonu wieżę, która musiała być podłączona do telewizora. Wziąłem pilot i wyłączyłem go tym samym powodując ciszę w pomieszczeniu.
- Co do kurwy?- Zaskoczona jak i wystraszona Shelby odwróciła się w moją stronę i rzucił we mnie szmatką. Na szczęście udało mi się uchylić.- Cholera celowałam w twarz.
- Co ty robisz?- Zapytałem i podniosłem ściereczkę, którą jej oddałem.
- Jak to co? Sprzątam nie widzisz?- Odpowiedziała mi i posłał zdziwione spojrzenie, które od razu odwzajemniłem.
- No niby widzę ale od kiedy ty sprzątasz? Wydawało mi się, że to Rebecka jest tą co utrzymuję porządek.-  Odpowiedziałem jej i usiadłem na jednym z krzeseł.
- Taa Rebecka jest w tej chwili nie do dyspozycji.- Nie wiem dlaczego ale miałem nieodparte wrażenie, że mówi o swojej przyjaciółce z jakąś wrogością w głosie i niechęcią. Wydaję ci się... 
- Dlaczego? Coś się stało?
- Upiła się wczoraj i gdy wróciłam do domu znalazłam ją siedzącą pod drzwiami. Nie była nawet w stanie sama wstać, a co dopiero mówić o chodzeniu.-Wytłumaczyła mi i zajęła miejsce na przeciwko mnie. Wydawała się taka dojrzała i zmęczona.
- Shelby? Wszystko w porządku? Jeżeli jesteś na nią zła za to, że się upiła to serio przesadzasz. Nawet Rebecka ma prawo się spić nawet jeżeli robi to do nieprzytomności.- Pewnie zaraz zaczniemy się kłócić ale po prostu wiem, że muszę stanąć po stronie Rebecki.
- Nie chodzi o to, że ona się upiła. Chodzi o to co ona robi ze swoim życiem. Co robi z naszą przyjaźnią. Nawet nie pamiętam kiedy tak na prawdę porozmawiałyśmy.- Miałem wielką ochotę wstać i przytulić Shelby ale nie chciałem czymś oberwać.
- Pokłóciłyście się wczoraj prawda? To dlatego do nas przyszłaś.- Dopiero teraz wszystko zaczyna mi się układać. Gdyby nie to, że się pokłóciły to na pewno brunetka by się u nas nie zjawiła. To takie oczywiste!
- Trochę tak. Ale gorsze od tego jest to, że ona po prostu zapomniała, że miała ten dzień spędzić ze mną.
- Rebecka? Zapomniała? O? Tobie?- No chyba kurwa nie.

