Hej. Wiem, że dawno mnie nie było ale miałam swoje powody. Zmieniłam wygląd bloga jak i pomysł. Teraz będzie on głównie o Shelby ale Rebecki nie zabraknie. Chciałabym baaardzo podziękować Aśce;p oraz Dianie Landris, które skomentowały poprzedni rozdział. Wydaję mi się, że jeżeli nie będziecie komentować po prostu usunę tego bloga i tyle. Jest dużo wejść komentarzy prawie wcale. Możecie nawet narzekać na rozdział byleby coś było i byle bym wiedziała, że ktoś to czyta i piszę szczere opinie. I przepraszam za błędy ale kończyłam rozdział gdy jestem chora więc wiecie...
--------------------------------------------------
Perspektywa Shelby
Od naszego wyjazdu na ten dziwny festyn minęły dwa tygodnie.
Co się zmieniło przez ten czas?
Może to niedorzeczne i możecie mi nie uwierzyć ale ja piękna Shelby Evans podjęłam pracę. Tak, tak pracuję. Zawsze miałam tą świadomość, że gdy nie wyjdzie mi ze śpiewaniem muszę znaleźć inne zajęcie, które by mnie satysfakcjonowało oraz sprawiało przyjemność. Dokładnie tydzień temu gdy szłam do sklepu znalazłam na słupie ogłoszenie, które informowało o tym iż pobliski dom dziecka poszukuję opiekunki. Cóż doświadczenie takowego nie miałam ale lubię dzieci i chciałabym chociaż trochę umilić im czas pobytu w tum okropnym miejscu dlatego postanowiłam zgłosić się na rozmowę klasyfikującą. Co dziwne od razu zostałam przyjęta ponieważ Barbara- przełożona- stwierdziła, że dobrze mi z oczu patrzy i nie potrzebuję żadnych studiów pedagogicznych abym mogłam pracować z dziećmi. No ale to nie wyklucza tego, że muszę je zrobić. Jak na razie zostałam przyjęta na tak zwany okres próbny, który w moim przypadku potrwa dwa miesiące, a potem jeżeli nadal będę chciała tam pracować muszę pomyśleć nad studiami. Wydaję mi się, że raczej będę tam pracować ponieważ atmosfera jest niesamowita, dzieci są pogodne i uśmiechnięte a wszyscy pracownicy są mili. A i jest jeszcze jeden plus. Przychodzą tam wolontariusze, którzy głównie składają się z mega przystojnych facetów. Mówię wam bez śliniaka nie przychodź.
- Shelby! Wychodzę!- Wstałam z kanapy i potruchtałam do korytarza, w którym buty ubierała Rebecka. Oparłam się o futrynę i założyłam ręce na piersi.
- Gdzie znowu idziesz?- Zapytałam nie kryjąc ciekawości jak i irytacji. Trochę się między nami pozmieniało. Rebecka codziennie gdzieś wychodzi i o niczym mi nie mówi.- Myślałam, że ten dzień spędzimy razem.- Dodałam.
- Drake zaprosił mnie na kawę, a potem idę do studia. Paul chce mi przedstawiać jakiegoś faceta z wytwórni. Fajnie nie?- Brunetka wyprostowała się i poprawiła swoją kitkę.
- Taaa bardzo fajnie.- Mruknęłam i odwróciłam się po czym wróciłam z powrotem do salonu. Usiadłam na kanapie i zaczęłam zmieniać kanały w telewizorze.
- Ej chyba nie jesteś na mnie zła prawda?- Dziewczyna usiadła obok mnie. Zignorowałam ją.- Shelby no przepraszam. Jutro spędzimy cały dzień razem.
- Jutro pracuję.- Odpowiedziałam jej cały czas wpatrując się w jakąś babkę, która tłumaczyła jak odpowiednio wbijać jajka do miski. Kto tego do cholery nie potrafi? Ty. Oh...
- No to w sobotę. O! Wybierzemy się na zakupy, po obgadujemy ludzi.- Spojrzałam na nią i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Już zapomniałaś?- Jej zdziwiona mina mówiła wszystko.- W sobotę urządzam kiermasz dla dzieci. Miałaś mi pomóc i zaśpiewać razem ze mną.
- O cholera. Przepraszam Shelby wyleciało mi to z głowy. Postaram się przyjść na prawdę.- Prychnęłam po nosem i założyłam ręce na piersi.
