środa, 27 listopada 2013

9

Hej. Wiem, że dawno mnie nie było ale miałam swoje powody. Zmieniłam wygląd bloga jak i pomysł. Teraz będzie on głównie o Shelby ale Rebecki nie zabraknie. Chciałabym baaardzo podziękować Aśce;p oraz Dianie Landris, które skomentowały poprzedni rozdział. Wydaję mi się, że jeżeli nie będziecie komentować po prostu usunę tego bloga i tyle. Jest dużo wejść komentarzy prawie wcale.  Możecie nawet narzekać na rozdział byleby coś było i byle bym wiedziała, że ktoś to czyta i piszę szczere opinie. I przepraszam za błędy ale kończyłam rozdział gdy jestem chora więc wiecie...
 --------------------------------------------------

Perspektywa Shelby

Od naszego wyjazdu na ten dziwny festyn minęły dwa tygodnie. 
Co się zmieniło przez ten czas? 
Może to niedorzeczne i możecie mi nie uwierzyć ale ja piękna Shelby Evans podjęłam pracę. Tak, tak pracuję. Zawsze miałam tą świadomość, że gdy nie wyjdzie mi ze śpiewaniem muszę znaleźć inne zajęcie, które by mnie satysfakcjonowało oraz sprawiało przyjemność. Dokładnie tydzień temu gdy szłam do sklepu znalazłam na słupie ogłoszenie, które informowało o tym iż pobliski dom dziecka poszukuję opiekunki. Cóż doświadczenie takowego nie miałam ale lubię dzieci i chciałabym chociaż trochę umilić im czas pobytu w tum okropnym miejscu dlatego postanowiłam zgłosić się na rozmowę klasyfikującą. Co dziwne od razu zostałam przyjęta ponieważ Barbara- przełożona- stwierdziła, że dobrze mi z oczu patrzy i nie potrzebuję żadnych studiów pedagogicznych abym mogłam pracować z dziećmi. No ale to nie wyklucza tego, że muszę je zrobić. Jak na razie zostałam przyjęta na tak zwany okres próbny, który w moim przypadku potrwa dwa miesiące, a potem jeżeli nadal będę chciała tam pracować muszę pomyśleć nad studiami. Wydaję mi się, że raczej będę tam pracować ponieważ atmosfera jest niesamowita, dzieci są pogodne i uśmiechnięte a wszyscy pracownicy są mili. A i jest jeszcze jeden plus. Przychodzą tam wolontariusze, którzy głównie składają się z mega przystojnych facetów. Mówię wam bez śliniaka nie przychodź.
- Shelby! Wychodzę!- Wstałam z kanapy i potruchtałam do korytarza, w którym buty ubierała Rebecka. Oparłam się o futrynę i założyłam ręce na piersi.
- Gdzie znowu idziesz?- Zapytałam nie kryjąc ciekawości jak i irytacji. Trochę się między nami pozmieniało. Rebecka codziennie gdzieś wychodzi i o niczym mi nie mówi.- Myślałam, że ten dzień spędzimy razem.- Dodałam.
- Drake zaprosił mnie na kawę, a potem idę do studia. Paul chce mi przedstawiać jakiegoś faceta z wytwórni. Fajnie nie?- Brunetka wyprostowała się i poprawiła swoją kitkę.
- Taaa bardzo fajnie.- Mruknęłam i odwróciłam się po czym wróciłam z powrotem do salonu. Usiadłam na kanapie i zaczęłam zmieniać kanały w telewizorze.
- Ej chyba nie jesteś na mnie zła prawda?- Dziewczyna usiadła obok mnie. Zignorowałam ją.- Shelby no przepraszam. Jutro spędzimy cały dzień razem.
- Jutro pracuję.- Odpowiedziałam jej cały czas wpatrując się w jakąś babkę, która tłumaczyła jak odpowiednio wbijać jajka do miski. Kto tego do cholery nie potrafi? Ty. Oh...
- No to w sobotę. O! Wybierzemy się na zakupy, po obgadujemy ludzi.- Spojrzałam na nią i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Już zapomniałaś?- Jej zdziwiona mina mówiła wszystko.- W sobotę urządzam kiermasz dla dzieci.  Miałaś mi pomóc i zaśpiewać razem ze mną.
- O cholera. Przepraszam Shelby wyleciało mi to z głowy. Postaram się przyjść na prawdę.- Prychnęłam po nosem i założyłam ręce na piersi.
- Czyli masz już jakieś plany na sobotę ale i tak proponowałaś mi abyśmy ten dzień spędziły razem. Gdzie tym razem zabiera cię Drake?
- Zaprosił mnie na urodziny swojego przyjaciela.- Powiedziała cicho ze spuszczoną głową.- Jeżeli chcesz to poproszę go aby zapytał się tego przyjaciela czy też możesz przyjść.
