czwartek, 22 maja 2014

16

Mój wzrok był utkwiony w białym suficie sypialni. Nie spałam przez pół nocy, ale mimo tego nie byłam zmęczona. Wręcz przeciwnie. Czułam, że muszę coś zrobić. Wyjść. Gdziekolwiek.
Nie wiem gdzie zniknął Harry. Pamiętam, że zasypiałam przy jego cichym nuceniu jakiejś romantycznej piosenki, a potem po prostu odpłynęłam. Przebudziłam się około trzeciej nad ranem i Harry'ego już nie było. Czułam się wtedy cholernie źle i miałam wrażenie, że jestem sama na tym pieprzniętym świecie. To nic, że za ścianą spał, któryś z chłopaków. Ja sama czułam się opuszczona.
Usłyszałam jak któreś drzwi na korytarzu otwierają się po cichu, a potem zamykają. Nie wiedziałam kto wstał, ale nie chciałam leżeć nie wiadomo ile czasu sama dlatego wstałam z łóżka i naciągnęłam na tyłek wczorajsze spodnie. Również po cichu tak jak mój poprzednik wyszłam z pokoju i gdy zamykałam drzwi zauważyłam, że na końcu korytarza stał Harry, który bacznie mi się przyglądał. 
- Chciałaś uciec? - zapytał i podszedł do mnie opierając się o ścianę. Widać było, że dopiero co wstał ponieważ jego oczy były stosunkowo małe, włosy roztrzepane, a głos zachrypnięty bardziej niż zawsze.
- Gdybym chciała, to już byś leżał nieprzytomny na podłodze -powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Jeżeli miałoby to oznaczać, że będziesz na mnie siedzieć to nawet sam się mogę położyć - odparł i poruszał zabawnie brwiami.
- Jeżeli twój tata jest tak samo zboczony jak ty, to ja nie wiem jak twoja mama z wami wytrzymywała - liczyłam na jakąś zgryźliwą uwagę ze strony Harry'ego, ale on po prostu przestał się uśmiechać i stanął wyprostowany od razu górując nade mną wzrostem.
- Nigdy więcej nie wspominaj o moim ojcu - miałam wrażenie, że Harry próbuje mnie nastraszyć i kurde... Udało mu się. Instynktownie cofnęłam się o dwa kroki do tyłu, a Styles po krótkiej walce na spojrzenia odwróciła się i wrócił do swojego pokoju nie starając się zachować ciszy.
Odetchnęłam głęboko i przetarłam oczy dłonią. Wariuję. Miałam cichą nadzieję, że gdy będę przechodzić obok pokoju Harry'ego usłyszę jego śmiech i krzyk, że mnie nabierał, ale nie usłyszałam niczego.
W salonie zastałam Zayn'a, który zbierał kawałki szkła, które położył na stoliku obok zdjęcia. Mojego zdjęcia. Przełknęłam zdenerwowana ślinę i weszłam w głąb pomieszczenia zwracając swoją osobą uwagę chłopaka.
- My-myślałam, że wyrzuciliście wczoraj to zdjęcie - powiedziałam i stanęłam nad stolikiem cały czas wpatrując się w głupią fotografię. To dość dziwne, że jedno wydające się bez znaczenia zdjęcie może zepsuć całą barierę wybudowaną przed wspomnieniami.
- Też tak myślałem. Znaczy no wiesz Liam poszedł wyrzucić je do kosza. Nie wiem jak znalazło się tutaj z powrotem - wyjaśnił mi Zayn i zabrał zdjęcie zgniatając je w kulkę. - Idę zapalić. Idziesz? - doskonale wiedział, że nie musi się pytać. Zrobiłam się ostatnio zbyt chętna do palenia i doskonale zdawałam sobie sprawę, z tego, że znów popadam w nałóg nawet jeżeli wmawiałam sobie coś całkowicie innego.
Usiadłam tuż obok Zayn'a na dobrze mi już znanym schodku i wzięłam od niego jednego papierosa, którego mi podpalił. Nie mogłam wyjść z podziwu jak niesamowite uczucie towarzyszyło mi z każdym jednym zaciągnięciem.
- Wciągasz mnie z powrotem w nałóg - powiedziałam i zaśmiałam się cicho w sumie nawet nie wiem z czego.
- Nie ja po prostu daje ci to czego chcesz - odparł Zayn i oparł się ręką o schodek. Wyglądał dość... Pociągająco. Te zmierzwione włosy, papieros w ustach, długie rzęsy.
- Taa nie ważne. Zayn o co chodzi z ojcem Harry'ego? - zaciągnęłam się ostatni raz papierosem po czym zgasiłam niedopałek o schodek.
- Nie jestem pewny czy mogę ci powiedzieć - normalnie pewnie zaczęłabym się śmiać z tego jak zabrzmiały jego słowa, ale w tej chwili wiedziałam, że chłopak jest całkowicie poważny.
- Nie jesteś pewny, czy po prostu nie chcesz? - wiem, że byłam ciekawska, ale musiałam się dowiedzieć dlaczego Harry tak ostro zareagował na mój komentarz o jego tacie.
- Wiesz co Shelby? Najlepiej będzie jak sama się go o to zapytasz. Ja nie mam zamiaru pchać się między was - Zayn poklepał mnie po ramieniu po czym wszedł do domu pozostawiając mnie samą sobie.
Niby jak mam się go o to zapytać? Cześć Harry słuchaj jest sprawa. jakim wielkim chujem był twój ojciec, że nie chcesz o nim rozmawiać? Taa to nie brzmi najlepiej.
Fakt faktem, że mogłabym zapytać się go wprost, ale wiem, że dobrze się to nie skończy. Chyba każdy już zauważył, że ja i Harry jesteśmy do siebie bardzo podobni więc doskonale wiem jak zareaguje na moje wścibskie pytanie. Wścieknie się, zacznie przeklinać i będzie chodził wkurzony przez kilka dni. Ja tak reaguję gdy ktoś wciska swój tyłek tam gdzie nie powinien.
***
Patrzyłam z wielką satysfakcją na Louisa, który chcąc mi pomóc, przesuwa łóżko w pokoju pewnej dziewczynki, która od dziś będzie miała współlokatorkę. Pewnie gdyby nie to, że ten kretyn chciał byś męski i zrobić wszystko sam poszłabym po jakiegoś chłopaka i poprosiła o pomoc, ale nie. Po co. Przecież Louis da sobie radę. No i proszę bardzo. Tak sobie daje radę, że w sumie nic się tutaj nie zmieniło.
- Chyba musisz zacząć chodzić na siłownię - powiedziałam i westchnęłam otwierając okno w celu przewietrzenia pokoju.
- Zamknij się i może mi pomóż co? - warknął i spojrzał na mnie z mordem w oczach. Westchnęłam i podeszłam do niego starając się unieść łóżko w górę.
- Boże jakie to ciężkie - wyszeptałam z trudem niosąc łóżko, które uniosło się zaledwie dwa centymetry od ziemi.
- Powiedz mi coś czego nie wiem - odparł Louis gdy wreszcie udało się nam przetransportować mebel na jego nowe miejsce.
- Nigdy nie będziesz mądry - powiedziałam i zakaszlałam. Louis wystawił mi język i zrobił jakąś dziwną minę, a potem otwarł mi drzwi abym mogła jako pierwsza wyjść z pokoju.
- Powinnaś przestać palić. To zabija - Lou dorównał mi kroku i wyraził swoją jakże trafną i mądrą opinię.
- Powiedz mi coś czego nie wiem.
***
Na dworze lał deszcz, pod domem chłopaków nie było ani jednej fanki, a oni chcąc pocieszyć się wolność poszli biegać na podwórko. Cała 'genialna' piątką już dawno była cała mokra, a gdy postanowili pograć sobie w piłkę cali urąbali się błotem.
Ja natomiast siedziałam sobie bezpiecznie na tarasie osłonięta ogromnym parasolem i tylko raz na jakiś czas jakaś mokra kropelka spadała na moje nogi. Czułam się bezpiecznie i byłam przede wszystkim zrelaksowana, a tego najbardziej brakowało mi dzisiejszego dnia.
W głowie cały czas miałam zdjęcie, które ktoś wczoraj tutaj dostarczył. Nikt nie wie kim był owy mężczyzna. Gdyby ktoś mógłby mi chociaż powiedzieć jak on wyglądał, jaki miał głos. Cokolwiek. Wtedy mogłabym wracać wspomnieniami do 'tamtych' dni. A tak? Będę czekać w całkowitej niewiedzy.
- Shelby - odwróciłam głowę i spojrzałam z lekkim uśmiechem na Perrie podającą mi szklankę z wodą.
- Dzięki - powiedziałam i wzięłam szklankę od razu upijając trochę gazowanej cieczy. 
- Zaraz ma przyjść jakiś znajomy Zayn'a. Jestem ciekawa czy jest tak samo rąbnięty jak oni - zaśmiałam się cicho na słowa blondynki.
- Shelby chodź z nami zagrać - Louis pojawił się na tarasie całkowicie przemoczony. Z jego włosów deszcz skapywał na twarz, a potem kropelki toczyły się w dół aż wsiąkały w jego koszulkę czyniąc ją ciemniejszą.
- Ten deszcz chyba za mocno poda bo coś ci się w główce poprzewracało - Louis zaśmiał się ironicznie i podszedł do mnie bliżej po czym zaczął trzepać głową ochlapując przy tym nie tylko mnie, ale również i Perrie siedzącą obok.
- Louis! - krzyknęłyśmy obydwie i zaczęłyśmy wycierać twarze.
- Mmm o tak moje panie. Na sam mój widok mokre - Styles dołączył do przyjaciela i zaczął się z nas śmiać. Od naszej małej sprzeczki z rana nie zamieniłam z Harrym ani jednego słowa i nie zamierzam tego zrobić dopóki nie przeprosi mnie on za to, że tak na mnie naskoczył.
- Cześć wszystkim - na podwórko wszedł jakiś wysoki brunet w obstawie ochroniarza, który za chwilę zniknął zostawiając gościa wraz z chłopakami, którzy najwyraźniej musieli go znać ponieważ od razu zaczęli z nim rozmawiać i śmiać się.
- Chodźcie do nas - Niall zaczął machać w naszą stronę jak jakiś opętany przez szatana, a nowo przybyty chłopak skomentował to czymś najwyraźniej bardzo zabawnym.
- Niech stracę - mruknęłam pod nosem i wstałam z leżaka wychodząc na zimny deszcz. Gdy pierwsze kropelki uderzyły w moje ciało zadrżałam, ale po chwili poczułam się dość komfortowo z wodą spływającą po moim całym ciele.
- Kurwa - po podejściu do chłopaków miałam ochotę zacząć krzyczeć i przeklinać. Ten 'nowy' był kimś kogo znałam i miałam nadzieję, już nigdy w życiu go nie spotkać. Jak żmudne są nasze nadzieje. 
- Co ty tutaj robisz - Mark również najwyraźniej mnie pamiętał ponieważ gdy tylko ujrzał moją twarz jego uśmiech zniknął i nie zostawił po sobie nawet cienia obecności.
- O to samo mogę zapytać ciebie - odparłam i założyłam ręce na piersi.

sobota, 29 marca 2014

15

Od: Harry
Czym się różni nauczyciel do nauczycielki? 