Perspektywa Shelby

Przysłuchuję się spokojnie rozmowie Louisa z Rebecką i szczerzę muszę się powstrzymywać od wybuchnięcia śmiechem. Louis brzmi tak poważnie i karcącą, że to aż niemożliwe.
- Daj mi spokój!- Krzyk Rebecki przebija się przez zamknięte drzwi. Louis musi coś do niej mówić ponieważ słyszę ciche pomruki jego głosu aczkolwiek nie mogę rozszyfrować jak brzmią słowa.- Chyba sobie kpisz! Nie będziesz mi mówił co mam robić i jak ją traktować!- Znów nagły wybuch Rebecki i następne pomruki Louisa. Robiło się co raz ciekawiej.- A powiedziała ci coś o sobie?! Powiedziała ci co zrobiła kilka lat temu?! Może się jej boję co?!- Mocno nacisnęłam klamkę i popchnęłam drzwi ze złością.
- Przestań!- Krzyknęłam wściekła i spojrzałam na nią. To już nie była ta sama dziewczyna.- Po prostu przestań. To, że masz zły humor i kaca nie oznacza, że musisz wygadywać takie głupoty.- Dodałam ciszej i spokojniej. Cóż to były tylko pozory. Nadal czułam się wściekła i zdenerwowana ale wiedziałam, że muszę się opanować.
- Proszę cię doskonale wiesz, że to nie są bzdury.- Odparła z kpiną w głosie Rebecka.- Na pewno kiedyś sądziłaś, że się ciebie boję. I wiesz co? Tak było i jest. Po prostu jestem dobrą aktorką w porównaniu do ciebie. Jestem lepsza od ciebie we wszystkim. Myślisz, że dlaczego Paul chciał tylko mnie? Jestem od ciebie lepsza i tyle.
- Skończ!- Podskoczyłam lekko na krzyk Louisa. Nie słyszałam go nigdy aby krzyczał. Ale teraz gdy to się stało... Nie chciałabym usłyszeć tego nigdy więcej.- Co ty kurwa robisz?- Zapytał ją i pokręcił głową starając się chyba wyrzucić słowa brunetki z głowy.
- Muszę iść do Domu Dziecka.- Powiedziałam cicho i wycofałam się na korytarz zostawiając za sobą otwarte drzwi.
 Z mojej sypialni zabrałam tylko telefon oraz torbę i od razu skierowałam się w stronę schodów. Musiałam stąd wyjść. Musiałam zniknąć i to szybko. Gdy byłam już w holu i miałam za chwilę dojść do drzwi usłyszałam za sobą szybkie kroki i zaledwie po kilku sekundach pojawił się obok mnie Louis. Nie odezwał się ani słowem po prostu przyciągnął moje ciało do swojego i oplótł czule rękoma. Starałam się wyrwać z jego uścisku bo wiedziałam, że to pokazuję iż jestem słaba ale brunet mi na to nie pozwolił.
- Przestań Shelby. Po prostu przestań.- Szepnął cicho do mojego ucha i zaczął pocierać moje plecy. Zaczęłam się rozluźniać i łzy niebezpiecznie balansowały w moich oczach ale na szczęście powstrzymałam się przed płaczem. Jak zawsze. 
***
 - Shelby kochanie pójdziesz do pokoju dziennego powiedzieć Conradowi, że ma posprzątać swój pokoju?- Podniosłam wzrok z nad listy i spojrzałam na panią Barbarę. Starsza kobieta uśmiechała się do mnie promiennie.
- Oczywiście.- Odpowiedziałam i zamknęłam teczkę. Odsunęłam krzesło i wstałam z westchnieniem. Mimo tego, że uwielbiam tą pracę nie miałam najmniejszej ochoty tutaj przebywać. Nie dziś.
- Skarbie wszystko w porządku?- Z twarzy pani Barbary zszedł uśmiech. Była zatroskaną starszą kobietą i nie ważne czy cię znała czy nie- martwiła się bardziej o kogoś niż o siebie. 
- Powinnam się uśmiechnąć i powiedzieć, że tak ale pani jest bardzo bystrą staruszką i pewnie za kłamstwo bym zgarnęła w łeb więc- nie nic nie jest w porządku. Ale będzie. Musi być.- Odpowiedziałam i wyszłam z gabinetu kierując się przez długi korytarz do pokoju dziennego, w którym o tej porze przesiadują prawie wszystkie dzieciaki. 
Otworzyłam drzwi i od razu doszedł do mnie radosny śmiech i krzyk kilku dziewczynek. 
- Tylko nie urwijcie głowy tej lalce.- Ostrzegłam dwóch chłopców, którzy starali się rozebrać lalkę. Nie wnikam co oni chcą oglądać. Rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu i dostrzegłam siedzącego w kącie przy stoliku Conrada.    
- Cześć mały rycerzu.- Powiedziałam do niego gdy ukucnęłam przy stoliku.- Co ty tutaj tworzysz?- Zapytałam go gdy dojrzałam, jak stara się dokładnie pomalować rysunek, który stworzył. 
- Namalowałem ciebie podczas twoich urodzin.- Odpowiedział mi i posłał niewinny uśmiech. Również się do niego uśmiechnęłam.
- Moich urodzin? Ciekawe. A możesz mi powiedzieć dlaczego na moich urodzinach ma się pojawić wielki czarny miś?
- To nie miał być miś. Chciałem narysować Louisa, ale mi nie wyszło.- Odparł i znów zaczął malować, a ja zdusiłam w sobie parsknięcie. Strasznie podobny. 
- Hej rycerzyku, a może posprzątasz u siebie w pokoju, a potem razem coś narysujemy dobra?- Jego głowa powoli odwróciła się w moją stronę.
- Ale obiecujesz?
- Obiecuję!- Podniosłam do góry dłoń, a on przybił mi piątkę i pobiegł w stronę sypialni. Westchnęłam i zaczęłam składać wszystkie kredki do pudełka. Podniosłam kartkę z rysunkiem i chciałam ją złożyć na pół ale coś zwróciło moją uwagę. Mianowicie na odwrocie krzywym pismem Conrada było napisane: Dla cioci Shelby. Uśmiechnęłam się i odłożyłam kartkę do pudełka, w którym mieściły się wszystkie rysunki chłopca.   
Gdy wracałam do gabinetu poczułam łaskotanie na nodze dlatego wyciągnąłem komórkę z kieszeni spodni i przeciągnęłam palcem po ekranie przykładając urządzenie do ucha.
- Co chcesz padalcu?- Zapytałam i uśmiechnęłam się do biegnących dziewczynek. Były takie słodkie i niewinne. 
- Ciebie też miło słyszeć Shelby.- Odpowiedział mi i mogę się założyć, że wywrócił oczami.- Zastanawiam się czy nie masz może ochoty wyskoczyć na lunch?
- Wiesz ochotę to może i mam ale nie mogę.- Odparłam i weszłam do biura zastając panią Barbarę wypełniającą jakieś papierki.- Muszę zająć się listą na jutrzejszy kiermasz więc dziękuję za propozycję ale muszę odmówić. 
- Szkoda myślałem, że wyskoczymy gdzieś zjeść pyszniutkie i cieplutkie hod-dogi.
- Nie kuś Tomlinson, nie kuś.- Zaśmiałam się cicho i usiadłam na krześle.- Ej ale czy ty w ogóle możesz tak wychodzić? No wiesz są wakacje, tłumy napalonych fanek i w ogóle.
- Ma się te swoje sposoby żeby cię nikt nie rozpoznał. No dobra trudno skoro nie chcesz nigdzie ze mną iść to nie. Wezmę sobie Harry'ego a ty pracuj Debilko. 
- Cześć Młotku.- Nim przerwałam połączenie usłyszałam jego wesoły śmiech. Wczoraj podczas drogi do Domu Dziecka wymyśliliśmy sobie ksywki. Debilka i Młotek. Kreatywnie prawda? 
- Twój chłopak?- Zapytała pani Barbara. Woda, która aktualnie znajdowała się w mojej buzi rozprysła się po pomieszczeniu.
- Mój, co?- Zaczęłam kaszleć aby pozbyć się tego dziwnego uczucia w gardle. 
- Mówiłaś o nim z taką czułością, że pomyślałam sobie...
- Z czułością? Od kiedy przezywanie kogoś od Młotków i padalców jest przejawem czułości?- Prychnęłam zdziwiona jej słowami.
- Kochanie uwierz mi, że wiem o czym mówię. Ja i mój świętej pamięci małżonek od samego początku naszej znajomości przezywaliśmy siebie od najgorszych i proszę jak to się skończyło. Czterdzieści pięć lat razem.
- Z całym szacunkiem pani Basiu ale po pierwsze Louis ma dziewczynę, a po drugie nie wyobrażam sobie życia z kimś takim jak... On. Po prostu to jest nierealne.- To nie były puste słowa. Na prawdę sądziłam, że ja i Louis co najwyżej możemy być przyjaciółmi ale nim to się stanie minie wiele lat.