- Nie chce twojej łaski!- Krzyknęłam i wstałam zdenerwowana z miejsca.- Co się z tobą dzieje do cholery? Od tygodnia tylko Drake, Drake, Drake. A co ze mną? Z Harrym? Od początku tygodnia leży w domu z gorączką i tylko czeka aż do niego przyjedziesz. Albo chociaż zadzwonisz, a ty co? Gówno! Mogę się założyć, że gdybyś to ty tutaj leżała chora on nie odstępowałby ci na krok.
- Chciałam do niego pójść.- Powiedziała i również wstała.- Jak tylko Louis w niedzielę wieczorem do mnie zadzwonił chciałam do nich pojechać z samego rana w poniedziałek ale Harry mi zabronił. To co mam się z nim pokłócić? Siedzieć tam mimo tego, że on mnie tam nie chce?- Wytłumaczyła.
- Tak! Właśnie to powinnaś robić. Nawet JA codziennie po procy chodzę do nich żeby zobaczyć co z nim. JA. A przecież to nie mi na nich zależy tylko tobie. Tobie na wszystkich zależy.  
- No to idź tam! Po co prawisz mi morały?! Wiem co robię.
- Wczoraj powiedziałam im, że nie przyjdę ponieważ ten dzień miałyśmy spędzić razem. No ale widzę, że jednak mogę do nich jechać.- Patrzyłam na nią chwilę po czym skierowałam się do korytarza, chwyciłam z szafki klucze od domu i zbiegłam po schodach. Przeszłam przez pusty hol i otwarłam drzwi napotykając na swojej drodze Drake, który akurat miał naciskać dzwonek.
- O Shelby. Cześć.- Brunet z rozjaśnionymi końcówkami uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Nie wiem dlaczego ale sam jego widok irytował mnie bardziej niż sama myśl o nim.
- Daruj sobie te grzeczności. Rebecka zaraz przyjedzie. I nie waż się włazić do środka bo zabiję.- Odepchnęłam go ze swojej drogi i podeszłam do windy. Weszłam do tego przeklętego urządzenia i nacisnęłam guzik, który pokazywał parter. Drzwi się zasunęły, a winda ruszyła przyprawiając mnie o lekkie mdłości.
***
Jak codziennie gdy przyjeżdżałam do chłopaków obeszłam całą posiadłość odsunęłam krzaki i wspięłam się na płot. Usiadłam na ogrodzeniu i spojrzałam z góry na ziemię. Zawsze przychodził po mnie miły ochroniarz, który pomagał mi zejść z płotu ale niestety dziś go nie było więc musiałam sobie radzić sama. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy po czym zeskoczyłam z ogrodzenia lądując na zielonej trawie. Otrząsnęłam się i zadowolona z siebie ruszyłam w stronę domu.  Weszłam na taras, na którym Zayn pali po czym chwyciłam klamkę drzwi i przeciągnęłam je w prawą stronę. Weszłam do chłodnego salonu połączonego z jadalnią  .  Pokręciłam głową widząc bałagan na stole.
- Louis?!- Krzyknęłam i zaczęłam kierować się w stronę schodów. Z góry dochodziły odgłosy telewizora, co oznaczało, że albo mnie nie usłyszeli albo nie chce im się wstawać i do mnie wyjść.
Drzwi od pokoju Harry'ego stały otworem co oznaczało, że to właśnie tam siedzą chłopaki.
- Hej. Sami jesteście?- Zapytałam gdy weszłam do pokoju. Harry i Louis spojrzeli na mnie po czym obydwoje posłali szczere uśmiechy w moją stronę.
- Najwyraźniej już nie.- Odpowiedział mi Louis i posunął się na łóżku robiąc dla mnie miejsce. Uśmiechnęłam się lekko i zsunęłam trampki ze stóp i usiadłam na łóżku po 'turecku'.
- A ty nie miałaś spędzać tego dnia z Rebecką?- Głos Harry'ego zawsze był zachrypnięty ale teraz to była już przesada. Brzmiał jakby ktoś mu przez gardło drut przeciągnął.
- Jak się czujesz?- Zignorowałam jego pytanie dając im tym samym do zrozumienia, że mają się nie wtrącać w coś co ich nie dotyczy.
- Tak jak wyglądam.- Odparł, a ja się skrzywiłam. Wyglądał jak gówno.- Nie zmieniaj tematu. Wczoraj mówiłaś, że nie przyjedziesz bo miałyście mieć z Rebecką babski dzień.
- Oj no bo miałyśmy mieć ale... Ej! Co ja się będę wam tłumaczyć? Nie chcę o tym rozmawiać, jasne?- Spojrzałam na nich, a oni pokiwali zgodnie głowami.
- Shelby a zrobisz mi ten cieplutki ryż co wczoraj?- Harry zrobił smutną minkę, a ja parsknęłam pod nosem i uśmiechnęłam się szeroko.
- Harry, a wiesz, że ta twoja mina alla debil z reklamy na mnie nie działa prawda?- Zapytałam ale mimo wszystko wstałam z łóżka i naciągnęłam na bose stopy trampki po czym z westchnieniem zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni, w której przebywałam zdecydowanie za często.