Do: Harry
Nie wiem, ale mam przeczucie, że zaraz się dowiem. 

Od: Harry
Nauczyciel drapie się po dzwonku, a nauczycielka po przerwie.

Do: Harry
Jesteś zboczony. Idź się lecz! 

Od: Harry
Tylko i wyłącznie z tobą moja nauczycielko 

Prychnęłam pod nosem i zostawiłam wiadomość Harry'ego bez odpowiedzi. Położyłam telefon na stoliku i znów powróciłam do wypełniania dokumentów związanych z żywnością w Domu Dziecka. Może wydawać się to nudne i czasochłonne, ale... Dobra. To było nudne i czasochłonne, aczkolwiek ktoś musiał to zrobić i dziś wypadło na mnie. Albo może sama sobie wybrałam takie zajęcie? Jedno było pewne musiałam czymś zająć swoje myśli, a siedzenie z dziećmi na pewno nie podziałałoby tak jak chcę. 
Powinnam mieć dobry humor prawda? No i mam, ale mam również wyrzuty sumienia, które nie powinny się pojawić. Czułam, że zawiodłam swoją jedyną przyjaciółkę, a najgorsze jest to, że ona na pewno nie omieszka mi o tym przypomnieć gdy dowie się co wczoraj odwaliłam razem z Harrym. Chyba każdy wiedział, że Rebecka leci na Harry'ego, a on na nią. No przynajmniej na początku tak było, ale po wczorajszym... Nie powinnam godzić się na tą głupią randkę i wtedy nie byłoby kłopotu. Nie zgodziłaś się. Ale Harry się zgodził za mnie. W kilku aspektach wczorajszego dnia. 
Nie żeby nie podobało mi się jak mnie pocałował. Tutaj nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń ponieważ ta ofiara losu całuję... Idealnie, że tak powiem. Stop! Zdecydowanie nie powinnam tak myśleć. Może sobie całować jak chce, ale mi nic do tego.
Mój telefon leżący na stoliku zaczął wibrować oznajmiając, że dostałam następną wiadomość. Westchnęłam i wzięłam do ręki urządzenie odblokowując je.

Od: Harry
Louis chce abyś dziś wpadła. Przyjechać po ciebie? 

Do: Harry
Nie dzięki. Poradzę sobie sama, a teraz daj mi spokój muszę pracować. 

Odłożyłam telefon dalej niż wcześniej po to by nie kusił mnie gdy Harry jednak coś mi odpisze. Musiałam się skupić na pracy i to teraz.
***
Wpatrywałam się uparcie w trzymane przez siebie koszulki i nie mogłam zdecydować, którą to chcę ubrać. W sumie były bardzo podobne, aczkolwiek w każdej czułam się inaczej.
- Weź się poooośpiesz - Harry zaczął bawić się jedną z moich poduszek podczas gdy ja nadal zastanawiałam się na wyborem koszulki.
- Mówiłam, że sama sobie poradzę, prawda? Nie musiałeś przywlekać tutaj swojego tyłka - powiedziałam i wreszcie zdecydowałam się na niebieską koszulkę.
- Poprawka kochanie. Mojego seksownego tyłka - odparł i wstał z łóżka widząc, że jestem już prawie gotowa. Spakowałam jeszcze ładowarkę do torby i mogłam rzec, że chyba niczego nie zapomniałam. To dziwne, że tak szybko dałam się przekonać do nocowania u chłopaków, ale w sumie podobała mi się ta wizja. Będę miałam z kim pogadać przed snem, a zważywszy na ogólną sytuację między mną a Rebecką, na nią nie mam co liczyć.
- Pomarzyć sobie możesz - uśmiechnęłam się w jego stronę gdy wystawił mi język. Gdy podniosłam swoją torbę, Harry zabrał ją ode mnie i otworzył przede mną drzwi.
- Panie przodem - stałam przez chwilę w tym samym miejscu patrząc na niego podejrzliwie, ale w końcu wyszłam z pokoju i od razu zorientowałam się dlaczego puścił mnie przodem.
- Gapisz się - powiedziałam cały czas idąc przodem. Usłyszałam tylko za sobą jego cichy śmiech i byłam niemal pewna, że kręci głową.
- Podziwiam - zaczął się bronić tak jak pół godziny temu.
Gdy Styles po mnie przyjechał wpuściłam go do domu i po prostu poszłam na górę, a on szedł za mną i cały czas gapił się na mój tyłek co było dość rozpraszające.
- Jesteś zboczony - zajrzałam do kuchni sądząc, że zastanę tam Rebeckę, ale niestety nic takiego nie miało miejsca. Po kilku sekundach usłyszałam śmiechy dochodzące z salonu i wtedy doszło do mnie, że to nie będzie miłe pożegnanie.
Przeszłam przez kuchnię i stanęłam w wejściu do salonu przez co wzrok zebranych od razu spoczął na mojej skromnej osobie.
- Jadę do przygłupów, wrócę dopiero jutro wieczorem - powiedziałam i chciałam się wycofać i zachować pokojowe stosunki, ale ciche gwizdy mi to uniemożliwiły.
- Reb nie kłamałaś. Ona serio lubi ostrą zabawę - Drake zmierzył mnie wzrokiem zatrzymując te swoje jebnięte oczka dłużej na moich nogach.
- Nawet nie wiesz jak! Najbardziej lubię się bawić chilli. Serio spróbuj kiedyś - nie chciałam zabrzmieć jak całkowita suka, ale cóż. Nie mój problem, prawda?
- Shelby o co...
- Chodź zboku. Nic tu po nas - przerwałam Harry'emu i chwyciłam go za rękę wyciągając z salonu. Nie miałam ochoty zostawać w tym pojebanym mieszkaniu ani minuty dłużej.
***
Siedziałam razem z Louisem w kuchni i wyjadaliśmy z paczki rodzynki rozmawiając w sumie o wszystkim i o niczym. On opowiadał mi wszystko o swoim związku z Eleanor, a ja uważnie słuchałam co chwilę wtrącając jakąś swoją uwagę.
Byłam na prawdę pod wielkim wrażeniem, że dziewczyna Tomlinsona wytrzymuję tą całą presję ze strony niektórych fanek. Ja bym pewnie nie dała rady.
- A co z tobą i Harrym? - zapytał gdy wyciągnął z szafki drugą paczkę rodzynek. Mogę się założyć, że w nocy będzie bolał mnie brzuch, ale czego nie robi się dla tych pyszności.
- Co ze mną i Harrym? - nie wiedziałam o co mu chodzi.
- No właśnie się pytam. Co z wami? - Louis zajął swoje stare miejsce i otworzył paczkę kładąc ją po środku nas.
- Nic?
- Jak to nic! Przyleciał wczoraj do domu uradowany jak naćpany królik i darł się przez co najmniej godzinę jaka to ty fajna  jesteś i jak nieziemsko całujesz - rzadko zdarza mi się rumienić i właśnie jest te rzadko. To było dość dziwne bo to przeważnie ja kogoś onieśmielałam, a nie na odwrót.
- Po pierwsze: na swoją obronę mam to, że to ON mnie pocałował, a po drugie: to było w sumie przez przypadek - No oczywiście! Przez przypadek cię przytulił i pocałował. 
- Shelby? - odwróciłam się i spojrzałam na Niall'a, który stał w wejściu i spoglądał raz na mnie, a raz na Louisa.
- Tak kochanie? - zapytałam i wrzuciłam kilka rodzynek do buzi. Louis zachichotał i również zajął się jedzeniem.
- Ochroniarz powiedział, że jakiś facet przyniósł dla ciebie jakąś paczkę. Liam położył ją w salonie - Horan podkradł nam kilka rodzynek i wycofał się z kuchni.
Wzruszyłam ramionami i zeskoczyłam z krzesła chcąc zobaczyć co takiego jakiś obcy kostek mi przyniósł.
Na szklanym stoliku w salonie znajdowało się granatowe pudełko owinięte krwisto czerwoną wstążką. Tuż obok wiązania znajdowała się mała karteczka z moim imieniem.
- Uuu tajnym adorator? - Zayn uśmiechnął się w moją stroną, na co tylko pozdrowiłam go środkowym palcem i oderwałam przyczepioną karteczkę rozprostowując ją.
'Miło czasem powspominać.'
Zmarszczyłam brwi i przeczytałam jeszcze raz wiadomość nadal nic z tego nie rozumiejąc. Z dziwnym uczuciem niepokoju uklęknęłam obok stolika i odwiązałam wstążkę. Podniosłam wieczko pudełka i odłożyłam je na stolik aby po chwili wyciągnąć z kartonika kopertę. Otwarłam ją i zajrzałam do środka. Wyciągnęłam z niej plik zdjęć, które nie były zrobione niedawno zważywszy na to, że teraz wyglądałam całkiem inaczej.
- To ty? - odwróciłam głowę do tyłu aby spotkać się z zdziwionym spojrzeniem Harry'ego, który kucał tuż za mną.
- Tak, ale to są stare zdjęcia - odpowiedziałam i odłożyłam fotografię na stolik. W pudelku znajdowała się jeszcze ramka, która była szczelnie owinięta w folię bombelkową.
Odwinęłam ramkę i z moich ust wydobył się zduszony krzyk gdy zobaczyłam zdjęcie oprawione w złotą ramkę, która stała kiedyś w moim mieszkaniu. Naszym.
W moich oczach mimowolnie zaczęły wzbierać się łzy, gdy w mojej głowie bez mojej zgody zaczęły odtwarzać się wspomnienia z dnia, w którym zostało zrobione to zdjęcie.
Byłam wtedy najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Nie mogłam przestać się uśmiechać, a pozowanie do zdjęć nie wydawało mi się takie złe gdy on był tu obok mnie.