***
- Podaj mi żółtą kredkę.- Westchnęłam i potulnie podałam Conradowi żółtą kredkę. Mieliśmy razem malować a wyszło na to, że ja tylko podaję mu kredki i dostaję ochrzan za to, że źle koloruję lub biorę nie właściwie kolory. Milusio. 
- Picasso kończ już bo musisz iść do pana psychologa.- Uśmiechnęłam  się w jego stronę i z przykrością obserwowałam jak te wesolutkie iskierki w jego oczach znikają i zastępują je strach.
- Muszę tam iść?- Zapytał cicho i znów zaczął rysować. Przysunęłam sobie krzesło do niego i przytuliłam obejmując ciasno jego małe ciałko.
- Wiesz, że musisz. Pan Wilson ci pomoże zobaczysz.- Pocałowałam go w głowę i zamknęłam na chwilę oczy.- Jeżeli chcesz to mogę pójść z tobą.- Dodałam i spojrzałam na niego.
- Zrobiłabyś to dla mnie?
- Och! Oczywiście, że tak!- Zaśmialiśmy się oboje.- To co za pięć minut przed gabinetem?- Chłopczyk pokiwał głową i pobiegł prawdopodobnie do łazienki. Westchnęłam i kolejny raz tego dnia zaczęłam składać wszystkie kredki do pudełka.
- Proszę, proszę. Już drugi raz widzę jak sprzątasz.- Odwróciłam się i ujrzałam stojącego w pomieszczeniu Louisa i Harry'ego. Ten drugi wyglądał zdecydowanie lepiej.
- Proszę, proszę. Już drugi raz w jednym dniu widzę największą niedorajdę na świecie.- Odpowiedziałam mu i wrzuciłam kredki do koszyka.
- Harry'ego widzisz pierwszy raz.- Parsknęłam śmiechem i poprawiłam bluzkę, która mi się podwinęła. 
- Co mu jest?- Wskazała głową na bruneta, który stał przerażony i nie skomentował ani słowem zaczepki Louisa.- Styles? Ktoś cię kopnął?- Podeszłam do niego i pstryknęłam mu palcami przed oczami. Zamrugał gwałtownie i cofnął się lekko do tyłu.
- Co? Coś chciałaś? Ja... Po prostu tak dziwnie mi tutaj. No wiesz, jakoś smutno i źle.- Poprawił swoje włosy nerwowym gestem.- Jak ty możesz tutaj pracować?- Dodał z niedowierzaniem w głosie.
- Cóż... Po prostu chcę im pomóc i wnieść trochę 'inności' w ich życie.- Wzruszyłam ramionami.- Przepraszam, że was zostawiam ale obiecałam Conradowi, że pójdę z nim do pana Wilsona.- Posłałam Harry'emu delikatny uśmiech i ominęłam ich kierując się w stronę gabinetu gdzie czekał na mnie mój mały podopieczny. Nawet nie zapytałam się ich po co tutaj przyszli. Jakby cię to obchodziło. 
***
Po otwarciu drzwi od mieszkania doszły do mnie wesołe śmiechy. Westchnęłam i zamknęłam drzwi po czym przeszłam przez hol i wspięłam się po schodach dochodząc do salonu, w którym siedziałam moja przyjaciółka, Drake oraz jakiś dwóch innych chłopaków i jakaś dziewczyna, która wyglądała jakby nie miałam pojęcia czym jest: chłopakiem- czy dziewczyną.
Ooo Shelby jak miło, że już wróciłaś.- Rebecka zachichotała jak idiotka i wtuliła się w tego całego Drake. Ostatkami sił powstrzymywałam odruch wymiotny.
- Taaa też się z tego cieszę.- Rzuciłam obojętnie.- Ty 'groźny najebany' bierz te brudne buciska ze stolika bo ci przyjebie.- Wymierzyłam palec w jakiegoś chłopaka, a on podniósł ręce do góry po czym z kpiącym uśmiechem ściągnął nogi ze stolika.
- Nie tak ostro siostro. Powinnaś być miała. W końcu jesteśmy twoimi gośćmi.- Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem i prychnęła cicho pod nosem. Wiem, że jestem gruba kretynko niedomyta. 
- Po pierwsze nie wiem co to oznacza: być miłym, a po drugie gośćmi możecie być co najwyżej w stodole wnioskując po waszych manierach i ilorazie inteligencji.
- Uważaj Katie bo jeszcze rzuci w ciebie lampą, a potem pójdzie po nóż.- Ich śmiechy znów wypełniły salon. Nawet Rebecka się śmiała. Nawet ona.
***
Nie przejmowałam się stojącymi przed domem chłopaków fankami. Przepychałam się między nimi ignorując ich wściekłe spojrzenia i słowa kierowane w moją stronę. Stanęłam przed furtką i posłałam jednemu z ochroniarzy błagalne spojrzenie. Arthur stojący obok niego szepnął coś mu na ucho. Ochroniarz pokiwał głową i otworzył furtkę, a Arthur pomógł mi wejść na posesję.
- Dlaczego nie weszłaś tyłem?- Zapytał i zaczął prowadzić mnie w stronę domu. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Przepraszam. Zapomniałam o tym.- Odparłam zgodnie z prawdą. Całkowicie zapomniałam, że zawsze gdy przychodziłam do chłopaków nie wchodziłam- tak jak teraz- tylko przełaziłam przez płot.
Nacisnęłam klamkę od drzwi i pod czujnym wzrokiem Arthura weszłam do dobrze oświetlonego korytarza. Co ja tutaj robię? Dlaczego tutaj przyszłam? Odetchnęłam głęboko i zrobiłam kilka kroków w głąb pomieszczenia. Gdy do moich uszu doszedł radosny śmiech chłopaków poczułam uścisk w sercu. Oni byli szczęśliwi, byli prawdziwymi przyjaciółmi. A ja? Ja zostałam sama. 
 - Shelby? Ty płaczesz?- Podniosłam głowę do góry i napotkałam zdziwione spojrzenie Niall'a. Dopiero teraz poczułam łzy, które spływały po moich policzkach.
- Jest Louis?- Zapytałam cichutko. Tak bardzo pragnęłam poczuć się spokojnie i bezpiecznie. Z niewiadomych dla mnie przyczyn, czułam, że właśnie on może mi to dać. Spokój i bezpieczeństwo.
- Tak jest u góry, ale co się stało?- Liam wstał z kanapy i zrobił tylko kilka kroków w moją stronę.
- Potrzebuję Louisa...- Wyszeptałam i starałam się powstrzymać łzy co nie za dobrze mi wychodziło.
- Shelby? Co ty tutaj robisz Debilko?- Ze schodów schodził Louis, który trzymał za rękę trochę niższą od siebie brunetkę.
- Ona im powiedziała.- Wychlipałam i pociągnęłam nosem. Brunet zmarszczył czoło i puścił rękę brunetki, podszedł do mnie i chwycił mnie za ramiona.
- Kto powiedział. Debilko o co chodzi?- Louis przytulił mnie do siebie i zaczął pocierać moje plecy.
- Rebecka im powiedziała.- Wyszeptałam i zaniosłam się jeszcze większym płaczem.- Powiedziała, że go zabiłam.- Dodałam i spojrzałam mu w oczy. Był zdziwiony tak samo jak reszta. 
------------------------------------------------
Strój Shelby
Strój Rebecki

Hej! Jak przed świętami? Życzę wam wesołych Mikołajek(?) i w ogóle szczęścia. Dodaję dziś rozdział bo wydaję mi się, że jest w miarę dobry. Usunęłam ten dziwaczny kod i teraz nawet ANONIMY mogą komentować co mam nadzieję, że się stanie. Dziękuję z całego serca za te dwa komentarze, KOCHAM WAS! * Liczę, że pod tym rozdziałem pojawi się ich minimum 5 ♥
 

środa, 27 listopada 2013

9

Hej. Wiem, że dawno mnie nie było ale miałam swoje powody. Zmieniłam wygląd bloga jak i pomysł. Teraz będzie on głównie o Shelby ale Rebecki nie zabraknie. Chciałabym baaardzo podziękować Aśce;p oraz Dianie Landris, które skomentowały poprzedni rozdział. Wydaję mi się, że jeżeli nie będziecie komentować po prostu usunę tego bloga i tyle. Jest dużo wejść komentarzy prawie wcale.  Możecie nawet narzekać na rozdział byleby coś było i byle bym wiedziała, że ktoś to czyta i piszę szczere opinie. I przepraszam za błędy ale kończyłam rozdział gdy jestem chora więc wiecie...
 --------------------------------------------------