Wyciągnęłam z szafki paczkę ryżu oraz koszyk z przyprawami. Z drugiej szafki wyciągnęłam garnek. Postawiłam wszystko na blacie i krzyknęłam gdy ujrzałam stojącego Louisa.
- Pojebało cię?- Zapytałam i chwyciłam się za serce oddychając głęboko. Brunet zaśmiał się cicho i otworzył lodówkę wyciągając z niej potrzebne warzywa.
- Nie chciałem cię przestraszyć ale teraz gdy już mi się to udało czuję się znakomicie.- Powiedział i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- A weź się odwal dobra?- Mimo wszystko na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Nie żeby między mną a Louisem było tak pięknie i kolorowo. Nadal uwielbiamy po sobie 'jeździć' i kłócić się o byle gówno ale od naszej rozmowy w tamtym pokoju coś się zmieniło. On tak jakby nabrał szacunku do mnie, a ja do niego. Przyjaciółmi raczej się nazwać nie możemy ale znajomymi na pewno.
- Jak weszłaś?- Louis podał mi kilka marchewek oraz nóż. Usiadłam na krześle, które podstawił mi do blatu i zaczęłam obierać pomarańczowe warzywo.
- Tak jak zawsze tylko tym razem musiałam się bawić w batmana.- Odpowiedziałam mu i wstałam ponieważ zapomniałam wstawić ryż. Geniusz ze mnie. 
- Jakbyś napisała, że przyjeżdżasz to bym powiedział Arthurowi, że ma po ciebie wyjść.- Louis nie spuszczał wzroku z obieranej przez niego marchwi z czego właściwie się cieszyłam. Nie mam ochoty znosić jego płaczu gdy się utnie.
- E tam. Wcale nie było tak źle. Tylko wiesz co? Musimy opracować jakiś inny sposób dostania się tutaj ponieważ te krzaki tak trochę mnie przerażają.
- To ty będziesz tutaj jeszcze przychodzić?- brunet zaprzestał wykonywać czynność i spojrzał na mnie gdy znów usiadłam na krześle.- Wiesz sądziłem, że przychodzisz tutaj tylko i wyłącznie ze względu na Harry'ego.
- No tak ale przychodzę też tutaj ze względu na Niall'a, Liam'a i Zacka.- Uśmiechnęłam się sztucznie starając się wytrzymać jego wzrok na sobie.
- Zayn'a.
- Boże co za różnica? Jego rodzice nie mogli dać mu innego imienia?- Westchnęłam. Nie wiem dlaczego ale nie mogę zapamiętać, że ten co pali ma na imię Zayn.
- Nie mnie się o to pytaj.- Prychnęłam lekko.- Wiesz, że nie złapałem się na tą twoją gadkę, prawda?
- A wiesz, że mało mnie to obchodzi prawda?
- Przychodzi tutaj bo mnie lubisz.- Odparł pewny siebie Louis.
- Nie lubię cię.- Odpowiedziałam mu i znów zaczęłam obierać marchew. 
- Wiem, że tak.- Chłopak szturchnął mnie lekko w ramię i uśmiechnął się do mnie. Wcale cię nie lubię Tomlinson... No może tak troszkę.
***
- Chłopaki ja już będę szła.- Powiedziałam i wstałam z kanapy.- Wstąpię jeszcze na chwilę do domu dziecka zobaczyć jak idą przygotowania do kiermaszu.- Wzięłam ze stolika swoje klucze oraz telefon.
- Poczekaj pójdę z tobą.- Louis również wstał i ruszył za mną. Z całych sił starałam się ukryć swój uśmiech, który od przyjścia tutaj nie schodził z mojej twarzy.
- Cześć!- Krzyknęłam na tyle głośno aby każdy kto był w domu mnie usłyszał. Chłopcy odpowiedzieli mi zgodnie 'hej' na co się uśmiechnęłam. Otworzyłam drzwi tarasowe i wyszłam na dwór. Powietrze zrobiło się chłodniejsze przez co lekko zadrżałam. Podeszłam do ogrodzenia i westchnęłam.
- Pomogę ci.- Louis podniósł mnie bez problemu przez co pisnęłam ale od razu chwyciłam się ogrodzenia i wspięłam wyżej aby przerzucić nogę przez metal, a potem drugą i z brakiem gracji zeskoczyłam na ziemię. 
- Kurwa.- Odwróciłam się i ujrzałam wspinającego się po płocie Louisa.- Jak ty przez to przełazisz?- Jęknął gdy był prawie po drugiej stronie.
- Co ty robisz?- Zapytałam zdziwiona gdy brunet stanął obok mnie i zaczął wyciągać liście ze swoich włosów.
- Jak to co? Idę z pewną wredną, brzydką, arogancką dziewczyną do domu dziecka.- Odpowiedział mi i ubrał na głowę kaptur od bluzy oraz okulary, które nie wiem skąd wytrzasnął. 
- Jesteś walnięty na umyśle.- Skwitowałam krótko i ruszyłam w stronę domu dziecka. 