Nie mogłam pozbyć się głupowatego uśmiechu z twarzy gdy moja zapłakana mama co chwilę powtarzała mi, że mam stać prosto i ładnie się uśmiechnąć ponieważ to będzie najważniejsze zdjęcie, które zostanie zrobione dzisiejszego dnia. Jak dla mnie to niby najważniejsze zdjęcie powinno ukazywać to jakie uczucia kierowały naszą dwójką dzisiejszego dnia, a nie jakąś dziwną powagę i wyszukaną grację.
- Nasze mamy chyba nas zaraz zwiążą, abyśmy prosto stali - zachichotałam na słowa mojego męża i spojrzałam na niego nie mogą uwierzyć, że to już.
- Uważaj bo któraś usłyszy i źle skończymy - odszepnęłam i obaj się zaśmialiśmy gdy nasze mamy znów zaczęły poprawiać nasze ustawienie. 

Podniosłam się z ziemi nadal trzymając w rękach ramkę ze zdjęciem. Myślałam, nie, byłam pewna, że wszystkie nasze wspólne zdjęcia zostały spalone, albo zniszczone w jakiś inny sposób. Każdy zapewniał mnie, że nie ma żadnych pamiątek z naszego wspólnego życia.
- Shelby? - Louis dotknął mojego ramienia i starał się odciągnąć mój wzrok od fotografii, ale to wcale nie było takie łatwe.
- Kto to wysłał - wyszeptałam cicho i mocniej ścisnęłam ramkę, gdy zobaczyłam jak na szkle pojawiają się małe kropelki, które wylatywały z moich oczu. - Kto to kurwa mać wysłał! - krzyknęłam i rzuciłam ramką przed siebie nie dbając nawet o to czy aby ktoś nie oberwie. Byłam na prawdę wkurwiona.
- Shelby uspokój się! - Harry odepchnął Lou i potrząsnął lekko moim ciałem chcąc chyba abym przestała krzyczeć i płakać zarazem.
- Mówili, że nie ma żadnych zdjęć - wyszeptałam i nie wiem dlaczego, ale miałam ochotę położyć się na podłodze, zwinąć w kłębek i płakać dopóki nie zasnę ze zmęczenia.
- Shelby - Harry zmusił mnie abym spojrzała mu w oczy i Bóg mi świadkiem, że jego zatroskane spojrzenie pogorszyło tylko sprawę. Nie mogłam powstrzymać łez cisnących mi się do oczu.
- Harry zabierz ją na górę - poinstruował przyjaciela Louis. Długo nie musiałam czekać aż Harry podetnie moje nogi w kolanach i sprawnie pochwyci moje ciało. 
Oplotłam rękoma jego szyję i położyłam głowę na piersi. To było takie... Dziwne.
Styles położył mnie ostrożnie na łóżku w pokoju, w którym miałam dziś spać i chciał się wycofać, ale moja dłoń trzymająca jego nadgarstek sprawnie mu to uniemożliwiła.
- Zostań ze mną. Proszę - powiedziałam i spojrzałam na niego błagalnie. Zdawałam sobie sprawę, że gdy tylko położę głowę na poduszce zasnę mimo tak wczesnej pory. Nie chciałam zostawać sama. Byłam pewna, że te wszystkie koszmary powrócą i chciałam aby był przy mnie ktoś kto pomoże mi się z nimi zmierzyć. Nie chciałam znów robić tego sama.
---------------------------------------------------------------------
PRZEPRASZAM!!!!!!!!!!!!!! POSTARAM SIĘ ABY NASTĘPNY ROZDZIAŁ BYŁ DŁUŻSZY!!!!!!!!
8 KOMENTARZY= NOWY ROZDZIAŁ