Perspektywa Shelby

Od naszego wyjazdu na ten dziwny festyn minęły dwa tygodnie. 
Co się zmieniło przez ten czas? 
Może to niedorzeczne i możecie mi nie uwierzyć ale ja piękna Shelby Evans podjęłam pracę. Tak, tak pracuję. Zawsze miałam tą świadomość, że gdy nie wyjdzie mi ze śpiewaniem muszę znaleźć inne zajęcie, które by mnie satysfakcjonowało oraz sprawiało przyjemność. Dokładnie tydzień temu gdy szłam do sklepu znalazłam na słupie ogłoszenie, które informowało o tym iż pobliski dom dziecka poszukuję opiekunki. Cóż doświadczenie takowego nie miałam ale lubię dzieci i chciałabym chociaż trochę umilić im czas pobytu w tum okropnym miejscu dlatego postanowiłam zgłosić się na rozmowę klasyfikującą. Co dziwne od razu zostałam przyjęta ponieważ Barbara- przełożona- stwierdziła, że dobrze mi z oczu patrzy i nie potrzebuję żadnych studiów pedagogicznych abym mogłam pracować z dziećmi. No ale to nie wyklucza tego, że muszę je zrobić. Jak na razie zostałam przyjęta na tak zwany okres próbny, który w moim przypadku potrwa dwa miesiące, a potem jeżeli nadal będę chciała tam pracować muszę pomyśleć nad studiami. Wydaję mi się, że raczej będę tam pracować ponieważ atmosfera jest niesamowita, dzieci są pogodne i uśmiechnięte a wszyscy pracownicy są mili. A i jest jeszcze jeden plus. Przychodzą tam wolontariusze, którzy głównie składają się z mega przystojnych facetów. Mówię wam bez śliniaka nie przychodź.
- Shelby! Wychodzę!- Wstałam z kanapy i potruchtałam do korytarza, w którym buty ubierała Rebecka. Oparłam się o futrynę i założyłam ręce na piersi.
- Gdzie znowu idziesz?- Zapytałam nie kryjąc ciekawości jak i irytacji. Trochę się między nami pozmieniało. Rebecka codziennie gdzieś wychodzi i o niczym mi nie mówi.- Myślałam, że ten dzień spędzimy razem.- Dodałam.
- Drake zaprosił mnie na kawę, a potem idę do studia. Paul chce mi przedstawiać jakiegoś faceta z wytwórni. Fajnie nie?- Brunetka wyprostowała się i poprawiła swoją kitkę.
- Taaa bardzo fajnie.- Mruknęłam i odwróciłam się po czym wróciłam z powrotem do salonu. Usiadłam na kanapie i zaczęłam zmieniać kanały w telewizorze.
- Ej chyba nie jesteś na mnie zła prawda?- Dziewczyna usiadła obok mnie. Zignorowałam ją.- Shelby no przepraszam. Jutro spędzimy cały dzień razem.
- Jutro pracuję.- Odpowiedziałam jej cały czas wpatrując się w jakąś babkę, która tłumaczyła jak odpowiednio wbijać jajka do miski. Kto tego do cholery nie potrafi? Ty. Oh...
- No to w sobotę. O! Wybierzemy się na zakupy, po obgadujemy ludzi.- Spojrzałam na nią i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Już zapomniałaś?- Jej zdziwiona mina mówiła wszystko.- W sobotę urządzam kiermasz dla dzieci.  Miałaś mi pomóc i zaśpiewać razem ze mną.
- O cholera. Przepraszam Shelby wyleciało mi to z głowy. Postaram się przyjść na prawdę.- Prychnęłam po nosem i założyłam ręce na piersi.
- Czyli masz już jakieś plany na sobotę ale i tak proponowałaś mi abyśmy ten dzień spędziły razem. Gdzie tym razem zabiera cię Drake?
- Zaprosił mnie na urodziny swojego przyjaciela.- Powiedziała cicho ze spuszczoną głową.- Jeżeli chcesz to poproszę go aby zapytał się tego przyjaciela czy też możesz przyjść.
- Nie chce twojej łaski!- Krzyknęłam i wstałam zdenerwowana z miejsca.- Co się z tobą dzieje do cholery? Od tygodnia tylko Drake, Drake, Drake. A co ze mną? Z Harrym? Od początku tygodnia leży w domu z gorączką i tylko czeka aż do niego przyjedziesz. Albo chociaż zadzwonisz, a ty co? Gówno! Mogę się założyć, że gdybyś to ty tutaj leżała chora on nie odstępowałby ci na krok.
- Chciałam do niego pójść.- Powiedziała i również wstała.- Jak tylko Louis w niedzielę wieczorem do mnie zadzwonił chciałam do nich pojechać z samego rana w poniedziałek ale Harry mi zabronił. To co mam się z nim pokłócić? Siedzieć tam mimo tego, że on mnie tam nie chce?- Wytłumaczyła.
- Tak! Właśnie to powinnaś robić. Nawet JA codziennie po procy chodzę do nich żeby zobaczyć co z nim. JA. A przecież to nie mi na nich zależy tylko tobie. Tobie na wszystkich zależy.  
- No to idź tam! Po co prawisz mi morały?! Wiem co robię.
- Wczoraj powiedziałam im, że nie przyjdę ponieważ ten dzień miałyśmy spędzić razem. No ale widzę, że jednak mogę do nich jechać.- Patrzyłam na nią chwilę po czym skierowałam się do korytarza, chwyciłam z szafki klucze od domu i zbiegłam po schodach. Przeszłam przez pusty hol i otwarłam drzwi napotykając na swojej drodze Drake, który akurat miał naciskać dzwonek.
- O Shelby. Cześć.- Brunet z rozjaśnionymi końcówkami uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Nie wiem dlaczego ale sam jego widok irytował mnie bardziej niż sama myśl o nim.
- Daruj sobie te grzeczności. Rebecka zaraz przyjedzie. I nie waż się włazić do środka bo zabiję.- Odepchnęłam go ze swojej drogi i podeszłam do windy. Weszłam do tego przeklętego urządzenia i nacisnęłam guzik, który pokazywał parter. Drzwi się zasunęły, a winda ruszyła przyprawiając mnie o lekkie mdłości.
***
Jak codziennie gdy przyjeżdżałam do chłopaków obeszłam całą posiadłość odsunęłam krzaki i wspięłam się na płot. Usiadłam na ogrodzeniu i spojrzałam z góry na ziemię. Zawsze przychodził po mnie miły ochroniarz, który pomagał mi zejść z płotu ale niestety dziś go nie było więc musiałam sobie radzić sama. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy po czym zeskoczyłam z ogrodzenia lądując na zielonej trawie. Otrząsnęłam się i zadowolona z siebie ruszyłam w stronę domu.  Weszłam na taras, na którym Zayn pali po czym chwyciłam klamkę drzwi i przeciągnęłam je w prawą stronę. Weszłam do chłodnego salonu połączonego z jadalnią  .  Pokręciłam głową widząc bałagan na stole.
- Louis?!- Krzyknęłam i zaczęłam kierować się w stronę schodów. Z góry dochodziły odgłosy telewizora, co oznaczało, że albo mnie nie usłyszeli albo nie chce im się wstawać i do mnie wyjść.
Drzwi od pokoju Harry'ego stały otworem co oznaczało, że to właśnie tam siedzą chłopaki.
- Hej. Sami jesteście?- Zapytałam gdy weszłam do pokoju. Harry i Louis spojrzeli na mnie po czym obydwoje posłali szczere uśmiechy w moją stronę.
- Najwyraźniej już nie.- Odpowiedział mi Louis i posunął się na łóżku robiąc dla mnie miejsce. Uśmiechnęłam się lekko i zsunęłam trampki ze stóp i usiadłam na łóżku po 'turecku'.
- A ty nie miałaś spędzać tego dnia z Rebecką?- Głos Harry'ego zawsze był zachrypnięty ale teraz to była już przesada. Brzmiał jakby ktoś mu przez gardło drut przeciągnął.
- Jak się czujesz?- Zignorowałam jego pytanie dając im tym samym do zrozumienia, że mają się nie wtrącać w coś co ich nie dotyczy.
- Tak jak wyglądam.- Odparł, a ja się skrzywiłam. Wyglądał jak gówno.- Nie zmieniaj tematu. Wczoraj mówiłaś, że nie przyjedziesz bo miałyście mieć z Rebecką babski dzień.
- Oj no bo miałyśmy mieć ale... Ej! Co ja się będę wam tłumaczyć? Nie chcę o tym rozmawiać, jasne?- Spojrzałam na nich, a oni pokiwali zgodnie głowami.
- Shelby a zrobisz mi ten cieplutki ryż co wczoraj?- Harry zrobił smutną minkę, a ja parsknęłam pod nosem i uśmiechnęłam się szeroko.
- Harry, a wiesz, że ta twoja mina alla debil z reklamy na mnie nie działa prawda?- Zapytałam ale mimo wszystko wstałam z łóżka i naciągnęłam na bose stopy trampki po czym z westchnieniem zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni, w której przebywałam zdecydowanie za często.
Wyciągnęłam z szafki paczkę ryżu oraz koszyk z przyprawami. Z drugiej szafki wyciągnęłam garnek. Postawiłam wszystko na blacie i krzyknęłam gdy ujrzałam stojącego Louisa.
- Pojebało cię?- Zapytałam i chwyciłam się za serce oddychając głęboko. Brunet zaśmiał się cicho i otworzył lodówkę wyciągając z niej potrzebne warzywa.
- Nie chciałem cię przestraszyć ale teraz gdy już mi się to udało czuję się znakomicie.- Powiedział i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- A weź się odwal dobra?- Mimo wszystko na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Nie żeby między mną a Louisem było tak pięknie i kolorowo. Nadal uwielbiamy po sobie 'jeździć' i kłócić się o byle gówno ale od naszej rozmowy w tamtym pokoju coś się zmieniło. On tak jakby nabrał szacunku do mnie, a ja do niego. Przyjaciółmi raczej się nazwać nie możemy ale znajomymi na pewno.
- Jak weszłaś?- Louis podał mi kilka marchewek oraz nóż. Usiadłam na krześle, które podstawił mi do blatu i zaczęłam obierać pomarańczowe warzywo.
- Tak jak zawsze tylko tym razem musiałam się bawić w batmana.- Odpowiedziałam mu i wstałam ponieważ zapomniałam wstawić ryż. Geniusz ze mnie. 
- Jakbyś napisała, że przyjeżdżasz to bym powiedział Arthurowi, że ma po ciebie wyjść.- Louis nie spuszczał wzroku z obieranej przez niego marchwi z czego właściwie się cieszyłam. Nie mam ochoty znosić jego płaczu gdy się utnie.
- E tam. Wcale nie było tak źle. Tylko wiesz co? Musimy opracować jakiś inny sposób dostania się tutaj ponieważ te krzaki tak trochę mnie przerażają.
- To ty będziesz tutaj jeszcze przychodzić?- brunet zaprzestał wykonywać czynność i spojrzał na mnie gdy znów usiadłam na krześle.- Wiesz sądziłem, że przychodzisz tutaj tylko i wyłącznie ze względu na Harry'ego.
- No tak ale przychodzę też tutaj ze względu na Niall'a, Liam'a i Zacka.- Uśmiechnęłam się sztucznie starając się wytrzymać jego wzrok na sobie.
- Zayn'a.
- Boże co za różnica? Jego rodzice nie mogli dać mu innego imienia?- Westchnęłam. Nie wiem dlaczego ale nie mogę zapamiętać, że ten co pali ma na imię Zayn.
- Nie mnie się o to pytaj.- Prychnęłam lekko.- Wiesz, że nie złapałem się na tą twoją gadkę, prawda?
- A wiesz, że mało mnie to obchodzi prawda?
- Przychodzi tutaj bo mnie lubisz.- Odparł pewny siebie Louis.
- Nie lubię cię.- Odpowiedziałam mu i znów zaczęłam obierać marchew. 
- Wiem, że tak.- Chłopak szturchnął mnie lekko w ramię i uśmiechnął się do mnie. Wcale cię nie lubię Tomlinson... No może tak troszkę.
***
- Chłopaki ja już będę szła.- Powiedziałam i wstałam z kanapy.- Wstąpię jeszcze na chwilę do domu dziecka zobaczyć jak idą przygotowania do kiermaszu.- Wzięłam ze stolika swoje klucze oraz telefon.
- Poczekaj pójdę z tobą.- Louis również wstał i ruszył za mną. Z całych sił starałam się ukryć swój uśmiech, który od przyjścia tutaj nie schodził z mojej twarzy.
- Cześć!- Krzyknęłam na tyle głośno aby każdy kto był w domu mnie usłyszał. Chłopcy odpowiedzieli mi zgodnie 'hej' na co się uśmiechnęłam. Otworzyłam drzwi tarasowe i wyszłam na dwór. Powietrze zrobiło się chłodniejsze przez co lekko zadrżałam. Podeszłam do ogrodzenia i westchnęłam.
- Pomogę ci.- Louis podniósł mnie bez problemu przez co pisnęłam ale od razu chwyciłam się ogrodzenia i wspięłam wyżej aby przerzucić nogę przez metal, a potem drugą i z brakiem gracji zeskoczyłam na ziemię. 
- Kurwa.- Odwróciłam się i ujrzałam wspinającego się po płocie Louisa.- Jak ty przez to przełazisz?- Jęknął gdy był prawie po drugiej stronie.
- Co ty robisz?- Zapytałam zdziwiona gdy brunet stanął obok mnie i zaczął wyciągać liście ze swoich włosów.
- Jak to co? Idę z pewną wredną, brzydką, arogancką dziewczyną do domu dziecka.- Odpowiedział mi i ubrał na głowę kaptur od bluzy oraz okulary, które nie wiem skąd wytrzasnął. 
- Jesteś walnięty na umyśle.- Skwitowałam krótko i ruszyłam w stronę domu dziecka. 
Nigdy bym nie pomyślała, że będę szła w takie miejsce z taką pozytywną energią oraz entuzjazmem. W ogóle nigdy w swoim życiu nie sądziłam, że kiedykolwiek będę pracować w takim miejscu z tak niesamowitymi dziećmi. Mimo tego, że nie mają one nikogo są radosne i szczęśliwe. Potrafią cieszyć się z najmniejszej rzeczy i jeszcze ani razu nie słyszałam, aby któreś na coś narzekało. Albo i nie słyszałam. Ale to się nie liczy ponieważ na jedzenie, a dokładniej surówkę ze szpinaku każdy narzekał. 
- Shelby!- Spojrzałam zdziwiona na Louisa, a ten stanął w miejscu.- Dlaczego mnie nie słuchasz?- Zapytał oburzony.
- Zamyśliłam się. Sorry.- Odpowiedziałam i znów zaczęłam iść przed siebie.- Mówiłeś coś ważnego?
- Ja zawsze mówię, ważne rzeczy.- Mrugnął pod nosem.- Pytałem się czy teraz gdy nikt nas nie podsłuchuje powiesz mi dlaczego dzisiaj do nas przyszłaś, a nie zostałaś z Rebecką.
- Raczej dlaczego to ona nie została ze mną.- Włożyłam ręce w kieszenie spodenek.- Nie chcę o tym rozmawiać, dobra? To co się teraz dzieje miedzy mną a Rebecką pozostanie między mną, a nią.- No i jeszcze Drakiem i pewnie jego przyjaciółmi. 
- No dobra jak chcesz ale pamiętaj, że jak coś- sam nie wierze, że to mówię- możesz do mnie zadzwonić i się wygadać. Pomogłaś mi z Eleanor, więc teraz moja kolej.   
- Dziwnie tak jakoś, prawda?- Zapytałam i zmarszczyłam czoło.
- Nie łapię.
- Chodzi mi o to, że dziwnie się czuję gdy jesteśmy dla siebie mili.- Wytłumaczyłam i spojrzałam na niego.
- Taaa masz rację.