Nigdy bym nie pomyślała, że będę szła w takie miejsce z taką pozytywną energią oraz entuzjazmem. W ogóle nigdy w swoim życiu nie sądziłam, że kiedykolwiek będę pracować w takim miejscu z tak niesamowitymi dziećmi. Mimo tego, że nie mają one nikogo są radosne i szczęśliwe. Potrafią cieszyć się z najmniejszej rzeczy i jeszcze ani razu nie słyszałam, aby któreś na coś narzekało. Albo i nie słyszałam. Ale to się nie liczy ponieważ na jedzenie, a dokładniej surówkę ze szpinaku każdy narzekał. 
- Shelby!- Spojrzałam zdziwiona na Louisa, a ten stanął w miejscu.- Dlaczego mnie nie słuchasz?- Zapytał oburzony.
- Zamyśliłam się. Sorry.- Odpowiedziałam i znów zaczęłam iść przed siebie.- Mówiłeś coś ważnego?
- Ja zawsze mówię, ważne rzeczy.- Mrugnął pod nosem.- Pytałem się czy teraz gdy nikt nas nie podsłuchuje powiesz mi dlaczego dzisiaj do nas przyszłaś, a nie zostałaś z Rebecką.
- Raczej dlaczego to ona nie została ze mną.- Włożyłam ręce w kieszenie spodenek.- Nie chcę o tym rozmawiać, dobra? To co się teraz dzieje miedzy mną a Rebecką pozostanie między mną, a nią.- No i jeszcze Drakiem i pewnie jego przyjaciółmi. 
- No dobra jak chcesz ale pamiętaj, że jak coś- sam nie wierze, że to mówię- możesz do mnie zadzwonić i się wygadać. Pomogłaś mi z Eleanor, więc teraz moja kolej.   
- Dziwnie tak jakoś, prawda?- Zapytałam i zmarszczyłam czoło.
- Nie łapię.
- Chodzi mi o to, że dziwnie się czuję gdy jesteśmy dla siebie mili.- Wytłumaczyłam i spojrzałam na niego.
- Taaa masz rację.

poniedziałek, 4 listopada 2013

8

  Ogłoszenie na dole! :)

Perspektywa Shelby. 

- Oh, oh can we take it nice and slow, slow? Break it down and drop it. Low, low cause I just wanna party all night in the neon lights 'til you can't let me go! I just wanna feel...*- Urwałam gdy radio się wyłączyło za sprawą brudnych rąk bruneta.- Dlaczego wyłączyłeś? Lubię tą piosenkę.- Powiedziałam oburzona.
- Właśnie dlatego ją wyłączyłem. Mam dość twojego fałszowania.- Louis rzucił w moją stronę przelotne spojrzenie i znów skupił się na drodze.
- Ja nie fałszuję w odróżnieniu co do niektórych w tym samochodzie.- Skwitowałam i założyłam ręce na piersi, wpatrując się cały czas w tylną szybę samochodu jadącego przed nami.
- Mówisz o Harrym?- Louis uśmiechnął się podstępnie pod nosem.- Harry, Shelby mówi, że fałszujesz.- Dodał i spojrzał w lusterko.
- Tak, tak Louis oczywiście. Posprzątam.- Zdziwiona odpowiedzią kręconego szopa odwróciłam się aby zerknąć na tylne siedzenia na których siedziała Rebecka, w którą wpatrywał się Harry.
Ja pierdole wczoraj robiła słodkie oczka do naszego głupiego sąsiada a dzisiaj znowu filtruje z Harrym. I jak tu za nią za dążyć. Ponownie włączyłam radio, które po chwili Louis wyłączył.
- Cwel.- Mruknęłam w stronę bruneta.-Pieprzony cwel.
- Dziwka.- Odpowiedział mi bez trudu.
- To twój zawód biedaczku nie będę ci pracy spod nosa zabierać.- Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a on mocniej ścisnął kierownicę.
- Wiesz przy twojej głupocie to nawet zatoka Bizantyjska jest płytka.- Odezwał się po chwili Louis, a ja nie z tego czy owego wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. 
- Boże czy ty to właśnie wymyśliłeś? Kurde to już nawet święta Rebecka ma lepsze odzywki niż ty.- Wydusiłam i znów zaczęłam się śmiać.
- Cicho tam.- Wtrącił się Harry.- Choć raz się zamknijcie, proszę. Ale tak na marginesie to Lou ona ma rację to było suche.- Dodał brunet i przybił mi piątkę. Tomlinson rzucił w moją stronę wściekłe spojrzenie i ostrożnie skręcił za samochodem, który prowadził Paul. Przed nami pojawiło się ogromne jezioro, jakaś łąka, kilka drewnianych domków oraz duuuużo ludzi, którzy byli chyba już leciutko wstawieni biorąc pod uwagę ich dzikie i głośne śmiechy.
Louis zatrzymał się za samochodem Paula i nim wysiadłam z wozu zauważyłam jak Niall przykleja twarz do tylnej szyby. Zmarszczyłam czoło i spojrzałam zdezorientowana na Tomlinsona, który został ze mną w samochodzie.