wtorek, 18 lutego 2014

14

Starałam się zachowywać normalnie. Oczywiście na tyle normalnie, na ile mogę. Czułam się strasznie niezręcznie z zaistniałą wczorajszego wieczoru sytuacją. Rebecka usłyszała najgorszą część mojej rozmowy z Harrym i jak nie trudno się domyślić wyciągnęła swoje popieprzone wnioski. Starałam się z nią wczoraj porozmawiać. Wytłumaczyć o co chodziło Harry'emu, ale skończyło się to wszystko kłótnią i trzaskaniem drzwi. Kurwa ja nawet nie wiem czy ona na noc wróciła do mieszkania. Właściwie nie wiem już nic. 
Dzwoniłam jeszcze wczoraj do mamy i dopytywałam się czy może mama Rebecki mówiła coś na mój temat. Jak się okazało podobno ja nie chcę już się z nią przyjaźnić, a Reb nie wie jak ma walczyć o naszą przyjaźń. No na wszystkie święte sznurówki! Ja nie chcę się z nią przyjaźnić?! Przecież to ona znalazła sobie lepsze towarzystwo i ma mnie w bardzo dalekim poważaniu.
Zmęczona wstałam z łóżka i w piżamie poczłapałam w stronę kuchni nie zamykając za sobą drzwi od sypialni. Nie spałam pół nocy czekając aż może Rebecka wróci, ale nic takiego się nie stało więc wreszcie usnęłam. 
Wyciągnęłam z szafki kubek wraz z miseczką. Do pustego kubka nasypałam kawy i dwie łyżeczki cukru po czym wstawiłam wodę na gazówkę. Potem wyciągnęłam zimne mleko z lodówki i wlałam je do miseczki zasypując po chwili czekoladowymi płatkami. Wyciągnęłam jeszcze łyżkę i usiadłam przy wyspie kuchennej wkładając pierwszą porcję swojego śniadania do ust. Skrzywiłam się gdy poczułam nieprzyjemny chłód spowodowany zimnym mlekiem. To tak jakbym ugryzła loda. Nigdy nie lubiłam takiego uczucia chwilowego odrętwienia i porażenia małych nerwów w swoim ciele.
- Woda ci się gotuję - podskoczyłam na czyjś głos tuż przy wejściu. Spojrzałam wystraszona w górę i ujrzałam stojącą Rebeckę z rozmazanym makijażem i rozczochranymi włosami. Miała na sobie te same ubrania co wczoraj. 
Wstałam z krzesełka i wyłączyłam gazówkę zalewając sobie kawę gorącą wodą i mieszając ciemną ciecz. Mocna. Kawa wyglądała jak jakaś smoła. 
- Gdzie byłaś przez całą noc? - zapytałam gdy postawiłam swój kubek obok miseczki z płatkami. Rebecka również zaczęła przygotowywać sobie śniadanie. 
- Jak to gdzie? W łóżku - odpowiedziała mi wymijająco i nawet przez chwilę na mnie nie spojrzała. Miałam ochotę chwycić ją za te głupie kudły i potrząsnąć. 
- Och to na pewno, szkoda tylko, że nie w swoim - odparłam i odłożyłam łyżkę na blat. Czułam jak zdenerwowanie rośnie we mnie jeszcze bardziej. 
- Nie jestem dzieckiem, a ty nie jesteś moją matką żebym się tobie spowiadała - spojrzałam na nią zdziwiona jej doborem słów jak i tonem. 
- Doprawdy? Bo wiesz zachowujesz się właśnie jak dziecko i radzę ci spuścić z tonu bo ja ci nie popuszczę tak jak chłopaki wczoraj - ostrzegłam ją i znów odwróciłam się do niej tyłem.
Mianowicie wczoraj gdy Rebecka zaczęła swoje przedstawienie, zaczęła się na wszystkich drzeć, a gdy chciałam jej coś powiedzieć Louis sprawnie mnie uciszył przyciskając swoją brudną łapę do moich ust. Oni pozwolili aby ich wyzywała i traktowała jak ostatnie gówna, ale ja tak nie zrobię. 
- Interesujące Shelby na prawdę. Jestem ciekawa czy gdyby Harry wiedział o twojej pokaźnej przeszłości nadal tak ochoczo rypałby cię na naszej kanapie - wstałam z krzesła i chciałam najzwyczajniej w świecie wyjść stamtąd. Moja wola walki jakoś sobie spierdoliła. - Prawda w oczy kole, co nie? - dodała cicho i wiedziałam, że jest z siebie zadowolona. 
- O co ci do chuja malutkiego chodzi?! - krzyknęłam i spojrzałam na nią gniewnie. Ten poranek robi się co raz gorszy. 
- O co mi chodzi? Cóż pomyślmy. Ach tak wiem! Pieprzyłaś się z chłopakiem, który mi się podoba! O to mi chodzi - nie wytrzymałam i po prostu... Zaczęłam się śmiać. Najgłośniej jak potrafiłam.
- Czy ty się słyszysz? Po pierwsze zasrana gwiazdeczko: nie pieprzyłam się z nim i wiedziałabyś o tym gdybyś tylko mnie wczoraj posłuchała. A po drugie skoro Harry ci się podoba to po cholerę szlajasz się z tym całym Drake'iem? - nie czekałam na jej odpowiedź bo wiedziałam, że to doprowadzi do jeszcze większej kłótni. Po prostu wyszłam spokojnym krokiem z kuchni kierując się z powrotem do swojego pokoju. 
Zamknęłam za sobą drzwi i rzuciłam się na łóżko. Miałam ochotę ryczeć, ale przecież ja nie zrobiłam niczego złego. To wszystko wina Rebecki. Tylko jak jej to delikatnie uświadomić? 
Po kilku minutach leżenia twarzą na poduszce zebrałam się w sobie i wstałam wyciągając z szafy ubrania. Z wybranymi rzeczami udałam się do łazienki. Ściągnęłam z siebie piżamę i od razu weszłam do kabiny prysznicowej odkręcając wodę. 
Gdy umyłam się dokładnie owinęłam się brązowym ręcznikiem i stając przed lustrem zaczęłam suszyć swoje włosy. Po chwili zaczęłam podśpiewywać sobie jakieś piosenki pod nosem dopóki nie wysuszyłam wszystkich włosów. Potem ubrałam na siebie bieliznę i związałam włosy w wysokiego kucyka. Nie chciało mi się bawić w malowanie dlatego wytuszowałam tylko rzęsy aby powiększyć optycznie oczy, po czym ubrałam się. Ziewając wyszłam z łazienki i podskoczyłam gdy ujrzałam czyjąś wysoką sylwetkę tuż przy mojej komodzie. 
- Styles! - krzyknęłam i zatrzasnęłam szufladę z bielizną, którą najwyraźniej zainteresował się chłopak. Spiorunowałam go wzrokiem. 
- Witaj moja piękna pani - Harry pochylił się przede mną i chwycił moją dłoń całując jej zewnętrzną stronę. Wywróciłam oczami i wyrwałam rękę z jego uścisku. 
- Co ty tutaj robisz zboczeńcu? - zapytałam i zaczęłam poprawiać swoją rozkopaną pościel. Gdy miałam w ręce jedną z poduszek miałam wielką ochotę przywalić nią Harry'emu. 
- Wczoraj byłem dla ciebie Żółwikiem. I jak to co? Przecież mamy dzisiaj naszą gorącą randkę, która będzie trwała cały dzień - Harry oparł się o szafę i założył ręce na klatce piersiowej. 
- Styles ja na prawdę nie mam ochoty się dzisiaj z tobą użerać, także idź wywołać atak serca u jakiejś waszej fanki, dobra? - chwyciłam telefon z szafki sprawdzając, która jest godzina. Jęknęłam cicho gdy doszło do mnie to, że zapewne spóźnię się do Domu Dziecka. 
- Niestety nie mogę tegoż uczynić ponieważ wszystko jest już załatwione - co raz bardziej podobała mi się wizja przypieprzenia mu poduszką. 
- Harry ja mam pracę. Mówiłam ci to wczoraj chyba z milion razy - odparłam i otarłam drzwi pokazując ręką, że ma wyjść. 
- Nie prawda. Powiedziałaś to tylko piętnaście razy. Liczyłem - uśmiechnął się do mnie zadowolony ze swojej umiejętności liczenia do dwudziestu. Jęknęłam zirytowana i sama wyszłam z pokoju, słysząc jak on zamyka za sobą drzwi i idzie tuż za mną. 
- Jeżeli chcecie się rypać jak króliki w czasie godowym to wynocha z mieszkania - Rebecka minęła nas z zniesmaczoną miną i trzasnęła za sobą drzwiami od swojego pokoju. Otwarłam usta ze zdziwienia i spojrzałam zszokowana na Harry'ego. 
- Uczeń przerósł ucznia, co nie? - powiedział i zaśmiał się nadal widząc moją zdezorientowaną minę. - Zamknij buzię Shelby bo ci mucha wleci - dodał i zaczął się znów śmiać.
- Głupi jesteś - uderzyłam go w ramię i zeszłam po schodach na korytarz. Ku mojemu zdziwieniu na dole stało dwóch napakowanych gości. 
- To nasi dzisiejsi ochroniarze, biedronko - Harry stanął obok mnie i uśmiechnął się zadowolony widząc moje zmieszanie. - Ej po co tutaj jest ten korytarz, skoro i tak trzeba wyjść z mieszkania i przejść przez następny? - zadał to nurtujące wszystkich pytanie.
- Po pierwsze: nie idziemy na żadną randkę, a po drugie: też zadaję sobie to pytanie.
***
Patrzyłam jak Harry śmieje się z Conradem. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Harry miał niezwykłe podejście do dzieci. Potrafił z nimi rozmawiać i one w pełni go słuchały. Nie dość, że zabrał mi Conrada, to jeszcze inne dzieciaki z wielką chęcią lgnęły w jego stronę zostawiając mnie na chwilę w spokoju.
- Niesamowite co - obok mnie stanęła pani Barbara, która również wpatrywała się w Harry'ego i dzieciaki. Uśmiechnęłam się szeroko widząc jak jedna z dziewczynek wskakuję chłopakowi na kolana, a on obejmuję ją ręką aby nie spadła.
- Harry to dużo dziecko więc bez problemu się z nimi dogaduję - odparłam i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej gdy Harry spojrzał w moją stronę.
- Tak ma bardzo dobre podejście - ciche westchnienie wydobyło się z ust pani Barbary. Spojrzałam na nią zapominając o słodkości Harry'ego i dzieci.
- Czy coś się stało? Wydaję się pani smutna - oparłam się o ścianę i dzielnie wytrzymałam spojrzenie starszej kobiety.
- Dzwonił prawnik rodziców Conrada. Chcą się z nim zobaczyć. Jeszcze dziś - oddech uwiązł mi w gardle. Mój wzrok od razu powędrował w stronę roześmianego chłopca. Nie... 
 - Ale... Przecież... Oni nie mogą tego zrobić. Jemu nadal jest ciężko normalnie funkcjonować, a gdy ci ludzie... Boże niech mi pani powie, że można im tego jakoś zabronić. Przecież oni nie mogą znów mu namieszać w głowie - mój głos łamał się z każdym następnym słowem. Nie mogłam pojąć jak ci cholerni ludzie, po tym wszystkim co zrobili swojemu dziecku chcąc jeszcze bardziej namieszać w jego krótkim życiu.
- Niestety Shelby nie możemy nic zrobić. Oni nadal są jego rodzicami i przy obecności psychologa mogą się z nim spotkać - jęknęłam i przetarłam twarz dłońmi.
- Powiedziała mu już pani? - zapytałam cicho i miałam nadzieję, że powie 'tak'. Miałam nadzieję, że mimo tego co ma się wydarzyć Conrad nadal się uśmiecha.
- Właśnie mam zamiar to zrobić. Jeszcze nie wiem jak, ale muszę to zrobić - przytuliła mnie delikatnie pocierając moje plecy.
- Ja to zrobię. Powiem mu - powiedziałam cicho i odsunęłam się od niej wzdychając cicho. Dawaj Shelby. Podeszłam niepewnie do całego zbiorowiska i uśmiechnęłam się słysząc jak Conrad upomina Harry'ego co do wyboru kredek.
- Shelby wszystko w porządku? - zapytał brunet i spojrzał na mnie zaniepokojony. Pokiwałam delikatnie głową i odchrząknęłam.
- Conrad chodź na chwilkę - wyciągnęłam rękę w stronę chłopca, a ten chwycił ją ochoczo i odsunął się od Harry'ego idąc odważnie za mną na drugi koniec salonu.
Posadziłam go na fotelu stojącym w rogu i ukucnęłam przed nim. Chwyciłam jego małe rączki i zamknęłam na chwilę oczy.
- Teraz zacznę mówić coś, czego nie chcę i proszę cię nie przerywaj mi dobra? - powiedziałam cicho i spojrzałam na niego. Pokiwał delikatnie głową. - Twoi rodzice chcą się z tobą spotkać i prawdopodobnie zrobią to jeszcze dziś - uśmiech z jego twarzy znikał po woli, a moje serce pękało. Nie chciała mu tego mówić. Wolałam spakować go do jakiejś wielkiej walizki i wywieźć stąd dopóki jego rodzice sobie nie odpuszczą.
- Będziesz tam ze mną? - zapytał cicho i widziałam jak walczy ze swoimi łzami. On nie chciał ich widzieć i to było po prostu oczywiste.
- Chciałabym Conrad. Na prawdę bym chciała, ale nie mogę. Będzie tam z tobą pani Barbara i pani Johanna - odpowiedziałam i nim zdążyłam mrugnąć Conrad objął mnie mocno za szyję i przytulił mocno płacząc. Zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać. Jeżeli zacznę płakać to na pewno mu nie pomogę.
- Ja nie chcę tam iść - wyszeptał i zaniósł się jeszcze większym płaczem. Zagryzłam wargę, ale mimo tego i tak zaczęłam płakać razem z nim.
- Wiem słonko wiem. I uwierz mi gdybym mogła zrobić cokolwiek abyś ich więcej nie oglądał to bym to zrobiła.
***
Patrzyłam jak pani Barbara prowadzi za rękę Conrada do pokoju, w którym czekali na niego rodzice. Podbiegłam do nich i chwyciłam chłopca za drugą rękę na co lekko się do mnie uśmiechnął. Harry stał gdzieś z tyłu i byłam w pełni świadoma, że wpatruję się w całą scenę z jakimś głupkowatym wyrazem twarzy. Pani Barbara otwarła drzwi, a ja wraz z Conradem weszła do środka i rzuciłam gniewne spojrzenie w stronę ludzi, którzy byli potocznie nazywani rodzicami.
- Dasz radę mały - wyszeptałam i przytuliłam do mocno do siebie. Usłyszałam jego cichy śmiech i poczułam się trochę lepiej wiedząc, że nie da się szybko złamać.
- Do jutra Shelby - powiedział i uśmiechnął się do mnie w dołu. Poczochrałam jego włosy i znów spojrzałam na jego rodziców.
- Znam karate i kung-fu. Radzę go nie skrzywdzić bo przyjadę do was w odwiedziny. Czołgiem - powiedziałam i uśmiechnęłam się fałszywie w ich stronę. Puściłam jeszcze oczko do Conrada i wyszłam z pokoju mając nadzieję, że pani Barbara w razie czego posłuży się jakimś moim wierszykiem. Oczywiście wcześniej zasłaniając uszy Conradowi.
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz - Harry objął mnie ramieniem i uśmiechnął pocieszająco w moją stronę. Westchnęłam i pokiwałam głową.
- Wiem po prostu... Nie mogę pojąć jak nie którzy ludzie są nieczuli wobec własnego dziecka - odpowiedziałam i pozwoliłam aby jego ręka obejmowała mnie dopóki nie wsiedliśmy do samochodu.
***
Sama nie wiem jakim cudem, ale Harry'emu jednak udało się wyciągnąć mnie na tą jego randkę. Nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek towarzystwo, ale do niego to najwyraźniej nie docierało.
- No weź Shelby. Uśmiechnij się wreszcie - Harry dźgnął mnie lekko w żebra i wyciągnął do mnie rękę chcąc pomóc mi wejść na łódkę.
Błyskotliwym pomysłem Harry'ego było to, że wynajął jakąś łódkę, i stwierdził, że popływamy sobie nocą po Tamizie. Zaimponował mi tym. Nie wynajął jakiegoś jachtu czy czegoś. To była prosta łódką z daszkiem, który zakrywał kierownice i te wszystkie inne guziczki, których raczej nie powinnam dotykać.
- Chcę do domu - powiedziałam gdy usiadłam obok niego pod daszkiem. Styles zaśmiał się z mojej naburmuszonej miny i przekręcił kluczyk w stacyjce. - Ty umiesz tym jeździć?
- Zaraz się przekonamy - mruknął i ruszył, a ja chwyciłam się jakiejś metalowej rury aby w razie jakiegoś zderzenia nie wylecieć nie wiadomo gdzie.
- Jakbyś przeżył, a ja nie to możesz wziąć moje rzeczy! - krzyknęłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko.