poniedziałek, 4 listopada 2013

8

  Ogłoszenie na dole! :)

Perspektywa Shelby. 

- Oh, oh can we take it nice and slow, slow? Break it down and drop it. Low, low cause I just wanna party all night in the neon lights 'til you can't let me go! I just wanna feel...*- Urwałam gdy radio się wyłączyło za sprawą brudnych rąk bruneta.- Dlaczego wyłączyłeś? Lubię tą piosenkę.- Powiedziałam oburzona.
- Właśnie dlatego ją wyłączyłem. Mam dość twojego fałszowania.- Louis rzucił w moją stronę przelotne spojrzenie i znów skupił się na drodze.
- Ja nie fałszuję w odróżnieniu co do niektórych w tym samochodzie.- Skwitowałam i założyłam ręce na piersi, wpatrując się cały czas w tylną szybę samochodu jadącego przed nami.
- Mówisz o Harrym?- Louis uśmiechnął się podstępnie pod nosem.- Harry, Shelby mówi, że fałszujesz.- Dodał i spojrzał w lusterko.
- Tak, tak Louis oczywiście. Posprzątam.- Zdziwiona odpowiedzią kręconego szopa odwróciłam się aby zerknąć na tylne siedzenia na których siedziała Rebecka, w którą wpatrywał się Harry.
Ja pierdole wczoraj robiła słodkie oczka do naszego głupiego sąsiada a dzisiaj znowu filtruje z Harrym. I jak tu za nią za dążyć. Ponownie włączyłam radio, które po chwili Louis wyłączył.
- Cwel.- Mruknęłam w stronę bruneta.-Pieprzony cwel.
- Dziwka.- Odpowiedział mi bez trudu.
- To twój zawód biedaczku nie będę ci pracy spod nosa zabierać.- Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a on mocniej ścisnął kierownicę.
- Wiesz przy twojej głupocie to nawet zatoka Bizantyjska jest płytka.- Odezwał się po chwili Louis, a ja nie z tego czy owego wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. 
- Boże czy ty to właśnie wymyśliłeś? Kurde to już nawet święta Rebecka ma lepsze odzywki niż ty.- Wydusiłam i znów zaczęłam się śmiać.
- Cicho tam.- Wtrącił się Harry.- Choć raz się zamknijcie, proszę. Ale tak na marginesie to Lou ona ma rację to było suche.- Dodał brunet i przybił mi piątkę. Tomlinson rzucił w moją stronę wściekłe spojrzenie i ostrożnie skręcił za samochodem, który prowadził Paul. Przed nami pojawiło się ogromne jezioro, jakaś łąka, kilka drewnianych domków oraz duuuużo ludzi, którzy byli chyba już leciutko wstawieni biorąc pod uwagę ich dzikie i głośne śmiechy.
Louis zatrzymał się za samochodem Paula i nim wysiadłam z wozu zauważyłam jak Niall przykleja twarz do tylnej szyby. Zmarszczyłam czoło i spojrzałam zdezorientowana na Tomlinsona, który został ze mną w samochodzie.
- Myślałam, że to ty jesteś tym najgłupszym.- Skwitowałam krótko i wysiadłam z samochodu z ogromną ulgą prostując swoje krzywe nogi. Wciągnęłam głęboko do płuc powietrze, które było przesiąknięte zapachem świeżo skoszonej trawy oraz zapachem jeziora, który był specyficzny.
- Trochę glonami zalatuję, co nie?- Obok nas stanął Harry, który marszczył nos i patrzył się zawzięcie na wodę, która falowała pod wpływem skoków do niej. 
- Heh zobacz co za paradoks. Ty też.- Położyłam rękę na ramieniu bruneta i uśmiechnęłam się szeroko ukazując swoje w miarę proste i białe zęby.
- Cóż nie wiem dlaczego ale mam wrażenie, że powinienem się obrazić. Lou co o tym sądzisz?
- Mnie nie pytaj. Nie wiem co znaczy paradoks.- Zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową oddalając się od dwóch rozmyślających nad znaczeniami różnych słów chłopaków. 
Stanęłam przy brzegu jeziora patrząc jak woda 'stara' się musnąć moje buty. Ukucnęłam i zanurzyłam palce w mokrej i ciepłej cieczy. Pamiętam, że gdy byłam kiedyś z rodzicami nad morzem uwielbiałam zanurzać dłonie w mokrym piasku. To niesamowite uczucie gdy te malutkie kamyczki przelatują ci pomiędzy palcami i znów opadają na dno. 
- Też lubię tak robić.- Obok mnie ukucnął Niall i również zaczął bawić się piaskiem. Pewnie wyglądaliśmy jak dwójka niedorozwiniętych dzieci ale czy to komuś przeszkadzało? 
- Dlaczego twoja twarz była przyklejona do szyby?- Zapytałam nadal bawiąc się piaskiem przez co woda stała się szara.
- Co? A! Mieliśmy małą sprzeczkę z Zayn'em i on stwierdził, że fajnie będzie jak przyklei mi twarz do szyby.- Wytłumaczył mi blondyn wyciągając rękę z wody.
- Ładnie wyglądałeś. Taki rozpłaszczony.- Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego szeroko. 
- Dziękuję Shleby. Jesteś bardzo miła.- Wzruszyłam ramionami na jego słowa i ruszyłam w stronę stoiska z kukurydzą. Lubię kukurydzę.
***
Siedziałam na krześle obok Zayn'a i starałam się oddychać podczas nabijania się z Louisa. Mianowicie on i Harry postanowili wziąć udział w konkursie na łowienie jabłek. Zębami. Jak na razie tylko Harry'emu udało się wyłowić jedno jabłko. I to jeszcze te najmniejsze. Ale cóż po swoim małym sukcesie zmył się gdzieś z moją przyjaciółką zostawiając Louisa samego na pastwę pośmiewiska.
- Ciekawe ile w tej misce jest wody, a ile jego śliny.- Spojrzałam na Zayn'a i znów zaczęłam się śmiać. Zresztą nie tylko ja. Pilnujący nas Paul również się śmiał, ale on w odróżnieniu do mnie starał się do ukryć. Tylko po co? Każdy przecież wie, że Louis jest głupi. 
- Może wy spróbujecie skoro jesteście tacy mądrzy, co?- Louis wynurzył swój pusty łeb i spojrzał na nas groźnie odgarniając z czoła mokre włosy.
- Chciałeś to teraz się baw. Tylko się pośpiesz nie mamy całego dnia na łowienie jabłek.- Odpowiedziałam mu i wskazałam głową miskę, w której po chwili znów zniknęła jego głowa.- Nie wyłowi nawet dwóch.- Dodałam i spojrzałam na Zayn'a.
- A ja sądzę, że wyłowi trzy.- Moje oczy zrobiły się dwa razy większe.- Jeżeli po wyłowieniu jednego jabłka zrezygnuję to ja pójdę na to coś na wodzie i skoczę z samej góry. A jeżeli wyłowi trzy to ty skaczesz.- Spojrzałam na dziwną metalową konstrukcję, która znajdowała się na jeziorze. (zdjęcie na dole :))
- Dobra.- Przyjęłam wyzwanie i rozsiadłam się wygodniej na krześle. Byłam pewna swojej wygranej. Louis to niedołęga i mimo tego, że prawie się nie znamy mogę powiedzieć, że on szybko się poddaję w takich sprawach. Będziesz niczym żabka Zayn. Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem. 
Zamknęłam oczy i wystawiłam twarz ku słońcu delektując się przyjemnym ciepełkiem na mojej twarzy. 
- Chcesz zapalić?- Odwróciłam głowę w stronę Zayn'a i otworzyłam jedno oko. Chłopak wystawiał w moją stronę paczkę z papierosami.
- Nieeee jak Rebecka zobaczy to mnie chyba na sznurku przez okno powiesi.- Odpowiedziałam i westchnęłam z utęsknieniem za przyjemnym dymem w moich płucach.
- Dlaczego właściwie zaczęłaś palić? Wszystkie dziewczyny, które znam marudzą, że od palenia psuję się cera i takie tam.- Zayn odpalił papierosa i zaciągnął się. Myśl o żelkach, Shelby. 
- Trudne rozstanie. Trudne dni. Musiałam jakoś odreagowywać więc zaczęłam palić.- Wytumaczyłam mu i wzruszyłam lekko ramionami.
- Ty go zostawiłaś, czy on ciebie?
- Proszę cię. Nigdy nikt mnie nie rzuci pierwszej. To zawsze ja zrywam.- Uśmiechnęłam się do niego cwaniacko.
- Czyli, że byłaś z nim dla zabawy?- Zadał mi następne pytanie. Westchnęłam ciężko i mimo wszystko zaczęłam sobie przypominać o tych wszystkich dniach spędzonych razem. O lekcjach na których pisaliśmy ze sobą z drugiej strony klasy. O  tych wszystkich najmniejszych rzeczach, które były najwspanialsze.
- Nie. Na prawdę go kochałam. Tylko wiesz miłość jednej osoby nie wystarczy. On tak jakby lubił geometrię a szczególnie trójkąty,-myślę, że załapiesz o co mi chodzi. Jak się dowiedziałam o tym wszystkim to próbowałam się zabić,- i jeżeli komuś o tym powiesz zrobię z twojego życia piekło. I tak mniej więcej poznałeś kawałek mojego życia.
- Przepraszam nie powinienem był cię wypytywać. To twoje prywatne sprawy.- Brunet zgasił papierosa i wyrzucił niedopałek do kubeczka z piciem bodajże Harry'ego.
- Tak bardzo prywatne, że każdy sąsiad na mojej ulicy o tym wiedział.- Przewróciłam oczami przypominając sobie te ich dziwne spojrzenia rzucane w moją stronę.
- Coś mi się wydaję, że nie zbyt cię lubili, a ty ich, co?- Zaczęłam się śmiać i przestawiłam swoje krzesło tak aby siedzieć na przeciwko chłopaka.
- Po tym jak na grillu na, którym byli wszyscy z naszej ulicy powiedziałam, że pani Sanderson powinna ciszej krzyczeć bo nie mogę spać, i że jej mąż ma małego przestali mnie lubić.- Odpowiedziałam mu i znów wzruszyłam ramionami w niewinnym geście.
- Serio im tak powiedziałaś?- Zayn zaczął się śmiać, a ja wraz z nim gdy w mojej głowie uformował się obraz czerwonego ze wstydu małżeństwa.
- No. I zapytałam się jeszcze dlaczego listonosz przychodzi do nich częściej niż do nas zawsze po tym jak jej mąż wychodzi do pracy.- Położyłam nogi na oparciu krzesła Zayn'a.- Cóż potem gdy stałam się starsza i już mniej więcej wiedziałam o co chodzi bałam się wpuszczać naszego listonosza do domu. Wiesz, Sandersonowie się wyprowadzili więc miałam pewne obawy czy przyszedł do nas list czy nie.- Dodałam rozbawiona.
- To ile ty miałaś wtedy lat?
- Hmm jeśli się nie mylę to z sześć. Może siedem.
- I powiedziałaś, że twój sąsiad mam małego? Skąd ty to dziewczyno wiedziałaś? Od listonosza?- Uśmiechnęłam się na słowa Zayn'a.