- Myślałam, że to ty jesteś tym najgłupszym.- Skwitowałam krótko i wysiadłam z samochodu z ogromną ulgą prostując swoje krzywe nogi. Wciągnęłam głęboko do płuc powietrze, które było przesiąknięte zapachem świeżo skoszonej trawy oraz zapachem jeziora, który był specyficzny.
- Trochę glonami zalatuję, co nie?- Obok nas stanął Harry, który marszczył nos i patrzył się zawzięcie na wodę, która falowała pod wpływem skoków do niej. 
- Heh zobacz co za paradoks. Ty też.- Położyłam rękę na ramieniu bruneta i uśmiechnęłam się szeroko ukazując swoje w miarę proste i białe zęby.
- Cóż nie wiem dlaczego ale mam wrażenie, że powinienem się obrazić. Lou co o tym sądzisz?
- Mnie nie pytaj. Nie wiem co znaczy paradoks.- Zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową oddalając się od dwóch rozmyślających nad znaczeniami różnych słów chłopaków. 
Stanęłam przy brzegu jeziora patrząc jak woda 'stara' się musnąć moje buty. Ukucnęłam i zanurzyłam palce w mokrej i ciepłej cieczy. Pamiętam, że gdy byłam kiedyś z rodzicami nad morzem uwielbiałam zanurzać dłonie w mokrym piasku. To niesamowite uczucie gdy te malutkie kamyczki przelatują ci pomiędzy palcami i znów opadają na dno. 
- Też lubię tak robić.- Obok mnie ukucnął Niall i również zaczął bawić się piaskiem. Pewnie wyglądaliśmy jak dwójka niedorozwiniętych dzieci ale czy to komuś przeszkadzało? 
- Dlaczego twoja twarz była przyklejona do szyby?- Zapytałam nadal bawiąc się piaskiem przez co woda stała się szara.
- Co? A! Mieliśmy małą sprzeczkę z Zayn'em i on stwierdził, że fajnie będzie jak przyklei mi twarz do szyby.- Wytłumaczył mi blondyn wyciągając rękę z wody.
- Ładnie wyglądałeś. Taki rozpłaszczony.- Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego szeroko. 
- Dziękuję Shleby. Jesteś bardzo miła.- Wzruszyłam ramionami na jego słowa i ruszyłam w stronę stoiska z kukurydzą. Lubię kukurydzę.
***
Siedziałam na krześle obok Zayn'a i starałam się oddychać podczas nabijania się z Louisa. Mianowicie on i Harry postanowili wziąć udział w konkursie na łowienie jabłek. Zębami. Jak na razie tylko Harry'emu udało się wyłowić jedno jabłko. I to jeszcze te najmniejsze. Ale cóż po swoim małym sukcesie zmył się gdzieś z moją przyjaciółką zostawiając Louisa samego na pastwę pośmiewiska.
- Ciekawe ile w tej misce jest wody, a ile jego śliny.- Spojrzałam na Zayn'a i znów zaczęłam się śmiać. Zresztą nie tylko ja. Pilnujący nas Paul również się śmiał, ale on w odróżnieniu do mnie starał się do ukryć. Tylko po co? Każdy przecież wie, że Louis jest głupi. 
- Może wy spróbujecie skoro jesteście tacy mądrzy, co?- Louis wynurzył swój pusty łeb i spojrzał na nas groźnie odgarniając z czoła mokre włosy.
- Chciałeś to teraz się baw. Tylko się pośpiesz nie mamy całego dnia na łowienie jabłek.- Odpowiedziałam mu i wskazałam głową miskę, w której po chwili znów zniknęła jego głowa.- Nie wyłowi nawet dwóch.- Dodałam i spojrzałam na Zayn'a.
- A ja sądzę, że wyłowi trzy.- Moje oczy zrobiły się dwa razy większe.- Jeżeli po wyłowieniu jednego jabłka zrezygnuję to ja pójdę na to coś na wodzie i skoczę z samej góry. A jeżeli wyłowi trzy to ty skaczesz.- Spojrzałam na dziwną metalową konstrukcję, która znajdowała się na jeziorze. (zdjęcie na dole :))
- Dobra.- Przyjęłam wyzwanie i rozsiadłam się wygodniej na krześle. Byłam pewna swojej wygranej. Louis to niedołęga i mimo tego, że prawie się nie znamy mogę powiedzieć, że on szybko się poddaję w takich sprawach. Będziesz niczym żabka Zayn. Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem. 
Zamknęłam oczy i wystawiłam twarz ku słońcu delektując się przyjemnym ciepełkiem na mojej twarzy. 
- Chcesz zapalić?- Odwróciłam głowę w stronę Zayn'a i otworzyłam jedno oko. Chłopak wystawiał w moją stronę paczkę z papierosami.
- Nieeee jak Rebecka zobaczy to mnie chyba na sznurku przez okno powiesi.- Odpowiedziałam i westchnęłam z utęsknieniem za przyjemnym dymem w moich płucach.