 Perspektywa Harry'ego

Patrzyłem jak Shelby ostrożnie siada na lufie i podciąga kolana do klatki piersiowej. Ściągnęła gumkę z włosów i pozwoliła aby te zaczęły latać na wszystkie strony. Wyglądała tak spokojnie. Niczym bogini.
Wyłączyłem silnik i również przysiadłem na lufie tuż obok zrelaksowanej brunetki. Widać było po niej, że podoba jej się to gdzie teraz była. Zarzekała się, że nie chce iść ze mną na randkę, że chce wrócić do domu, ale w tej chwili byłem pewny tego, że chciała tutaj ze mną być.
- Myślisz, że jest tutaj głęboko? - zapytała i spojrzała na mnie z tym swoim błyskiem w oku. Louis opowiadał nam, że jej oczy zawsze się świecą gdy ma dobry humor.
O dziwo to właśnie z Lou jak na razie ma najlepsze stosunki mimo tego, że na początku swojej znajomości kłócili się za każdym razem gdy się widzieli.
- Shelby jesteśmy na środku rzeki. Oczywiście, że jest tutaj głęboko - powiedziałem i zaśmiałem się z jej zszokowanej miny.
- To ty wiesz jak to się nazywa? - zaczęła się ze mną droczyć i na prawdę podobało mi się to, że ma takie lekkie podejście do życia i do ludzi.
- Jestem mądrzejszy niż myślisz - odpowiedziałem i szturchnąłem ją lekko ramieniem przez co zaczęła się śmiać.
- Wiesz, że mogłabym się teraz kłócić? - spojrzała na mnie z boku i puściła oczko. - Ale nie chce mi się dlatego nic nie powiem - dodała i znów zaczęła wpatrywać się w lekko falującą wodę.
- Wiesz na co mam ochotę? - zapytałem po kilku minutach ciszy między nami. Nie była ona krępująca czy coś, tylko, że ja lubię mówić.
- Na mnie? - poruszała zabawnie brwiami.
Zacząłem wpatrywać się w jej oczy, które były niemal czarne przez ciemność, nas otaczającą. Włosy falowały w okół jej twarzy, a uta były wykrzywione w uśmiechu. Piękna...
- Też... - wyszeptałem i zbliżyłem się do niej lekko. Czułem na twarzy jej przyspieszony oddech. - Mam ochotę cię pocałować - dodałem i oblizałem usta.
- Potrafisz pływać? - zapytała cicho i skupiła swój wzrok na moich ustach. Pokiwałem delikatnie głową i podniosłem się kucając przed nią. - To dobrze - dodała normalnym tonem głosu i popchnęła mnie do tyłu. Straciłem równowagę i z krzykiem poleciałem do tyłu. Wprost do wody. Dodam, że zimnej wody.
Przez chwilę znajdowałem się pod powierzchnią, ale nawet tutaj słyszałem jej stłumiony śmiech. Wynurzyłem się i zacząłem kaszleć chcąc pozbyć się cieczy ze swoich płuc.
- I czego rżysz! - krzyknąłem i podpłynąłem do łódki wyciągając rękę w stronę Shelby. - No dalej tyłek mi marznie - powiedziałem, a ona starając się uspokoić wyciągnęła w moją stronę rękę.
Jakimś cudem wciągnęła mnie na pokład i znów zaczęła się śmiać.
- Krzyczałeś jak baba - wydusiła z siebie i westchnęła ocierając łzy z kącików oczu. - I właśnie tak się kończą próby całowania mnie.
- Cóż podoba mi się takie zakończenie - powiedziałem i szybko przyciągnąłem ją do swojego mokrego ciała. Shelby położyła mi ręce na klatce piersiowe i starała się mnie odepchnąć.
- Styles kutasie jesteś mokry! - krzyknęła i skrzywiła się gdy potrząsnąłem głową ochlapując ją osobnymi kropelkami wody.
- Ty też jesteś mokra - odpowiedziałem i najwyraźniej dziewczyna musiała załapać moją aluzję ponieważ uderzyła mnie lekko w ramie i zaśmiała się cicho.
- Puścisz mnie? - zapytała już spokojnie i przygryzła swoją dolną wargę.
- Za chwilę - wyszeptałem z ustami tuż przy jej wargach. Dajesz królu. 
-----------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że ta długo. Nie wiem kiedy następny! 
7 = komentarzy 
Tak wiem, skopałam ten rozdział.  