- Wiesz miało się te swoje sposoby. Ale wtedy nie wiedziałam co oznacza, że ma małego więc bez żadnego skrępowania mogłam o tym mówić.
- Opowiadasz mu o tym, jak skompromitowałaś Sandersonów na grillu?- Obok nas pojawiła się Rebecka wraz z umazanym od czekolady Harrym. 
- No.- Odpowiedziałam jej i spojrzałam na Harry'ego.- A tobie co się stało? Zmieniłeś się w wampira i zżarłeś czekoladowe krasnoludki?- Zapytałam i po chwili tego pożałowałam. Ręka Harry'ego wylądowała na moim odsłoniętym udzie przez co pisnęłam z bólu.- Porąbało cię?!- Krzyknęłam i zaczęłam rozmasowywać miejsce gdzie przed chwilą była dłoń Harry'ego.
- Troszeczkę.- Styles puścił mi oczko i wziął do ręki kubek z piciem. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i tylko czekałam gdy zacznie kaszleć. Trzy, dwa, jeden. Harry wypluł wszystko co miał w ustach i zaczął wycierać dłonią swój język.- Kto kurwa wrzucił peta do mojego kubka?!- Krzyknął, a ja zaczęłam się śmiać jak głupia widząc jego minę.
- Jaka szkoda, że to nie ja.- Odpowiedziałam i otarłam łzy z kącików oczu. Poczułam lekkie uderzenie w tył głowy przez co odchyliłam ją i spojrzałam oburzona na Rebeckę.
- Nie śmiej się z niego.- Wyszeptała do mnie cicho i poszła pomóc przepłukać usta Harry'emu. Przewróciłam oczami i spojrzałam na Louisa, który leżał obok miski z jabłkami.
- Ile wyłowiłeś?- Zapytałam nie widząc ani jednego jabłka przy zdychającym ciele Tomlinsona. Będziesz pływał Malboro, czy jak ci tam. 
- Jedno.- Louis podniósł dłoń, do góry, w której trzymał chyba najmniejsze jabłko, które było w misce.- To jest trudniejsze niż myślałem.- Dodał i podparł się na łokciach patrząc gniewnie na miskę.
- Pływasz!- Krzyknęłam i wskazałam palcem na uśmiechniętego Zayn'a.- Czego się cieszysz? Idziesz skakać do wody z tego czegoś co stworzył szatan.
- Nie, nie idę.- Odpowiedział mi pewny siebie.
- Oczywiście, że idziesz taka była umowa.- Odpowiedziałam mu i wstałam z miejsca leciutko zdenerwowana.
- Jutro mamy wywiad i nie mogę pokazać się w telewizji uszkodzony więc: nie, nie skaczę.- Usiadłam oburzona na krześle zakładając ręce na piersi. A ja to bym kurde musiała skakać. 
***
- Tomlinson szujo! Harry cię szuka!- Chodziłam po jakimś dziwnym domku drąc się za Louisem, który gdzieś przepadł. Nie wiem dlaczego właśnie mnie wysłali na szukanie go ale zresztą i tak nie miałam co robić. Od niechcenia otwierałam każde drzwi na korytarzu zaglądając do środka i sprawdzając czy nie ma tam czasem Louisa.- O cześć Louis.- Powiedziałam i zamknęłam drzwi przechodząc do następnych. Gdy miałam je otworzyć dotarł do mnie fakt, że przecież właśnie znalazłam tą sierotę. Wróciłam do pokoju, w którym Tomlinson siedział na podłodze opierając się o łóżko.
- Nie chce mi się z tobą kłócić więc lepiej wyjdź.- Powiedział do mnie gdy weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Usiadłam obok Louis wyciągając przed siebie nogi tak samo jak brunet.
- Ale masz długie te giry.- Stwierdziłam przyglądając się jakie długie on ma nogi.- Co się stało barani łbie, że nie chce ci się ze mną kłócić?- Zapytałam i spojrzałam na niego. 
Nie powiem Louis nie był brzydki. Wręcz przeciwnie był przystojny ale gdybym miała wyobrazić sobie, że miałabym z nim być od razu mam odruch wymiotny.
- Czy ty na prawdę nie rozumiesz, że nie chce z tobą gadać?- Zapytał trochę zbyt ostro obdarowując mnie swoim wściekłym, a zarazem smutnym spojrzeniem.
- Czy ty na prawdę nie rozumiesz, że chcę ci pomóc?- Odezwałam się sarkastycznie. Akurat teraz mówiłam prawdę (pff zawszę mówię prawdę) chciałam mu pomóc. Czułam, że tak właśnie postąpiłaby Rebecka, a że jej tutaj nie ma to muszę przejąć jej broszkę.
- Ty? Mi? Pomóc?- Czy to na prawdę takie dziwne, że chce komuś pomóc? No halo przecież jestem bardzo pomocna.
- Głuchy czy niereformowany jesteś. Przecież powiedziałam, że chce pomóc to pomogę tylko powiedz co się stało.- Odwróciłam wzrok od jego twarzy czując, że zaraz się zarumienię.
- Sam nie wierzę, że ci to mówię ale pokłóciłem się ze swoją dziewczyną właściwie o głupotę i teraz nie wiem jak mam ją przeprosić.- Głowa chłopaka powędrowała w dół.
- Jak to jak? Normalnie, słowami.- Odpowiedziałam nie rozumiejąc z czego on robi taką aferę. Ja potrafiłam się pokłócić z pięcioma osobami na raz, a przeprosić sześć, a on zaraz dramat zgrywa.
- Ale Eleanor zasługuję na coś więcej. Na kogoś więcej.- Nie wiem dlaczego ale poczułam to takie dziwne uczucie w brzuchu. Coś jakby żal. Nie często odczuwałam coś takiego więc poczułam się bardzo, ale to bardzo dziwnie i niekomfortowo. 
- Tak samo mogę powiedzieć ja.- Louis spojrzał na mnie zdezorientowany.- Rebecka zasługuję na kogoś więcej. Po co jej taka przyjaciółka, która potrafi wpakować się w kłopoty nawet jak śpi? Beze mnie byłoby jej lepiej. Miała by normalne spokojne życie.
- Ale wy się dopełniacie. Ona jest mądra, rozsądna, odpowiedzialna. A ty głupia, zwariowana, i arogancka.- Czy mi się się zdaję, czy on mnie pociesza? 
- Zapomniałeś dodać, że jestem ładniejsza od niej.- Mruknęłam po nosem, a on zaśmiał się cicho.- Nie no ale teraz na serio. Jeżeli ty kochasz tą całą Elenę...
- Eleanor.- Poprawił mnie Louis.
- ... No przecież tak powiedziałam. A więc jeżeli kochasz tą Eleanor, a ona kocha ciebie to nawet twoja potężna głupota nie stanie wam na drodze. I najlepszym sposobem na przeproszenie jej będzie powiedzenie jej: przepraszam, jestem głupim idiotą z beznadziejną fryzurą ale cię kocham.- Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do Louisa.
- Nie mam beznadziejnej fryzury.- Tomlinson zaczął układać swoje włosy.- Dziękuję Shelby.- Dodał szeptem, tak że niemal nie usłyszałam jego słów.
- Mówiłeś coś?- Nastawiłam w jego stronę ucho.
- Powiedziałem przepraszam.- Odpowiedział mi głośno i szturchnął lekko w ramię.- Wiesz jesteś całkiem spoko gdy mówisz z sensem.- Parsknęłam śmiechem i podniosłam się z podłogi z cichym jęknięciem. Starość nie radość. 
- Nie przyzwyczajaj się.- Wystawiłam mu język i podeszłam do drzwi.- Zadzwoń do niej, a potem przyjdź nad jezioro. Harry ma do ciebie sprawę.- Mrugnęłam do niego okiem i zadowolona z siebie skierowałam się na dwór.
***
- Skacz! Skacz! Skacz!- Krzyczałam razem z innymi ludźmi zadzierając głowę do góry. Mianowicie Harry wpadł na pomysł, że skoczy z tej diabelskiej konstrukcji wraz z Louisem. Ale teraz gdy obydwoje stali na górze coś im to nie szło. Wykłócali się o coś i pchali nawzajem, ale niestety żaden z nich jeszcze nie spadł.- Idę do nich.- Powiedziałam do Rebecki i przepchałam się przez grupkę ludzi. Westchnęłam na widok drabinki i chcąc nie chcąc zaczęłam się po niej wspinać aż na samą górę gdzie stała ta dwójką.
Gdy wreszcie udało mi się dotrzeć na górę podeszłam do chłopaków i spojrzałam w dół. No chyba nieee.
- Nie Harry ja z tego nie skoczę! Ja mam dziewczynę! Nie mogę umrzeć.- Bronił się Louis oddalając się od krawędzi.
- No to co? Nie zginiesz przecież. A nawet jeżeli to umrzemy razem. W kupię raźniej co nie?- Harry poklepał Louisa po ramieniu w celu pocieszenia.
- A kto powiedział, że ja chcę umierać razem z tobą?
- Skaczcie wreszcie!- Krzyknęłam zdenerwowana tą ich głupią wymianą zdań. Obaj spojrzeli na mnie przestraszeni.- Mówię serio pośpieszcie się bo chce wracać do domu, a dopóki nie skoczycie będziemy tak ślęczeć.
- Skacz z nami!- Krzyknął Harry i chwycił mnie za rękę ciągnąc ku krawędzi tego... Czegoś. Spojrzałam na Louisa, który uśmiechnął się do mnie lekko.
- Dobra ale mnie puść.- Powiedziałam i spojrzałam w dół.- To co? Na trzy?- Zapytałam, a oni oboje pokiwali głowami.- Raz... Dwa... TRZY!- Odliczyłam i odbiłam się lekko od podłoża po czym znów bezpiecznie stanęłam na stopach gdy ta dwójka skoczyła w dół. Zaczęłam się śmiać  jak głupia i nie patrząc nawet czy trafili do wody zaczęłam schodzić na dół cały czas się śmiejąc. 
Gdy doszłam do samochodu (cały czas się śmiejąc) zobaczyłam jak Rebecka otula ręcznikiem Harry'ego, a Liam- Louisa.
- Ty mała, wredna, pchło na psim zadku!- Wydarł się Louis wstając z krzesła i zrzucając ręcznik ze swojego ciała. Byłam przygotowana na wszystko. Serio, ale nie na to. Ręce Louis oplotły mnie w pasie i przyciągnęły do siebie.- Dziękuję za wszystko.- Wyszeptał mi do ucha i odsunął ode mnie.
- Co najwyżej jestem małą, słodką dziewczynką, która jest mądrzejsza od waszej dwójki.- Odpowiedziałam mu i posłałam uśmiech, który wyrażał wszystko.
-----------------------------------------------------------------------
* Kawałek piosenki Seleny Gomez- Slow Down 
Hej. Znów długo nie było rozdziału ale dużo się działo więc przepraszam. Jak wiecie Magda musiała mnie opuścić więc jeżeli chciałabyś pisać ze mną tegoż iż bloga proszę napisz na: kamila-maciejewska123@wp.pl jeżeli nikt się nie zgłosi postaram się pisać sama ale wiecie wtedy rzadziej będą rozdziały.
 Cóż mi się rozdział podoba nie wiem jak wam. Liczę na wasze komentarze i do następnego! :*
PS. Sorry za błędy.