- Dlaczego właściwie zaczęłaś palić? Wszystkie dziewczyny, które znam marudzą, że od palenia psuję się cera i takie tam.- Zayn odpalił papierosa i zaciągnął się. Myśl o żelkach, Shelby. 
- Trudne rozstanie. Trudne dni. Musiałam jakoś odreagowywać więc zaczęłam palić.- Wytumaczyłam mu i wzruszyłam lekko ramionami.
- Ty go zostawiłaś, czy on ciebie?
- Proszę cię. Nigdy nikt mnie nie rzuci pierwszej. To zawsze ja zrywam.- Uśmiechnęłam się do niego cwaniacko.
- Czyli, że byłaś z nim dla zabawy?- Zadał mi następne pytanie. Westchnęłam ciężko i mimo wszystko zaczęłam sobie przypominać o tych wszystkich dniach spędzonych razem. O lekcjach na których pisaliśmy ze sobą z drugiej strony klasy. O  tych wszystkich najmniejszych rzeczach, które były najwspanialsze.
- Nie. Na prawdę go kochałam. Tylko wiesz miłość jednej osoby nie wystarczy. On tak jakby lubił geometrię a szczególnie trójkąty,-myślę, że załapiesz o co mi chodzi. Jak się dowiedziałam o tym wszystkim to próbowałam się zabić,- i jeżeli komuś o tym powiesz zrobię z twojego życia piekło. I tak mniej więcej poznałeś kawałek mojego życia.
- Przepraszam nie powinienem był cię wypytywać. To twoje prywatne sprawy.- Brunet zgasił papierosa i wyrzucił niedopałek do kubeczka z piciem bodajże Harry'ego.
- Tak bardzo prywatne, że każdy sąsiad na mojej ulicy o tym wiedział.- Przewróciłam oczami przypominając sobie te ich dziwne spojrzenia rzucane w moją stronę.
- Coś mi się wydaję, że nie zbyt cię lubili, a ty ich, co?- Zaczęłam się śmiać i przestawiłam swoje krzesło tak aby siedzieć na przeciwko chłopaka.
- Po tym jak na grillu na, którym byli wszyscy z naszej ulicy powiedziałam, że pani Sanderson powinna ciszej krzyczeć bo nie mogę spać, i że jej mąż ma małego przestali mnie lubić.- Odpowiedziałam mu i znów wzruszyłam ramionami w niewinnym geście.
- Serio im tak powiedziałaś?- Zayn zaczął się śmiać, a ja wraz z nim gdy w mojej głowie uformował się obraz czerwonego ze wstydu małżeństwa.
- No. I zapytałam się jeszcze dlaczego listonosz przychodzi do nich częściej niż do nas zawsze po tym jak jej mąż wychodzi do pracy.- Położyłam nogi na oparciu krzesła Zayn'a.- Cóż potem gdy stałam się starsza i już mniej więcej wiedziałam o co chodzi bałam się wpuszczać naszego listonosza do domu. Wiesz, Sandersonowie się wyprowadzili więc miałam pewne obawy czy przyszedł do nas list czy nie.- Dodałam rozbawiona.
- To ile ty miałaś wtedy lat?
- Hmm jeśli się nie mylę to z sześć. Może siedem.
- I powiedziałaś, że twój sąsiad mam małego? Skąd ty to dziewczyno wiedziałaś? Od listonosza?- Uśmiechnęłam się na słowa Zayn'a.
- Wiesz miało się te swoje sposoby. Ale wtedy nie wiedziałam co oznacza, że ma małego więc bez żadnego skrępowania mogłam o tym mówić.
- Opowiadasz mu o tym, jak skompromitowałaś Sandersonów na grillu?- Obok nas pojawiła się Rebecka wraz z umazanym od czekolady Harrym. 
- No.- Odpowiedziałam jej i spojrzałam na Harry'ego.- A tobie co się stało? Zmieniłeś się w wampira i zżarłeś czekoladowe krasnoludki?- Zapytałam i po chwili tego pożałowałam. Ręka Harry'ego wylądowała na moim odsłoniętym udzie przez co pisnęłam z bólu.- Porąbało cię?!- Krzyknęłam i zaczęłam rozmasowywać miejsce gdzie przed chwilą była dłoń Harry'ego.
- Troszeczkę.- Styles puścił mi oczko i wziął do ręki kubek z piciem. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i tylko czekałam gdy zacznie kaszleć. Trzy, dwa, jeden. Harry wypluł wszystko co miał w ustach i zaczął wycierać dłonią swój język.- Kto kurwa wrzucił peta do mojego kubka?!- Krzyknął, a ja zaczęłam się śmiać jak głupia widząc jego minę.
- Jaka szkoda, że to nie ja.- Odpowiedziałam i otarłam łzy z kącików oczu. Poczułam lekkie uderzenie w tył głowy przez co odchyliłam ją i spojrzałam oburzona na Rebeckę.