wtorek, 11 lutego 2014

13

  - O Boże Harry mocniej! - krzyknęłam, a kanapa pode mną zaczęła skrzypieć, aż sama się lekko skrzywiłam na ten dźwięk.
- Przecież się staram! - odkrzyknął mi i przez przypadek strącił wazon stojący na stoliku. Ten upadł na podłogę robiąc dość dużo hałasu przez to, że był w środku pusty.
- O kurwa mać Harry! - chwyciłam się oparcia aby nie spać z kanapy i nie nahałasować jeszcze bardziej niż dotychczas. Lubiłam sąsiadów z dołu.
- Jezus Shelby! - gdy zobaczyłam minę Harry'ego miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Przecież chłopak się starał.
- Co wy robicie? - w wejściu do salonu pojawili się chłopcy. Zeskoczyłam z kanapy i spojrzałam na Harry'ego, który powstrzymywał swój śmiech.
- Odstraszamy jakąś starą babę, która chce poderwać Żółwika - odpowiedziałam i usiadłam kulturalnie na kanapie podnosząc jeszcze  wazon, który Styles strącił.
- Kogo? - zapytał Niall, który był całkowicie zdezorientowany jak i przestraszony odgłosami, które przed chwilą wydobywaliśmy z Harrym. 
- Harry'ego - odparłam, a Niall pokiwał głową na znak, że rozumie o co chodzi choć jego mina zdradzała całkiem coś innego.
Jakąś godzinę temu gdy Harry do mnie przyszedł po korytarzu zaczęła chodzić jakaś starsza kobieta. Nic dziwnego prawda? Też tak na początku myśleliśmy dopóki nie zaczęła nawalać w drzwi, a gdy już ktoś jej otworzył to pytała się czy Styles nie ma ochoty na szybki numerek, bo ona mimo swojego wieku potrafi zdziałać cuda. 
I właśnie wtedy zrodziła się w mojej głowie chora myśl aby poudawać trochę różne sytuację. Możecie sobie gadać co chcecie, ale to było genialne. 
- Ja pierdole. Jakaś stara... - w salonie pojawił się również Louis, który zamilkł gdy tylko mnie zobaczył. - A co ona tu robi? - zapytał i wskazał na mnie ruchem głowy. 
- Hmm no nie wiem mieszkam? Raczej to ja powinnam się pytać, co TY tutaj robisz - wstałam z kanapy i zaczęłam kierować się w stronę kuchni. - Tępa kapuściana głowa. - mruknęłam gdy akurat przechodziłam obok Zayn'a, a ten zaczął się śmiać i krztusić zarazem. 
- Nie rób tak obok mnie - powiedział gdy trochę się uspokoił. Wzruszyłam ramionami nie rozumiejąc jego reakcji na moje słowa. 
- Niall kochanie chcesz coś zjeść? - zwróciłam się do blondyna nie patrząc nawet na niego.
Weszłam do kuchni i czekałam cierpliwie na odpowiedź ze strony Niall'a. 
- Słyszeliście? Powiedziała 'kochanie'. Też cię kocham KOCHANIE - wraz z wypowiedzią chłopaka w salonie wybuchł atak śmiechu ze strony jego przyjaciół. 
- 'You turned around and you stole my heart with just one look. When I saw your face I feel in love. It took a minute girl to steal my heart tonight. With just one look been waiting for a girl like you' - Harry zaczął śpiewać i przyszedł do mnie drąc się niemiłosiernie. Tuż za nim podążał wianuszek testosteronu. 
- Nie drzyj mordy hemoroido - powiedziałam i zaczęłam wyciągać szklanki z szafki podczas gdy Styles wyciągnął sok z lodówki.
- O ktoś ma nowy zasób słów - zamknęłam oczy gdy usłyszałam zgryźliwy komentarz ze strony Louisa. Uśmiechnęłam się fałszywie i już wtedy wiedziałam, że wygrałam. 
- Louis, Louis głupia pało wpierdolić ci to za mało. A więc jeżeli jeszcze raz powiesz coś co mnie zdenerwuję wtedy dowiesz się jak boli gdy masz dwa chuje - odparłam i po kilku sekundach ciszy chłopcy znów zaczęli się śmiać tylko, że tym razem bez Louisa. 
- Dwa? Wiesz, że to było bez sensu? - zapytał Liam gdy otarł łzy z kącików oczu. Wzruszyłam ramionami.
- Nie miałam rymu - odpowiedziałam po czym wyciągnęłam z szafki chipsy, których nienawidziłam i szczerze nie miałam pojęcia jakim cudem one się tam znalazły. - Łap! - rzuciłam w stronę Niall'a bombę kaloryczną i uśmiechnęłam się widząc szczęście na jego twarzy.
- Ta kobieta wie jak zrobić mi dobrze - powiedział gdy wreszcie udało mu się otworzyć przeklętą paczkę.
- Ona wie jak zrobić wszystkim dobrze - powiedział cicho Louis i zaczął kaszleć i rozglądać się po kuchni w poszukiwaniu swojego mózgu.
- Przy tobie to raczej nie ma dużo roboty - odparłam i napiłam się soku cały czas patrząc na Louis'a, który robił się czerwony ze złości.
- Wy wiecie, że te wasze kłótnie są dziecinne, prawda? - zapytał Zayn i stanął obok mnie. Pachniało od niego dymem papierosowym.
- No w końcu ktoś tutaj jest dziecinny to co się dziwisz - Louis uśmiechnął się do mnie cwanie i założył ręce na klatce piersiowej.
- Fajnie, że przyznajesz się do swoich wad.
- No tak bo ja w odróżnieniu do ciebie nie jestem jakąś pieprzoną zapatrzoną w siebie laseczką, która chce udawać jakiś cholerny ideał.
- Dość! - Liam rzucił chłopakom jakieś porozumiewawcze spojrzenie, a Harry pokiwał głową i zaczął wychodzić z kuchni ciągnąc za sobą chłopaków. - Nie wyleziecie stąd dopóki się nie pogodzicie! - Liam wraz ze swoją bandą zaczął zbiegać ze schodów, a ja spojrzałam zdezorientowana na Louisa, a potem wszystko zajarzyłam.
- Nawet się kurwa nie ważcie! - wrzasnęłam za nimi i zaczęłam biec w stronę wyjścia.
Akurat gdy dobiegłam do drzwi, któryś z przygłupów przekręcił klucz w zamku.
- Jak się pogodzicie to dajcie znać! - Harry zaczął się śmiać i zaczęli odchodzić korytarzem co mogłam stwierdzić po krokach odbijających się od ścian.
- Otwórzcie! Ja muszę iść do pracy! Kurwa mać! - kopnęłam w drzwi i oparłam na nich czoło.
***
Siedziałam oparta o ścianę i kołysałam głową na boki chcąc znaleźć sobie jakieś zajęcie. Już od dobrej godziny siedzę zamknięta z Louisem w mieszkaniu bez prądu. Na prawdę wydaję mi się, że jeszcze dziś kogoś pobiję. Albo kilka ktosiów. 
- Wiesz, że to przez ciebie tutaj siedzimy - odezwał się Louis podrzucając poduszkę do góry. Och miałam wielką ochotę chwycić ją i przycisnąć do jego twarzy.
- Tak oczywiście, że bo to przecież ja kogoś zmuszałam do różnych rzeczy - odparłam i zamknęłam oczy. Dobrze, że pani Barbara jest na tyle wyrozumiała i miła, że zrozumiała, że nie mam jak dotrzeć do pracy. Szkoda mi tylko Conrada. Na pewno na mnie czekał.
- Wiesz, jaki jest twój problemy? - zapytał i z tego co usłyszałam usiadł na kanapie.
- Nie interesuję mnie twoje zdanie - odpowiedziałam nadal nie otwierając oczu. Może się zdrzemnę? To nie jest takie głupie.
- Nic nikomu o sobie nie mówisz. Pewnie tylko Rebecka wie najwięcej, ale mogę się założyć, że nie mówisz jej wszystkiego. Zachowujesz się tak jakbyś bała się zaufać innym ludziom. I to jest właśnie twój problem. Boisz się zaufać - otwarłam oczy i przez chwilę się w niego wpatrywałam. Cóż nie mogę zaprzeć, jego tezie. Fakt bałam się zaufać ludziom, ale on nie miał zielonego pojęcia dlaczego. Przecież tutaj nie chodzi o jakiś mały urazki psychiczny z dzieciństwa. Tutaj chodzi o coś o wiele większego.
- Wiesz, że moja złość na ciebie nie ma nic wspólnego z zaufaniem, prawda? - poprawiłam się na podłodze, czując jak drętwieje mi tyłek.
- Taa jesteś wściekła za to, że zdecydowałem za ciebie i zawiozłem do nas. Straszne - Louis przewrócił oczami i znów zaczął się bawić poduszką.
- Ostatnia osoba, która chciała za mnie decydować i rządzić moim życiem skończyła dwa metry pod ziemią, więc uważaj - nie kontrolowałam swoich słów.
- Co? - zapytał i wpatrywał się we mnie zdziwiony.
Zignorowałam go i znów zamknęłam oczy. Mimo całej mojej walki powróciły wspomnienia. Te dobre, jak i oczywiście te złe.
Shelby  Evans jest winna zarzucanego jej czynu...
Och, oczywiście, że byłam. Ku temu nikt nie miał najmniejszych wątpliwości. A po za tym sama się przyznałam. Powiedziałam wszystko. Od początku, ale mimo wszystko i tak ta cała sprawa potoczyła się nie tak jak to sobie wyobrażałam.
Czy Louis ma rację? Może to, że nie potrafię mu to końca zaufać, powiedzieć wszystkiego o sobie psuję wszystko co obydwoje próbujemy zbudować. No bo przecież próbujemy, prawda? On się stara, ja się staram. I co z tego jak na razie wyszło? Nic. I to z mojej winy.
- Jak miałam szesnaście lat poznałam pewnego chłopaka, w którym od razu się zadurzyłam - odezwałam się cicho zwracając tym samym na siebie uwagę Louisa. - Spotykaliśmy się pół roku aż wreszcie staliśmy się parą. Wiesz taki pierwszy poważny związek.
- To o nim opowiadałaś Zayn'owi na tym festynie? - zapytał, a ja pokiwałam głową przywołując do głowy wspomnienie z naszego wspólnego wypadu. Wtedy jeszcze Rebecka była normalna.
- A więc jak pewnie udało ci się podsłuchać, zdradził mnie przez co miałam małe problemy. Cóż Zayn poznał tylko jedną czwartą całej opowieści. Gdy już w miarę się ogarnęłam wszystko wróciło wraz z nim. Przyszedł do mnie taki samotny i bezbronny, że po prostu nie umiałam mu nie wybaczyć. Dość szybko po naszym zejściu oświadczył mi się. Znaleźliśmy wspólne mieszkania, za które płacił on i moi rodzice się dokładali ponieważ ja nadal się uczyłam, a on już nie. Po jakiś dwóch miesiącach wzięliśmy ślub. Ja już wtedy miałam osiemnaście lat, moi rodzice nie robili problemów więc nic nie stało nam na przeszkodzie. Na początku wszystko było wspaniale, ale potem zaczęły się schody. Bardzo szybko nastąpiła w nim zmiana, miał mnie gdzieś wolał swoich kumpli. Trwało to kilka tygodni aż pewnego wieczoru gdy wrócił pijany wkurzyłam się i powiedziałam, że dopóki się nie ogarnie będę mieszkała z rodzicami. Cóż wściekł się i... - zamknęłam na chwilę oczy. - Powiedział, że jestem jego i to on będzie decydował o tym gdzie będę mieszkać i co będę robić. Już trochę zdążyłeś mnie poznać więc pewnie domyślasz się, że odpyskowałam czym wkurzyłam go jeszcze bardziej.
- Uderzył cię? - mimo zamkniętych oczu czułam, że za chwilę ciało Louisa znajdzie się tuż obok mojego na zimnej podłodze.
- Nie. Ale, wiesz to chyba by było lepsze. On... Chwycił mnie za ręce i stwierdził, że spędzimy razem upojną noc. Nie chciałam się z nim pieprzyć bo po pierwsze byłam na niego wkurwiona, a po drugie nie wiem czy czasem nie zaliczył jakiejś panienki w barze. Bynajmniej nie spodobała mu się moja odpowiedź i dalej dążył do swojego celu. Pamiętam jak chwyciłam lampę, którą dostaliśmy od Rebecki i rozbiłam mu ją na głowie oszołamiając go. Wtedy pobiegłam do kuchni i chciałam gdziekolwiek zadzwonić, ale nie zdążyłam. On przyszedł za mną ze strużką krwi na czole i coś do mnie krzyczał, ale nie pamiętam już co. Impulsem było chwycenie noża z blatu i gdy tylko do mnie podszedł wbiłam go w jego brzuch. Gdy tylko upadł uciekłam stamtąd do rodziców i wszystko im opowiedziałam i dopiero oni zadzwonili na pogotowie i policję - cały czas siedziałam oparta o ścianę, z zamkniętymi oczami aż poczułam dłoń Louisa na mojej. Dopiero wtedy otwarłam oczy i spojrzałam na niego. Wyglądał na przerażonego. - Dwa dni po moich urodzinach odbył się proces. Oczywiście do wszystkiego się przyznałam. Prokurator zaciekle starał się abym trafiła za kratki, ale sąd uznał, że działałam w samoobronie i mnie uniewinnił.
- No, a jakże by inaczej! Broniłaś się Schelby. To nie była twoja wina - Louis mocniej ścisnął moją rękę, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- Niby tak, ale pomyśl. Gdybym wtedy wybiegła na korytarz. Zaczęła krzyczeć, na pewno ktoś by wyszedł z mieszkania, a on by żył. Zapewne nie bylibyśmy razem, ale on by żył. Rozumiesz? - Louis objął mnie ramieniem i przytulił pozwalając mi na chwilę słabości. Nie płakałam. Ja nie płaczę.
- Jak on miał na imię? - zapytał po chwili milczenia. Odsunęłam się od niego i westchnęłam. Spojrzałam na niego.
- Louis - powiedziałam cicho i przetarłam kark ręką.
- Okej. No to mnie zagięłaś. Zawsze myślałem, że moje imię jest piękne i boskie, ale teraz zmieniam zdanie - parsknęłam śmiechem i znów odsunęłam się od niego uśmiechając się lekko. Czułam się lepiej. Teraz nie musiałam go okłamywać.
***
Śmiałam się tak bardzo, że ledwo udawało mi się chwytać chociaż płytkie oddechy. Gdy Liam uwolnił nas z mieszkania pojechałam z Louisem do nich, a ci geniusze (wczuj się w sarkazm) wymyślili, że pokrają sobie w Twistera. Ja wraz z Eleanor stwierdziłyśmy, że lepiej się w to wszystko nie mieszać dlatego siedziałyśmy po prostu na kanapie i śmiałyśmy się z dziwnych póz jak i jęków graczy.
- Kurwa mać! Louis weź to kolano - Zayn próbował jakoś odepchnąć nogę Lou, ale ten zaczął krzyczeć, że ma go nie ruszać bo zaraz się wywróci. Z wielką satysfakcją przyglądałam się męczarniom bruneta i wzięłam kółko aby zakręcić nim i powiedzieć Lou gdzie ma się przemieścić.
- Louis prawa ręka na żółte - powiedziałam i zaśmiałam się słysząc jego jęk. Obejrzał się za siebie i pewnie kombinował jak ma dokonać właściwie niemożliwego. Gdy już prawie udało mu się przyjąć właściwą pozycję Harry kichnął przez co Lou się wystraszył i poległ wywracając siebie jak i Liam'a.
- Louis idioto! - krzyknął zdenerwowany brunet i wyczołgał się pod zwłok Tomlinsona. Spojrzałam na Eleanor i razem zaczęłyśmy się śmiać. Lepsze niż kabaret. 
- To nie moja wina! Przecież to Harry kichnął - zaczął się bronić i wstał z pogniecionej maty przeciągając się lekko.  
- No, a dlaczego kichnąłem? - zapytał się oburzony Styles i również wstał. - Nie wiesz? To ci powiem. Kichnąłem ponieważ twoje brudne kudły łaskotały mnie w nos.
- Nie mogłeś po prostu powiedzieć, że włosy Louisa cię łaskotały? Nie musiałeś robić z tego przemówienia - powiedziałam i przesunęłam się robiąc miejsce dla Louisa, który najwyraźniej miał ochotę przytulić się do swojej dziewczyny i wypłakać z powodu poniesionej klęski.
- Chciałem nadać całemu zdarzeniu nutkę dramaturgi - odparł Harry i usiadł obok przytulając mnie mocno niczym jakąś zabawkę.
- Naruszasz moją przestrzeń osobistą - wydukałam, a on od razu mnie puścił zdając sobie sprawę z tego, że zaraz oberwie. Uśmiechnęłam się zadowolona i położyłam ręce na brzuchu.
- Shelby i jak zgodziłaś się na propozycję Harry'ego? - Niall usiadł lokowatemu na kolanach, przez co ten jęknął i starał się zepchnąć blond przyjaciela.
- Jaką propozycję? - zapytałam i spojrzałam na ich dwójkę nic nie rozumiejąc.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że jutro idziemy na randkę - wydusił Styles i jednym mocnym pchnięciem zrzucił z siebie Horana.
- Na co my przepraszam idziemy? - spojrzałam zdziwiona na Harry'ego, a ten poprawił swoje włosy i chwycił mnie za rękę.
- Wiem skarbie, że trudno ci w to uwierzyć, że ja niesamowity i przystojny Harry Styles zapraszam cię na randkę, ale tak moja droga. Będziesz miała ten zaszczyt - wygłosił swoją krótką mowę i uśmiechnął się w moją stronę.
- Och wielmożny ty! Dziękuję, że będę miała ten zaszczyt, ale...
- To będzie dobre - mruknął pod nosem Louis, a po chwili jęknął pewnie przez uderzenie Eleanor.
- Czy ciebie pojebało? Nie idziemy na żadną randkę! Jesteś obleśny, zboczony i cały czas gadasz o seksie, i mogę się założyć, że gdziekolwiek byśmy poszli od razu byś miał skojarzenia i ośmieszyłbyś nas publicznie - powiedziałam, a on zaśmiał się głośno.
- Kotek dzisiaj rano pieprzyliśmy się żeby odstraszyć jakąś babę, a ty mi tu teraz takie rzeczy mówisz? Bądź gotowa na dziesiątą. Jutrzejszy cały dzień spędzisz z mą piękną osobą - pocałował mnie w rękę, a potem wstał i chyba miał gdzieś iść, ale osoba stojąca w przejściu zadziwiła nie tylko jego, ale i również mnie.
- Co wy robiliście?! - krzyknęła i spojrzała na mnie wściekła. No to się zacznie.
----------------------------------------------------------------------------------------
 Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału.
5 komentarzy- nowy rozdział.