niedziela, 29 września 2013

7

  Przeczytaj notkę pod rozdziałem, proszę :*

Perspektywa Shelby

Jedna łyżka bardzo dobrych płatków, druga łyżka bardzo dobrych płatków, trzecia łyżka bardzo dobry...
Zaczęłam kaszleć aż z moich ust wyleciało trochę bardzo dobrych płatków. Spojrzałam na nie z obrzydzeniem i zabrałam swój talerz przesiadając się na inne krzesło jak najdalej od prawie przeżutych płateczków.
- Shelby? Nie widziałaś gdzieś tych moich niebieskich kolczyków?- Do pomieszczenia weszła odpicowana Rebecka.
- Przypominam ci, że mieszkamy tutaj dopiero od dwunastu godzin. A po za tym po cholerę ci niebieskie jak masz te serduszka?- Następna łyżka płateczków wylądowała w moich ustach, a potem w żołądku.
- Bo chciałam te niebieskie ale trudno.- Wzruszyła ramionami i spojrzała na stół.- Co do do cholery jest?!- Krzyknęła i spojrzała na płatki, które wyglądały mniej więcej jak wymiociny kota.
- Rzygi koteczka?- Zapytałam i dokończyłam swoje śniadanie starając się zignorować spojrzenie Rebecki.
- Nie mamy kota. I weź to sprzątnij. Zaraz przyjedzie Harry, z...
- I wszystko jasne!- Krzyknęłam i wstałam z krzesła.- Przyjdzie Styles to Rebecka się odstawiła jak na święto kukurydzy.
- Dlaczego akurat święto kukurydzy?
- Nie wiem! Tak sobie powiedziałam.- Zabrałam swoją miseczkę i zaniosłam ją do kuchni. Wiedziałam, że Rebecka mnie obserwuje dlatego z kulturą umyłam miseczkę i położyłam ją na suszarce chcąc uniknąć kazania brunetki na temat porządku.
Pukanie do drzwi rozniosło się echem, a na twarzy Rebecki pojawiła się panika. Zaczęłam się śmiać jak głupia.
- Może otworzysz?- Powiedziałam i potruchtałam do swojego pokoju z wielkim uśmiechem na twarzy. Nic nie poprawi humoru człowiekowi jak widok swojej spanikowanej przyjaciółki z samego rana.
Otworzyłam walizkę, która nadal stała nie rozpakowana i zaczęłam przeglądać swoje rzeczy w celu znalezienia czegoś co mogłabym ewentualnie dziś na siebie przyodziać. Po dość długich poszukiwaniach, które trwały aż dwie minuty mojego cennego czasu- wybrałam dość krótkie szorty i białą koszulkę. Wyciągnęłam jeszcze czystą bieliznę i potruchtałam do łazienki, w której wykonałam poranną toaletę, ubrałam się, zrobiłam się byle jakiego koka i pomalowałam rzęsy tuszem. Mam tylko nadzieję, że Rebecka nie obrazi się, że użyczyłam sobie jej tuszu. Tsa jakbyś się tym w ogóle przejmowała. 
Tanecznym krokiem wróciłam do swojego pokoju, a drzwi zamknęłam kopniakiem z pół obrotu. Fanie było nie usłyszeć krzyku mamy: Nie trzaskaj tymi drzwiami bo ja ci trzasnę!
- To było bardzo imponujące i mógłbym jeszcze dodać, że szkoda drzwi ale boję się o wygląd mojej twarzy..- Podskoczyłam lekko na męski głos wydobywający się z mojego pokoju.
Na łóżku leżał rozradowany Liam. Na łóżku. Na MOIM cholera łóżku.
- Złaź zapchlona gadzino!- Krzyknęłam i podbiegłam do niego zrzucając go na podłogę. Cichy jęk bólu sprawił mi wielką satysfakcję i z trudem powstrzymywałam uśmiech, który chciał wkraść mi się na twarz.    
- Damy nie powinny posługiwać się takim językiem.- Brunet wstał z podłogi i poprawił swoją koszulkę.
- Widzisz tu gdzieś damę, bo ja jakoś nie bardzo.- Odpowiedziałam i położyłam się na łóżku. Liam wepchał swoje zacne cztery litery tuż obok mnie i uśmiechnął się bodajże uroczo. 
- Oj Shelby, Shelby nie doceniasz się.- Jego brązowe oczy skupiły się na mojej twarzy.- Słyszałem, że miałaś pewne opory przed przyjazdem tutaj. 
- Skąd to wiesz?- Zapytałam po woli i usiadłam na brzegu materaca. Siedziałam na tyle blisko Liama, że stykaliśmy się ramionami jak i udami. 
- Louis się chwalił, że miał tą przyjemność uderzenia cię cegłą.- Spojrzałam na niego zdziwiona.- Ale Harry powiedział, że zrobili to ponieważ chcieli pomóc Rebece w zaciągnięciu cię tutaj.- Westchnęłam cicho i przetarłam dłonią czoło.
- Po pierwsze to nie była cegła tylko wielki, ciężki pustak. A po drugie nie chciałam tutaj przyjeżdżać z osobistych powodów.- Zaczęłam wyginać palce u lewej dłoni jak to miałam w zwyczaju robić gdy zaczynałam się denerwować, lub nudzić. 
- A tymi osobistymi powodami są...- Przeniosłam na niego wzrok.- Przepraszam. Nie powinienem, przecież to twoje sprawy, a ja cię tak wypytuję. Nawet mnie nie znasz. Przepraszam.- Chłopak zarumienił się lekko i spuścił głowę zawstydzony.
- Nie chciałam tutaj przyjeżdżać ponieważ... Może to głupie ale czułam się zazdrosna. No wiesz zawsze śpiewałam razem z Rebecką, a potem jakiś gościu w okropnej koszuli wszystko psuję mówiąc mi, że nie mam ''tego czegoś'' i chce tylko Rebeckę. To... Dotknęło mnie tak troszeczkę.- Skrzywiłam się gdy przypomniałam sobie słowa Paula. 
- Powiedziałaś, że czułaś się zazdrosna. To znaczy, że już ci przeszło?
- Sama nie wiem. No wiesz moja mała Rebecka będzie robić światową karierę gdy ja będę tyć na kanapie z paczką chipsów w ręce, to oczywiste, że jestem zazdrosna ale wydaję mi się, że to mi przejdzie. Przecież doskonale wiedziałam, że nie zawsze będziemy razem. Kiedyś każda z nas pójdzie w swoją drogę i tyle. Finito*.- Uśmiechnęłam się smutno w jego stronę czując, że dopada mnie melancholijny nastrój, którego tak bardzo nienawidziłam. Wszystko wtedy wydaję się tak smutne, i dziwne. 
- Shelby! Ktoś dzwoni, otwórz drzwi!- Krzyk Rebecki rozniósł się po całym mieszkaniu dochodząc również do mojego pokoju.
- Czyżby Styles aż tak bardzo wessał się w jej twarz, albo inną część ciała, że biedaczka nie może sama otworzyć?- Powiedziałam raczej sama do siebie ale nadal siedzący obok mnie Liam zaśmiał się cicho i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Przed chwilą byłaś smutna, a teraz znowu wydajesz się taka pogodna. Jak ty to robisz?- Zapytał i rozłożył się wygodnie na łóżku wiedząc doskonale, że mnie to irytuję.
- No wiesz... To ten urok i w ogóle zajebistość.- Rzuciłam mu przez ramię spojrzenie jakim zawsze jacyś agenci obdarowują przestępców jakby chcieli powiedzieć: Mam przymknięte oczy ale i tak cię widzę chuju. Zaśmiałam się sama z siebie wychodząc z pokoju po ty by po chwili wsadzić głowę do salonu.
- Kurwa mać Rebecka wołałaś mnie żebym otworzyła drzwi gdy ty masz bliżej?- Zapytałam zła i stanęłam prosto zakładając ręce na biodrach.
- Teraz twoja kolej kochaniutka.- Wystawiła mi język i powróciła do konwersacji ze zdziwionym Harrym, który nie miał zielonego pojęcia co się właśnie stało.
- Gdybyś się chociaż z nim całowała czy coś. Wtedy bym nie robiła problemu.- Warknęłam cicho i wściekła następnym dzwonkiem do drzwi zbiegłam po schodach nadal dziwiąc się po co nam to puste pomieszczenie na dole. Wszystko znajduję się na górze, a tu tylko stoi jedn na wpół uschnięty kwiatek, jakieś tajemnicze drzwi, schody i mały korytarzyk, którym trzeba przejść aby wyjść lub wejść do mieszkania. Nigdy nie zrozumiem architektów. Zeskoczyłam z trzech małych schodków i zrobiłam dwa duże kroki otwierając zamaszyście drzwi czym najwyraźniej zaskoczyłam dzwoniącego do drzwi chłopaka. 
- Przepraszam ale nie zamawiałyśmy pizzy. To pomyłka.- Powiedziałam i chciałam zamknąć drzwi gdy umięśniona i wytatuowana ręka chłopaka mi w tym przeszkodziła. Spojrzałam na niego zdziwiona lustrując jego dziwną twarz. 
- Cześć. Jestem waszym sąsiadem przyszedłem się przywitać.- Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który wcale, a wcale mnie do niego nie przekonał.
- Rebecka! Do ciebie!- Wrzasnęłam najgłośniej jak potrafiłam i oparłam się o drzwi cały czas przypatrując się zdezorientowanemu chłopakowi, który podobno jest naszym sąsiadem.
Kroki Rebecki odbijały się echem gdy zbiegła szybko ze schodów, a potem potruchtała po pustym korytarzu. Po chwili stanęła obok mnie i spojrzała najpierw na moją osobę, a potem na nieproszonego gościa.
- Słucham, mogę w czymś panu pomóc?- Zapytała jak zawsze grzecznie. Wywróciłam oczami i ziewnęłam chcąc tym samym zdenerwować bruneta.   
- Nie, nie właściwie to przyszedłem się tylko przywitać. Jestem waszym sąsiadem.- Chłopak wyciągnął rękę w stronę Rebecki, a ona rumieniąc się... Słodka idiotka... Uścisnęła ją z głupim uśmiechem na twarzy. Gdy ręka bruneta powędrowała w moją stronę zaszczyciłam go zaledwie swoim znudzonym spojrzeniem.
- Shelby. Zachowuj się.- Upomniała mnie Rebecka, ale mimo jej słów nie uścisnęłam dłoni chłopaka, a on po chwili wahania zabrał ją zawstydzony. 
- Jeżeli to wszystko to do widzenia. Nie odwiedzaj nas więcej, nie czatuj pod naszymi drzwiami, nie przychodź po cukier czy jajka bo ci nie damy ponieważ zapewne same nie będziemy miały, a nawet jeżeli byśmy miały to byśmy ci nie dały.- Chciałam zamknąć drzwi ale Rebecka pacnęła mnie w ramie i posłała karcące spojrzenie.