- Czyli masz już jakieś plany na sobotę ale i tak proponowałaś mi abyśmy ten dzień spędziły razem. Gdzie tym razem zabiera cię Drake?
- Zaprosił mnie na urodziny swojego przyjaciela.- Powiedziała cicho ze spuszczoną głową.- Jeżeli chcesz to poproszę go aby zapytał się tego przyjaciela czy też możesz przyjść.
- Nie chce twojej łaski!- Krzyknęłam i wstałam zdenerwowana z miejsca.- Co się z tobą dzieje do cholery? Od tygodnia tylko Drake, Drake, Drake. A co ze mną? Z Harrym? Od początku tygodnia leży w domu z gorączką i tylko czeka aż do niego przyjedziesz. Albo chociaż zadzwonisz, a ty co? Gówno! Mogę się założyć, że gdybyś to ty tutaj leżała chora on nie odstępowałby ci na krok.
- Chciałam do niego pójść.- Powiedziała i również wstała.- Jak tylko Louis w niedzielę wieczorem do mnie zadzwonił chciałam do nich pojechać z samego rana w poniedziałek ale Harry mi zabronił. To co mam się z nim pokłócić? Siedzieć tam mimo tego, że on mnie tam nie chce?- Wytłumaczyła.
- Tak! Właśnie to powinnaś robić. Nawet JA codziennie po procy chodzę do nich żeby zobaczyć co z nim. JA. A przecież to nie mi na nich zależy tylko tobie. Tobie na wszystkich zależy.
- No to idź tam! Po co prawisz mi morały?! Wiem co robię.
- Wczoraj powiedziałam im, że nie przyjdę ponieważ ten dzień miałyśmy spędzić razem. No ale widzę, że jednak mogę do nich jechać.- Patrzyłam na nią chwilę po czym skierowałam się do korytarza, chwyciłam z szafki klucze od domu i zbiegłam po schodach. Przeszłam przez pusty hol i otwarłam drzwi napotykając na swojej drodze Drake, który akurat miał naciskać dzwonek.
- O Shelby. Cześć.- Brunet z rozjaśnionymi końcówkami uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Nie wiem dlaczego ale sam jego widok irytował mnie bardziej niż sama myśl o nim.
- Daruj sobie te grzeczności. Rebecka zaraz przyjedzie. I nie waż się włazić do środka bo zabiję.- Odepchnęłam go ze swojej drogi i podeszłam do windy. Weszłam do tego przeklętego urządzenia i nacisnęłam guzik, który pokazywał parter. Drzwi się zasunęły, a winda ruszyła przyprawiając mnie o lekkie mdłości.
***
Jak codziennie gdy przyjeżdżałam do chłopaków obeszłam całą posiadłość odsunęłam krzaki i wspięłam się na płot. Usiadłam na ogrodzeniu i spojrzałam z góry na ziemię. Zawsze przychodził po mnie miły ochroniarz, który pomagał mi zejść z płotu ale niestety dziś go nie było więc musiałam sobie radzić sama. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy po czym zeskoczyłam z ogrodzenia lądując na zielonej trawie. Otrząsnęłam się i zadowolona z siebie ruszyłam w stronę domu. Weszłam na taras, na którym Zayn pali po czym chwyciłam klamkę drzwi i przeciągnęłam je w prawą stronę. Weszłam do chłodnego salonu połączonego z jadalnią . Pokręciłam głową widząc bałagan na stole.
- Louis?!- Krzyknęłam i zaczęłam kierować się w stronę schodów. Z góry dochodziły odgłosy telewizora, co oznaczało, że albo mnie nie usłyszeli albo nie chce im się wstawać i do mnie wyjść.
Drzwi od pokoju Harry'ego stały otworem co oznaczało, że to właśnie tam siedzą chłopaki.
- Hej. Sami jesteście?- Zapytałam gdy weszłam do pokoju. Harry i Louis spojrzeli na mnie po czym obydwoje posłali szczere uśmiechy w moją stronę.
- Najwyraźniej już nie.- Odpowiedział mi Louis i posunął się na łóżku robiąc dla mnie miejsce. Uśmiechnęłam się lekko i zsunęłam trampki ze stóp i usiadłam na łóżku po 'turecku'.
- A ty nie miałaś spędzać tego dnia z Rebecką?- Głos Harry'ego zawsze był zachrypnięty ale teraz to była już przesada. Brzmiał jakby ktoś mu przez gardło drut przeciągnął.