- Nie śmiej się z niego.- Wyszeptała do mnie cicho i poszła pomóc przepłukać usta Harry'emu. Przewróciłam oczami i spojrzałam na Louisa, który leżał obok miski z jabłkami.
- Ile wyłowiłeś?- Zapytałam nie widząc ani jednego jabłka przy zdychającym ciele Tomlinsona. Będziesz pływał Malboro, czy jak ci tam. 
- Jedno.- Louis podniósł dłoń, do góry, w której trzymał chyba najmniejsze jabłko, które było w misce.- To jest trudniejsze niż myślałem.- Dodał i podparł się na łokciach patrząc gniewnie na miskę.
- Pływasz!- Krzyknęłam i wskazałam palcem na uśmiechniętego Zayn'a.- Czego się cieszysz? Idziesz skakać do wody z tego czegoś co stworzył szatan.
- Nie, nie idę.- Odpowiedział mi pewny siebie.
- Oczywiście, że idziesz taka była umowa.- Odpowiedziałam mu i wstałam z miejsca leciutko zdenerwowana.
- Jutro mamy wywiad i nie mogę pokazać się w telewizji uszkodzony więc: nie, nie skaczę.- Usiadłam oburzona na krześle zakładając ręce na piersi. A ja to bym kurde musiała skakać. 
***
- Tomlinson szujo! Harry cię szuka!- Chodziłam po jakimś dziwnym domku drąc się za Louisem, który gdzieś przepadł. Nie wiem dlaczego właśnie mnie wysłali na szukanie go ale zresztą i tak nie miałam co robić. Od niechcenia otwierałam każde drzwi na korytarzu zaglądając do środka i sprawdzając czy nie ma tam czasem Louisa.- O cześć Louis.- Powiedziałam i zamknęłam drzwi przechodząc do następnych. Gdy miałam je otworzyć dotarł do mnie fakt, że przecież właśnie znalazłam tą sierotę. Wróciłam do pokoju, w którym Tomlinson siedział na podłodze opierając się o łóżko.
- Nie chce mi się z tobą kłócić więc lepiej wyjdź.- Powiedział do mnie gdy weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Usiadłam obok Louis wyciągając przed siebie nogi tak samo jak brunet.
- Ale masz długie te giry.- Stwierdziłam przyglądając się jakie długie on ma nogi.- Co się stało barani łbie, że nie chce ci się ze mną kłócić?- Zapytałam i spojrzałam na niego. 
Nie powiem Louis nie był brzydki. Wręcz przeciwnie był przystojny ale gdybym miała wyobrazić sobie, że miałabym z nim być od razu mam odruch wymiotny.
- Czy ty na prawdę nie rozumiesz, że nie chce z tobą gadać?- Zapytał trochę zbyt ostro obdarowując mnie swoim wściekłym, a zarazem smutnym spojrzeniem.
- Czy ty na prawdę nie rozumiesz, że chcę ci pomóc?- Odezwałam się sarkastycznie. Akurat teraz mówiłam prawdę (pff zawszę mówię prawdę) chciałam mu pomóc. Czułam, że tak właśnie postąpiłaby Rebecka, a że jej tutaj nie ma to muszę przejąć jej broszkę.
- Ty? Mi? Pomóc?- Czy to na prawdę takie dziwne, że chce komuś pomóc? No halo przecież jestem bardzo pomocna.
- Głuchy czy niereformowany jesteś. Przecież powiedziałam, że chce pomóc to pomogę tylko powiedz co się stało.- Odwróciłam wzrok od jego twarzy czując, że zaraz się zarumienię.
- Sam nie wierzę, że ci to mówię ale pokłóciłem się ze swoją dziewczyną właściwie o głupotę i teraz nie wiem jak mam ją przeprosić.- Głowa chłopaka powędrowała w dół.
- Jak to jak? Normalnie, słowami.- Odpowiedziałam nie rozumiejąc z czego on robi taką aferę. Ja potrafiłam się pokłócić z pięcioma osobami na raz, a przeprosić sześć, a on zaraz dramat zgrywa.
- Ale Eleanor zasługuję na coś więcej. Na kogoś więcej.- Nie wiem dlaczego ale poczułam to takie dziwne uczucie w brzuchu. Coś jakby żal. Nie często odczuwałam coś takiego więc poczułam się bardzo, ale to bardzo dziwnie i niekomfortowo. 
- Tak samo mogę powiedzieć ja.- Louis spojrzał na mnie zdezorientowany.- Rebecka zasługuję na kogoś więcej. Po co jej taka przyjaciółka, która potrafi wpakować się w kłopoty nawet jak śpi? Beze mnie byłoby jej lepiej. Miała by normalne spokojne życie.
- Ale wy się dopełniacie. Ona jest mądra, rozsądna, odpowiedzialna. A ty głupia, zwariowana, i arogancka.- Czy mi się się zdaję, czy on mnie pociesza? 
- Zapomniałeś dodać, że jestem ładniejsza od niej.- Mruknęłam po nosem, a on zaśmiał się cicho.- Nie no ale teraz na serio. Jeżeli ty kochasz tą całą Elenę...