- Przepraszam za nią, nie raz nie wie co mówi.- Chichot, który Rebecka z siebie ''wypuściła'' przywołał moje śniadanko, które było już trawione.
- Nic nie szkodzi. A może... Dałabyś się zaprosić na kawę i ciastko? Poznalibyśmy się lepiej, czy coś.- Albo mi się zdaję, albo on chce ją zaprosić na randkę, a ona rumieni się niczym dojrzały burak. 
- Ona ma chłopaka!- Krzyknęłam szybko zadziwiając tym samym flirtującą dwójkę.- Znaczy... Eeee... Niedługo będzie miała, a on właśnie na nią czeka, na górze więc ten... Spadaj.- Tym razem obydwoje byli zdziwieni moim zachowaniem, więc nikt mi nie przeszkodził w zamykaniu drzwi. A raczej w trzaśnięciu nimi i przekręcenia zamka, tak aby żaden nieproszony gość z dziwnym ryjem nie wlazł nam do środka. 
- Co to kurde miało być?!- Krzyknęła wściekła Rebecka.- Nie mogłabyś być raz dla kogoś miła? Przeszedł tutaj bo chciał się zapoznać z nowymi sąsiadkami, a ty mu drzwi zatrzaskujesz. 
- Ooo tak on chciał się zapoznać co najwyżej z  jedną z nas i uwierz mi, że prędzej czy później by się z tobą zapoznał ale dość dogłębnie.- Powiedziałam i obserwowałam jak jej twarz znów zamienia się w kolor dorodnego pomidora. Kurde najpierw burak, teraz pomidor... Głodna jestem. 
***
 Biegłam po chodniku trzymając swoją torbę w dłoniach i starając się nie wpaść na nikogo tak jak przed chwilą. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem już spóźniona dlatego nie chciałam spóźnić się jeszcze bardziej, co właściwie jest całkiem bez sensu ale czy ja kiedykolwiek zrobiłam coś z sensem? Mniejsza z tym.
Gdy ujrzałam siedzącego na ławce chłopaka w kapturze z czarnymi okularami na nosie od razu domyśliłam się kim owa osoba jest. Zwolniłam swój bieg do wolnego truchtu i już po chwili zasiadałam obok zakapturzonej postaci.
- Spóźniłaś się piętnaście minut i czterdzieści osiem sekund.- Spojrzałam zdziwiona na chłopaka.
- A co liczyłeś?- Zapytałam sarkastycznie, a ten wyciągnął w moją stronę swój telefon z włączonym stoperem gdzie była wyświetlona liczba, którą przed chwilą mi powiedział.- A myślałam, że to ja jestem dziwna.- Mruknęłam pod nosem.
- Bo jesteś. Co było takiego pilnego, że wyciągnęłaś mnie w ten upalny dzień z mojego domu?- Harry najwyraźniej był trochę zły, czego całkowicie nie rozumiałam.  
- Chodzi o Rebeckę. Jak byłeś dzisiaj u nas z Liam'em przyszedł do nas jakiś gostek mówiąc, że jest naszym sąsiadem. Pominę tą część gdzie go wyzywam i przejdę do tej gdzie ten waleń z twarzą rozjechanego kota zaprasza Reb na randkę.- Streściłam mu wszystko najlepiej jak potrafiłam. 
- Ty sobie kurwa ze mnie żarty robisz, czy coś?- Zapytał wściekły i zsunął lekko z nosa okulary ukazując mi swoje zielone oczy.
- Coś debilu. Mówię jak było. Nim Rebecka zdążyła mu odpowiedzieć zatrzasnęłam drzwi przed tym krasnalem ale oczywiście święta Palmer poleciała go potem szukać żeby przeprosić za moje złe zachowanie i wróciła do mieszkania uradowana jakby się naćpała. Ta kretynka przyjęła jego zaproszenie na jak to on ujął: Kawę i ciastko. Gówno prawda jak tam już wiem co mu po głowie chodzi i na pewno nie ma to nic wspólnego z kawą ani ciastkiem. No co najwyżej z bitą śmietaną.
- Shelby, oddychaj.- Napomniał mnie brunet. Wciągnęłam głęboko powietrze po to by po chwili wypuścić je z powrotem.
- Harry weź coś zrób. Przecież to ty miałeś z nią być. Mieliście być słodką parką, na której widok chciałoby mi się zwracać, a na widok tamtego chłopaka mogę co najwyżej modlić się dla niego o rozum.- Harry zaczął się śmiać, a po chwili dołączyłam do niego ja, właściwie nie widząc dla czego się śmieję. 
- Shleby ale co ja mogę zrobić?- Zapytał Harry, gdy już się lekko opanował.- Przecież na siłę nie zmuszę ją do tego aby zaczęła coś do mnie czuć.
- Weź ją kurde porwij, zgwałć cokolwiek. A po za tym ona już coś do ciebie czuję tylko jeszcze o tym nie wie, ale nie długo się dowie.
- Chciałbym zakończyć ten temat, proszę.- Brunet wstał z ławki i wyciągnął w moją stronę rękę.- Chodź pójdziemy na spacerek czy coś.- Z lekką niechęcią chwyciłam jego dłoń po czym wstałam z ławki.
- Harry kto wtedy rypnął mnie tym pustakiem?- Zapytałam gdy przemierzaliśmy w spokoju chodnik trzymając się cały czas za ręce.
- Louis. Ale to na prawdę była mała cegiełka.- Gdy usłyszałam imię tego zapchlonego pajaca, miałam wielką ochotę na zemstę.
- Chyba wiem czym dostałam, prawda?- Spojrzałam na niego gdy czekaliśmy na zmianę świateł abyśmy mogli przejść na drugą stronę.
- A ja chyba wiem, czym cię uderzył, prawda?- Sparodiował mój ton głosu za co chciałam go uderzyć ale w porę doszłam do wniosku, że lepiej tego nie robić przy ludziach.  
Nie odezwałam się dopóki nie doszliśmy do nieznanego dla mnie parku. Harry podszedł do samochodziku z lodami, a ja usiadłam na jednej z pustych ławek. Dziwiłam się Styles'owi, że nie boi się iż ktoś go rozpozna. No bo serio kto w taki upał chodzi w bluzie, z kapturem na głowie? No kto? Chociaż to jest Londyn, prawda? Tutaj nie ma normalnych ludzi więc co za różnica czy widzisz na drodze zakapturzonego chłopaka w ciepły dzień czy widzisz nagiego transwestytę. Chociaż jedno muszę przyznać. Wydaję mi się, że tutaj nie ma nietolerancyjnych ludzi. Wydaję mi się, że każdy się szanuję i to jest piękne. Na prawdę. 
- Ziemia do Shelby!- Podskoczyłam lekko na ławce i zamrugałam kilka razy gdy ujrzałam przed swoją twarzą dwie kulki lodów z wafelku. 
- Och, dziękuję.- Odezwałam się i wzięłam od niego te pyszności. Niby kiedyś tam obiecałam sobie, że przejdę na dietę, ale pieprzyć to. Lodziki są ważniejsze.
- Nie sądziłem, że znasz takie słowa jak proszę czy dziękuję.- Harry rozsiadł się na ławce i zaczął zlizywać czekoladową masę ze swoich palców.
- Znam i nawet często używam. Ty po prostu poznałeś mnie z tej drugiej strony.- Odpowiedziałam mu i oparłam się wygodnie zakładając nogę na nogę.
- Cóż zważywszy na to, że poznałem cię przed wczoraj i zawsze byłem w towarzystwie Louisa to tak, najwyraźniej poznałem cię z tej drugiej strony.
- No ale nie powiesz mi, że ta moja druga strona nie jest urocza.- Oblizałam usta czując na nich chłodek od lodzika. 
- Ty jesteś cała urocza. Szczególnie z brudną buzią od malinowych lodów.- Brunet zaśmiał się głęboko, a palcem wskazującym starł resztki loda z mojej twarzy.
- Dziękuję. Wypadek przy pracy.- Odparłam i uśmiechnęłam się do niego szeroko. 
Coś mi się wydaję, że dogadam się z tym całym Harrym. 
***
Szliśmy przez park,- a właściwie Harry szedł i niósł mnie na swoich plechach- śmiejąc się z dziwnego pana, który krzyczał na telefon bo ten nie chciał mu się włączyć. Jak mi przykro.
Brunet pozbył się swojej bluzy, którą teraz to ja musiałam trzymać między swoim brzuchem, a jego plecami. Stwierdził, że jest mu za gorąco, a na pewno nikt go nie pozna. Nawet się z nim nie kłóciłam ponieważ nie widziałam w tym najmniejszego sensu. Jeżeli napatoczy się jakaś fanką to ja się zmyję. Proste. 
- Ej, Shelby Louis już jest.- Harry powoli opuścił mnie na ziemię wskazując głową zaparkowany czarny samochód przy krawężniku.
- Dobra to czas się pożegnać.- Podałam Styles'owi jego bluzę uśmiechając się przy tym miło.
- Możemy cię podwieźć. Louis na pewno się zgodzi. Po co masz iść taki kawał drogi.- Harry ubrał na siebie bluzę ale nie założył kaptura. 
- Nieee wiesz co ja się jednak przejdę. Dobrze wiesz, że ja i Louis zamknięci w małym pomieszczeniu to nie wróży nic dobrego. Ale dziękuję za chęci.- Wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek.- Pozdrów wszystkich oprócz Louisa.- Dodałam i z uśmiechem zaczęłam się od niego oddalać. Ten dzień mogę uznać za udany ponieważ nie widziałam krzywej mordy Tomlinsona. Ale pocisk. Zaśmiałam się cicho sama do siebie i uśmiechnęłam się szeroko do starszej pani, która trzymała na smyczy małego psa. Zdecydowanie za dużo się uśmiecham.
 ----------------------------------
*Finito- koniec. 
Czeeeeeść. :D A więc powróciłyśmy po dość długiej przerwie. Mamy nadzieję, że nie będziemy znów miały takiej blokady. Wczoraj jak mnie (Kamilkę :*) dopadła wena, to myślałam, że klawiaturę rozwalę. Patrzcie jakie ładne zdjęcie znalazła Magda :P Chciałyśmy podziękować dwóm dziewczyną, które zgłosiły się do pomocy. (A.W. M Buka6919 ) Miło wiedzieć, że ktoś chciałby nam pomóc :* A więc mamy nadzieję, że rozdział spodoba się wam równie mocno jak nam! Liczymy na wsze komentarze :D 
Aha w bohaterach pojawiła się nowa postać. Możecie obczaić jego zdjęcie :D
Kochamy, Magda i Kamila :*