- Jak się czujesz?- Zignorowałam jego pytanie dając im tym samym do zrozumienia, że mają się nie wtrącać w coś co ich nie dotyczy.
- Tak jak wyglądam.- Odparł, a ja się skrzywiłam. Wyglądał jak gówno.- Nie zmieniaj tematu. Wczoraj mówiłaś, że nie przyjedziesz bo miałyście mieć z Rebecką babski dzień.
- Oj no bo miałyśmy mieć ale... Ej! Co ja się będę wam tłumaczyć? Nie chcę o tym rozmawiać, jasne?- Spojrzałam na nich, a oni pokiwali zgodnie głowami.
- Shelby a zrobisz mi ten cieplutki ryż co wczoraj?- Harry zrobił smutną minkę, a ja parsknęłam pod nosem i uśmiechnęłam się szeroko.
- Harry, a wiesz, że ta twoja mina alla debil z reklamy na mnie nie działa prawda?- Zapytałam ale mimo wszystko wstałam z łóżka i naciągnęłam na bose stopy trampki po czym z westchnieniem zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni, w której przebywałam zdecydowanie za często.
Wyciągnęłam z szafki paczkę ryżu oraz koszyk z przyprawami. Z drugiej szafki wyciągnęłam garnek. Postawiłam wszystko na blacie i krzyknęłam gdy ujrzałam stojącego Louisa.
- Pojebało cię?- Zapytałam i chwyciłam się za serce oddychając głęboko. Brunet zaśmiał się cicho i otworzył lodówkę wyciągając z niej potrzebne warzywa.
- Nie chciałem cię przestraszyć ale teraz gdy już mi się to udało czuję się znakomicie.- Powiedział i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- A weź się odwal dobra?- Mimo wszystko na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Nie żeby między mną a Louisem było tak pięknie i kolorowo. Nadal uwielbiamy po sobie 'jeździć' i kłócić się o byle gówno ale od naszej rozmowy w tamtym pokoju coś się zmieniło. On tak jakby nabrał szacunku do mnie, a ja do niego. Przyjaciółmi raczej się nazwać nie możemy ale znajomymi na pewno.
- Jak weszłaś?- Louis podał mi kilka marchewek oraz nóż. Usiadłam na krześle, które podstawił mi do blatu i zaczęłam obierać pomarańczowe warzywo.
- Tak jak zawsze tylko tym razem musiałam się bawić w batmana.- Odpowiedziałam mu i wstałam ponieważ zapomniałam wstawić ryż. Geniusz ze mnie.
- Jakbyś napisała, że przyjeżdżasz to bym powiedział Arthurowi, że ma po ciebie wyjść.- Louis nie spuszczał wzroku z obieranej przez niego marchwi z czego właściwie się cieszyłam. Nie mam ochoty znosić jego płaczu gdy się utnie.
- E tam. Wcale nie było tak źle. Tylko wiesz co? Musimy opracować jakiś inny sposób dostania się tutaj ponieważ te krzaki tak trochę mnie przerażają.
- To ty będziesz tutaj jeszcze przychodzić?- brunet zaprzestał wykonywać czynność i spojrzał na mnie gdy znów usiadłam na krześle.- Wiesz sądziłem, że przychodzisz tutaj tylko i wyłącznie ze względu na Harry'ego.
- No tak ale przychodzę też tutaj ze względu na Niall'a, Liam'a i Zacka.- Uśmiechnęłam się sztucznie starając się wytrzymać jego wzrok na sobie.
- Zayn'a.
- Boże co za różnica? Jego rodzice nie mogli dać mu innego imienia?- Westchnęłam. Nie wiem dlaczego ale nie mogę zapamiętać, że ten co pali ma na imię Zayn.
- Nie mnie się o to pytaj.- Prychnęłam lekko.- Wiesz, że nie złapałem się na tą twoją gadkę, prawda?
- A wiesz, że mało mnie to obchodzi prawda?
- Przychodzi tutaj bo mnie lubisz.- Odparł pewny siebie Louis.
- Nie lubię cię.- Odpowiedziałam mu i znów zaczęłam obierać marchew.
- Wiem, że tak.- Chłopak szturchnął mnie lekko w ramię i uśmiechnął się do mnie. Wcale cię nie lubię Tomlinson... No może tak troszkę.
***
- Chłopaki ja już będę szła.- Powiedziałam i wstałam z kanapy.- Wstąpię jeszcze na chwilę do domu dziecka zobaczyć jak idą przygotowania do kiermaszu.- Wzięłam ze stolika swoje klucze oraz telefon.