- Eleanor.- Poprawił mnie Louis.
- ... No przecież tak powiedziałam. A więc jeżeli kochasz tą Eleanor, a ona kocha ciebie to nawet twoja potężna głupota nie stanie wam na drodze. I najlepszym sposobem na przeproszenie jej będzie powiedzenie jej: przepraszam, jestem głupim idiotą z beznadziejną fryzurą ale cię kocham.- Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do Louisa.
- Nie mam beznadziejnej fryzury.- Tomlinson zaczął układać swoje włosy.- Dziękuję Shelby.- Dodał szeptem, tak że niemal nie usłyszałam jego słów.
- Mówiłeś coś?- Nastawiłam w jego stronę ucho.
- Powiedziałem przepraszam.- Odpowiedział mi głośno i szturchnął lekko w ramię.- Wiesz jesteś całkiem spoko gdy mówisz z sensem.- Parsknęłam śmiechem i podniosłam się z podłogi z cichym jęknięciem. Starość nie radość. 
- Nie przyzwyczajaj się.- Wystawiłam mu język i podeszłam do drzwi.- Zadzwoń do niej, a potem przyjdź nad jezioro. Harry ma do ciebie sprawę.- Mrugnęłam do niego okiem i zadowolona z siebie skierowałam się na dwór.
***
- Skacz! Skacz! Skacz!- Krzyczałam razem z innymi ludźmi zadzierając głowę do góry. Mianowicie Harry wpadł na pomysł, że skoczy z tej diabelskiej konstrukcji wraz z Louisem. Ale teraz gdy obydwoje stali na górze coś im to nie szło. Wykłócali się o coś i pchali nawzajem, ale niestety żaden z nich jeszcze nie spadł.- Idę do nich.- Powiedziałam do Rebecki i przepchałam się przez grupkę ludzi. Westchnęłam na widok drabinki i chcąc nie chcąc zaczęłam się po niej wspinać aż na samą górę gdzie stała ta dwójką.
Gdy wreszcie udało mi się dotrzeć na górę podeszłam do chłopaków i spojrzałam w dół. No chyba nieee.
- Nie Harry ja z tego nie skoczę! Ja mam dziewczynę! Nie mogę umrzeć.- Bronił się Louis oddalając się od krawędzi.
- No to co? Nie zginiesz przecież. A nawet jeżeli to umrzemy razem. W kupię raźniej co nie?- Harry poklepał Louisa po ramieniu w celu pocieszenia.
- A kto powiedział, że ja chcę umierać razem z tobą?
- Skaczcie wreszcie!- Krzyknęłam zdenerwowana tą ich głupią wymianą zdań. Obaj spojrzeli na mnie przestraszeni.- Mówię serio pośpieszcie się bo chce wracać do domu, a dopóki nie skoczycie będziemy tak ślęczeć.
- Skacz z nami!- Krzyknął Harry i chwycił mnie za rękę ciągnąc ku krawędzi tego... Czegoś. Spojrzałam na Louisa, który uśmiechnął się do mnie lekko.
- Dobra ale mnie puść.- Powiedziałam i spojrzałam w dół.- To co? Na trzy?- Zapytałam, a oni oboje pokiwali głowami.- Raz... Dwa... TRZY!- Odliczyłam i odbiłam się lekko od podłoża po czym znów bezpiecznie stanęłam na stopach gdy ta dwójka skoczyła w dół. Zaczęłam się śmiać  jak głupia i nie patrząc nawet czy trafili do wody zaczęłam schodzić na dół cały czas się śmiejąc. 
Gdy doszłam do samochodu (cały czas się śmiejąc) zobaczyłam jak Rebecka otula ręcznikiem Harry'ego, a Liam- Louisa.
- Ty mała, wredna, pchło na psim zadku!- Wydarł się Louis wstając z krzesła i zrzucając ręcznik ze swojego ciała. Byłam przygotowana na wszystko. Serio, ale nie na to. Ręce Louis oplotły mnie w pasie i przyciągnęły do siebie.- Dziękuję za wszystko.- Wyszeptał mi do ucha i odsunął ode mnie.
- Co najwyżej jestem małą, słodką dziewczynką, która jest mądrzejsza od waszej dwójki.- Odpowiedziałam mu i posłałam uśmiech, który wyrażał wszystko.
-----------------------------------------------------------------------
* Kawałek piosenki Seleny Gomez- Slow Down 
Hej. Znów długo nie było rozdziału ale dużo się działo więc przepraszam. Jak wiecie Magda musiała mnie opuścić więc jeżeli chciałabyś pisać ze mną tegoż iż bloga proszę napisz na: kamila-maciejewska123@wp.pl jeżeli nikt się nie zgłosi postaram się pisać sama ale wiecie wtedy rzadziej będą rozdziały.
 Cóż mi się rozdział podoba nie wiem jak wam. Liczę na wasze komentarze i do następnego! :*
PS. Sorry za błędy.