sobota, 18 stycznia 2014

12

       Kroiłam pomidora co chwilę zerkając na Conrada, który miał zająć się krojeniem ogórka. Na prawdę nie miałam ochoty opatrywać jego pociętych palców więc musiałam co chwilę na niego zerkać.
- Jeżeli będziesz tak co chwilę na mnie patrzeć to wreszcie się utniesz - powiedział cicho chłopczyk wystawiając i przygryzając język w akcie skupienia.
- Nie moja wina, że się martwię o twoje paluchy - uśmiechnęłam się lekko widząc, jak rozweseliła chłopca moja odpowiedź. - Wyspałeś się w ogóle? - Dodałam  i znów zaczęłam kroić czerwone warzywo. 
- Tak - odpowiedział krótko i ułożył kilka okrągłych zielonych kółek na talerzyku. - Właściwie to już dawno nie spałem tak dobrze. - Czasem przerażało mnie to z jaką powagą oraz intensywnością ten dziesięcioletni chłopiec potrafił się wypowiadać. Ja w jego wieku chodziłam po domu i krzyczałam: penis! za każdym razem gdy widziałam rodziców.
- Cieszę się, że tak mówisz - poczochrałam jego brązowe włosy i również ułożyłam kilka czerwonych kółek na talerzyku. 
Odłożyłam noże jak i deseczki do zlewu i podałam Conradowi szklanki, które zaniósł do jadalni i postawił na stole jęcząc trochę przy tym gdy nie mógł dosięgnąć na środek stołu. Zaśmiałam się cicho pod nosem i wzięłam dwa talerze z szafki oraz talerz stojący na blacie.
- Muszę ci młody powiedzieć, że mamy śniadanie mistrzów - powiedziałam gdy zajęłam miejsce na przeciwko Conrada. 
***
Właśnie miałam wjechać czerwonym samochodzikiem w blokadę z poduszek gdy ktoś zadzwonił do drzwi. 
- Nie waż się tego ruszyć. Ja to rozwalę - pogroziłam palcem Conradowi i odprowadzona jego śmiechem zbiegłam po schodach, przeszłam przez hol i otworzyłam drzwi równie szybko je zamykając. No przynajmniej taki miałam zamiar. Niestety silna, męska ręką uniemożliwiła mi to. 
- Ej, ej. Wszystkich gości tak traktujesz? - westchnęłam i oparłam się o ścianę zakładając ręce na piersi.
- Nie, tylko tych niechcianych - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się krzywo chcąc go zirytować.
- Chciałem tylko bliżej poznać swoją sąsiadkę. Czy to coś złego? - zmrużyłam oczy i przechyliłam lekko głowę w bok. 
- Ty też tutaj mieszkasz? - zapytałam zdziwiona tym faktem. Byłam pewna, że Drake mieszka sam, a nie z jeszcze jednym niedorozwiniętym. 
- Tuż obok. Więc gdybyś tylko chciała... - urwał i spojrzał na coś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego Conrada z moim telefonem w ręce.
- Dzwonił ktoś do ciebie - powiedział cicho po czym podszedł do mnie i podał mi urządzenie. Uśmiechnęłam się do niego lekko i położyłam rękę na ramieniu przyciągając do siebie. 
- Nie wiedziałem, że masz dziecko - brunet stojący przede mną ukucnął i spojrzał na chowającego się za mną chłopca. 
- A ja nie wiedziałam, że bez mózgu można żyć - odpyskowałam i miałam dziwne wrażenie, że skrywający się za mną chłopczyk stara się nie roześmiać. 
- Shelby? Wszystko w porządku? - zza debila, z którym prowadziłam konwersację wyłonił się Louis, który przepchał się obok nieznajomego i stanął obok mnie roztrzepując włosy Conradowi. 
- Taaa pan- sąsiad przyszedł pożyczyć sól, ale niestety mi również się skończyła - Louis spojrzał na mnie zdziwiony ale pozostawił to bez komentarza. - A więc drogi panie sąsiedzie przetransportuj się na drugą stronę budynku albo jeszcze lepiej, na drugą stronę miasta. - Uśmiechnęłam się krzywo i trzasnęłam drzwiami tuż przed jego twarzą. Jestem aż taka zajebista, że każdy chce się ze mną zadawać?

Rebecka

Zeszłam na dół uśmiechając się lekko czując zapach wanilii, który zawsze można było wyczuć w tym domu.
- Cześć tatku - przywitałam się z tatą buziakiem w policzek, a mamie posłałam uśmiech ponieważ stała przy kuchence i smażyła coś na obraz jajecznicy.
- Cześć, cześć. A gdzie ten twój kolega? - tata spojrzał w stronę wejścia jakby liczył na to, że za chwilę zmaterializuję się w nich Drake.
- Chyba jeszcze śpi - odpowiedziałam i nalałam sobie soku do szklanki. - Możesz być dla niego miły? Zależy mi na nim.
- Zależy, w jakim sensie? - dlaczego on musi być taki upierdliwy? Nie może dać sobie na luz? Chociaż raz? Czy ja kurde o tak wiele proszę?
- Jak na przyjacielu. Nie szukam jeszcze chłopaka - powiedziałam zacięcie. Na prawdę nie miałam najmniejszej ochoty na prowadzenie rozmowy na ten temat.
- Wrócimy jeszcze do tego tematu. I do tego całego Drake - tata wstał z krzesła, wziął z blatu swoją gazetę i odrażony wyszedł z kuchni zostawiając mnie samą z mamą, która najwyraźniej nad czymś głęboko rozmyślała.
- Rebecka skarbie czy między tobą a Shelby wszystko jest w porządku? - wyłączyła kuchenkę i odwróciwszy się do mnie przodem spojrzała mi w oczy.
- Tak, a dlaczego pytasz? - nie chciałam znowu kłamać. Na prawdę. Ale... Co niby miałam powiedzieć? Prawdę. Taa na pewno.
- Dzwoniła mama Shelby i powiedziała, że ona nawet nie wiedziała, że ty do nas lecisz.
- Nie wiedziała bo jej nie powiedziałam - odparłam spokojnie. - Nie patrz tak na mnie. Nie moja wina, że prawie cały czas jest po za domem. Jak nie praca, to jacyś koledzy, a gdy wraca to jest zmęczona i nie ma czasu ani ochoty na rozmowę ze mną. - Zadziwiające jak szybko potrafiłam wymyślić kłamstwo i powiedzieć to wszystko bez ani jednego zawahania.
- Czyli co? Nie chcesz o nią walczyć?
- Nic takiego nie powiedziałam tylko... Co z tego, że ja będę się starać? To czy będziemy się nadal przyjaźnić nie zależy tylko i wyłącznie ode mnie mamo.
- Och wiem skarbie, wiem. Tylko nigdy nie pomyślałabym, że Shelby może się aż tak zmienić.
- Taa ja też.