- Poczekaj pójdę z tobą.- Louis również wstał i ruszył za mną. Z całych sił starałam się ukryć swój uśmiech, który od przyjścia tutaj nie schodził z mojej twarzy.
- Cześć!- Krzyknęłam na tyle głośno aby każdy kto był w domu mnie usłyszał. Chłopcy odpowiedzieli mi zgodnie 'hej' na co się uśmiechnęłam. Otworzyłam drzwi tarasowe i wyszłam na dwór. Powietrze zrobiło się chłodniejsze przez co lekko zadrżałam. Podeszłam do ogrodzenia i westchnęłam.
- Pomogę ci.- Louis podniósł mnie bez problemu przez co pisnęłam ale od razu chwyciłam się ogrodzenia i wspięłam wyżej aby przerzucić nogę przez metal, a potem drugą i z brakiem gracji zeskoczyłam na ziemię.
- Kurwa.- Odwróciłam się i ujrzałam wspinającego się po płocie Louisa.- Jak ty przez to przełazisz?- Jęknął gdy był prawie po drugiej stronie.
- Co ty robisz?- Zapytałam zdziwiona gdy brunet stanął obok mnie i zaczął wyciągać liście ze swoich włosów.
- Jak to co? Idę z pewną wredną, brzydką, arogancką dziewczyną do domu dziecka.- Odpowiedział mi i ubrał na głowę kaptur od bluzy oraz okulary, które nie wiem skąd wytrzasnął.
- Jesteś walnięty na umyśle.- Skwitowałam krótko i ruszyłam w stronę domu dziecka.
Nigdy bym nie pomyślała, że będę szła w takie miejsce z taką pozytywną energią oraz entuzjazmem. W ogóle nigdy w swoim życiu nie sądziłam, że kiedykolwiek będę pracować w takim miejscu z tak niesamowitymi dziećmi. Mimo tego, że nie mają one nikogo są radosne i szczęśliwe. Potrafią cieszyć się z najmniejszej rzeczy i jeszcze ani razu nie słyszałam, aby któreś na coś narzekało. Albo i nie słyszałam. Ale to się nie liczy ponieważ na jedzenie, a dokładniej surówkę ze szpinaku każdy narzekał.
- Shelby!- Spojrzałam zdziwiona na Louisa, a ten stanął w miejscu.- Dlaczego mnie nie słuchasz?- Zapytał oburzony.
- Zamyśliłam się. Sorry.- Odpowiedziałam i znów zaczęłam iść przed siebie.- Mówiłeś coś ważnego?
- Ja zawsze mówię, ważne rzeczy.- Mrugnął pod nosem.- Pytałem się czy teraz gdy nikt nas nie podsłuchuje powiesz mi dlaczego dzisiaj do nas przyszłaś, a nie zostałaś z Rebecką.
- Raczej dlaczego to ona nie została ze mną.- Włożyłam ręce w kieszenie spodenek.- Nie chcę o tym rozmawiać, dobra? To co się teraz dzieje miedzy mną a Rebecką pozostanie między mną, a nią.- No i jeszcze Drakiem i pewnie jego przyjaciółmi.
- No dobra jak chcesz ale pamiętaj, że jak coś- sam nie wierze, że to mówię- możesz do mnie zadzwonić i się wygadać. Pomogłaś mi z Eleanor, więc teraz moja kolej.
- Dziwnie tak jakoś, prawda?- Zapytałam i zmarszczyłam czoło.
- Nie łapię.
- Chodzi mi o to, że dziwnie się czuję gdy jesteśmy dla siebie mili.- Wytłumaczyłam i spojrzałam na niego.
- Taaa masz rację.
O kurde o kurde o kurde rozdzial dlugo przeze mnie wyczekiwany nie komentuje poniewaz przewaznie jestem na telefonie tak jak teraz ale to nie znaczy, ze nie czytam. Bardzo ladny szablon wybralas i co moge jeszcze napisac? Czekam na nastepny i mam nadzieje ze shelby pogodzi sie z rebecka
OdpowiedzUsuńOoo szkoda, że relacje Shelby z Rebecą się pogorszyły, ale przynajmniej Shelby polubiła chłopaków (mam na myśli głównie Louisa). Rozdział jak zwykle zarąbisty ;* czekam na next ;D
OdpowiedzUsuń