Louis

~Muzyka~
Starałem się odciągnąć brunetkę od rury, której mocno się trzymała. Conrad jak i Scott śmiali się nie tyle ze mnie co z niej.
- Shelby puść tą rurę! - krzyknąłem któryś raz z rzędu i jeszcze mocniej zacząłem ciągnąć jej ciało w stronę budynku.
- Nie! Ja tu zostaję! - odkrzyknęła mi i zaczęła się szarpać abym wreszcie ją puścił. O nie moja panno. Nie tak szybko. 
- Nie wygłupiaj się! Stara baba a boi się zwierzątek!
- To nie są zwierzątka! To są bestie! - zrezygnowany puściłem ją, a on po chwili odczepiła się od rury, a wtedy JA przebiegły i genialny chwyciłem ją w pasie i zacząłem 'pchać' w stronę budynku.
- Zachowujesz się jak dziecko - powiedziałem gdy brunetka znów chciała mi uciec. Zdenerwowany chwyciłem ją po czym podniosłem i bez żadnych ceregieli zaniosłem ją do stajni.
- Przecież ja nigdy nie siedziałam na koniu! - oburzyła się gdy postawiłem ją przed jednym z boksów.
- Oczywiście, że siedziałaś. Nawet ja to wiem - odparłem i po chwili oberwałem w głowę za swoją wypowiedź.
- Nie przy dziecku Tomlinson - upomniała mnie ale wiedziałem, że ma ochotę się roześmiać. - Będę tego żałować, ale dobra dawajcie te patataje. Ale ja chcę najmniejszego.
- Osła? - zapytałem z cwaniackim uśmieszkiem na ustach. Uwielbiałem się z nią droczyć.
- Jeden już stoi obok mnie - odgryzła się i poszła w stronę Conrada mrucząc coś pod nosem.  

 Shelby

Z całych sił starałam się utrzymać równowagę i nie jęczeć za każdym stawianym przeze mnie krokiem. Zabiję Tomlinsona za ten głupi pomysł z końmi. Nie wiem co mu strzeliło do tego pustego łba, ale na prawdę trzeba być głupim aby wpaść aż na tak beznadziejny pomysł.
- Oj coś mi się wydaję Conrad, że następnym razem będziemy musieli iść na Paintball bo Shelby coś źle znosi jazdę konno - Louis zerknął na mnie z ukosa i zaśmiał się pod nosem.
- Jak cię zaraz kopnę to też będziesz, źle coś znosił - odgryzłam się i otwarłam drzwi przepuszczając przodem śmiejącego się z nas chłopczyka.
- Nie tak ostro siostro - spojrzałam zdziwiona na Louisa, a on uśmiechnął się szeroko i przytrzymał dla mnie drzwi.
- Jaka szkoda, ze zabójstwo jest karalne - westchnęłam pod nosem. Po kilku sekundach Louis szedł równo ze mną a po chwili objął mnie ramieniem. Odsunęłam się od niego, a on zaczął się śmiać zwracając tym samym uwagę kilku dzieci biegających po korytarzu.
- Conrad, ja pójdę do pani Barbary powiedzieć, że cię odstawiłam całego i zdrowego, dobrze? - ukucnęłam przed brunetem i uśmiechnęłam się do niego. - To co? Do jutra wojowniku?
- Do jutra Shelby - Conrad objął mnie za szyję i przytulił mocno. - Dziękuję - dodał i pocałował mnie w policzek po czym zaczął iść z Louisem w stronę swojego pokoju.
Wyprostowałam się szczęśliwa i zapukałam w ciemne, drewniane drzwi. Nie czekając na zgodę weszłam do środka cały czas mając uśmiech na ustach.
- Dzień dobry - przywitałam się miło. Pani Barbara podniosła głowę znad biurka jakby wcześniej nie słyszała pukania.
- Dzień dobry Shelby - odpowiedziała i zdjęła okrągłe okulary z nosa. - Jak Conrad? Był grzeczny? Nie narobił ci kłopotów?
- Nie, wszystko w porządku. Louis poszedł odprowadzić go do pokoju, a ja przyszłam zameldować, że odwieźliśmy go, co prawda zmęczonego, ale całego - uśmiechnęłam się.
- To dobrze, dobrze. Przepraszam cię kochanie ale jak widzisz praca wzywa. Będziesz jutro?
- Oczywiście, że będę. Muszę skończyć z z naszym Picasso obrazek. Do widzenia - pani Barbara posłał mi uśmiech, a ja nie chcąc jej dłużej przeszkadzać opuściłam jej gabinet i natknęłam się na czekającego na mnie Louisa.
***
Siedziałam oburzona na kanapie i machałam nogą ignorując różne pytania, które były kierowane w moją stronę Chłopcy starali się ze mną rozmawiać, ale ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. Byłam zdecydowanie i nie odwracalnie zła. Chciałam siedzieć w tej chwili w swoim domciu, na kanapie z pudełkiem lodów, a nie znaleźć się w samym punkcie jakiejś dziczy.
- A ta co? Nadal się nie odzywa? - do salonu wszedł Louis podając swojej dziewczynie kubek z sokiem. Obrzuciłam go tylko wściekły spojrzeniem i znów zaczęłam wpatrywać się w telewizor. Muszę kupić sobie taki mikser. Fajnie by było taki mieć. - Zachowujesz się jak pięcioletnie dziecko.
- Och! Ja się zachowuję jak dziecko?! To ty mnie tutaj zaciągnąłeś! Na dodatek siłą! - może i zachowywałam się jak dziecko, ale nienawidziłam gdy ktoś za mnie decyduję. Przecież to moje życie, a więc to JA powinnam za siebie decydować, a nie ktoś z IQ niższym niż żuka gnojownika.
- Harry chciał się z tobą zobaczyć! To co miałem zrobić? - brunet usiadł obok mnie co równało się z tym, że podniosłam swoje szanowne sześć liter z kanapy.
- Co powinieneś zrobić? Odwieźć mnie do domu tak jak ci mówiłam kretynie!
- On jest moim przyjacielem! Nie mogłem go zawieźć! - Louis również wstał wyrywając się z uścisku swojej dziewczyny, która najwyraźniej próbowała jakoś załagodzić całą tą sytuację.
- A ja?! Ja nie jestem twoją przyjaciółką?! Bo jeżeli tak to właśnie mnie zawiodłeś!
- Nie jesteś moją przyjaciółką!
- Nie?! A kim?!
- Shelby! Jesteś po prostu Shelby!
- Dzięki, że mi powiedziałeś! Już prawie zapomniałam jak się nazywam!
- Nie krzycz na mnie!
- To ty na mnie krzyczysz!
- Oboje krzyczycie! - między nas stanął Liam i najpierw mi posłał wściekłe spojrzenie, a potem Louis'owi.
- Nie wtrącaj się! - ryknęliśmy oboje, a potem znów na siebie spojrzeliśmy.
- Dlaczego ty zawsze musisz być taka trudna?!
- A dlaczego ty zawsze musisz być taki głupi?! - byłam bliska uderzenia go w twarz. Krzesłem. Talerzem. Stolikiem. Czymkolwiek byleby już się zamknął.
- Dobra dość tego - Zayn wstał z fotela i bez żadnych ceregieli chwycił mnie w pasie i podniósł do góry wynosząc na zewnątrz.
Postawił mnie dopiero, gdy któryś z chłopaków zamknął za nami drzwi od balkonu. Odwróciłam się i chciałam wrócić do pomieszczenia aby dokończyć kulturalną rozmowę z Tomlinsonem, ale niestety Malik miał inne plany co do mnie.
- Puść mnie. Muszę mu wpierdolić - zaczęłam się wyrywać, ale wtedy Zayn posadził mnie na schodku i wyciągnął paczkę fajek z kieszeni. - Ale to może poczekać. - Dodałam i wyjęłam jednego papierosa wystawiając rękę po zapalniczkę.
- Masz temperament dziewczyno - odparł chłopak i odpalił swojego papierosa wypuszczając po chwili w górę dym, który dla niektórych był utrapieniem.
- Wkurzył mnie - mruknęłam i również się zaciągnęłam. Gdy zdecydowałam się rzucić palenie obiecałam sobie, że już nigdy do tego nie wrócę. Chyba coś mi nie wyszło.
- Taa nie uszło to mojej uwadze - odpowiedział i uśmiechnął się lekko do mnie. Oblizałam wargi i włożyłam do ust papierosa. - Kogo zabiłaś?
Spojrzałam na niego i zagryzłam dolną wargę. Zayn był inny niż osoby, które poznałam do tej pory. Fakt rozmawiałam z nim tylko kilka razy, ale ten chłopak nie owijał w bawełnę. Jeśli chciał coś wiedzieć, pytał się bez żadnych ogródek czy podchodów.
- Swojego męża - odpowiedziałam i spojrzałam w czarne jak smoła niebo. Tylko gdzieniegdzie było widać małe białe kropeczki powszechnie znane jako gwiazdy.
- Miałaś męża?! - zapytał zdziwiony, a ja tylko wzruszyłam ramionami i pozostawiłam jego pytanie bez odpowiedzi. Nie musiał więcej wiedzieć.
-------------------------------------------------------
Heeeeej :) Mój urlop przeciągnął się o kilka dni, ale chyba mi wybaczycie co nie? Rozdział nie wyszedł tak jak chciałam, ale sądzę, że chyba nie jest tak bardzo źle. Obiecuję, że w następnym dowiecie się trochę o Shelby i w ogóle. Dziękuję wszystkim, którzy czekali, to miłe :P Nie wiem kiedy następny bo mam trochę na głowie i jeszcze dwa inne blogi soooo, postaram się jak najszybciej. Liczę na wasze komentarze. Pa! :*

środa, 1 stycznia 2014

Przepraszam

Hej. Piszę do was ponieważ chcę wam oznajmić, że biorę sobie 2- tygodniowy urlop :) Nie mogę skończyć rozdziału ponieważ jakoś trudno mi to sobie wyobrazić i postanowiłam odczekać trochę i go napisać. Dostanę powera i napiszę takie cudeńko, że mówię wam :D Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazicie i będzie czekać :} Życzę wszystkim SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU.