Starałam się zachowywać normalnie. Oczywiście na tyle normalnie, na ile mogę. Czułam się strasznie niezręcznie z zaistniałą wczorajszego wieczoru sytuacją. Rebecka usłyszała najgorszą część mojej rozmowy z Harrym i jak nie trudno się domyślić wyciągnęła swoje popieprzone wnioski. Starałam się z nią wczoraj porozmawiać. Wytłumaczyć o co chodziło Harry'emu, ale skończyło się to wszystko kłótnią i trzaskaniem drzwi. Kurwa ja nawet nie wiem czy ona na noc wróciła do mieszkania. Właściwie nie wiem już nic.
Dzwoniłam jeszcze wczoraj do mamy i dopytywałam się czy może mama Rebecki mówiła coś na mój temat. Jak się okazało podobno ja nie chcę już się z nią przyjaźnić, a Reb nie wie jak ma walczyć o naszą przyjaźń. No na wszystkie święte sznurówki! Ja nie chcę się z nią przyjaźnić?! Przecież to ona znalazła sobie lepsze towarzystwo i ma mnie w bardzo dalekim poważaniu.
Zmęczona wstałam z łóżka i w piżamie poczłapałam w stronę kuchni nie zamykając za sobą drzwi od sypialni. Nie spałam pół nocy czekając aż może Rebecka wróci, ale nic takiego się nie stało więc wreszcie usnęłam.
Wyciągnęłam z szafki kubek wraz z miseczką. Do pustego kubka nasypałam kawy i dwie łyżeczki cukru po czym wstawiłam wodę na gazówkę. Potem wyciągnęłam zimne mleko z lodówki i wlałam je do miseczki zasypując po chwili czekoladowymi płatkami. Wyciągnęłam jeszcze łyżkę i usiadłam przy wyspie kuchennej wkładając pierwszą porcję swojego śniadania do ust. Skrzywiłam się gdy poczułam nieprzyjemny chłód spowodowany zimnym mlekiem. To tak jakbym ugryzła loda. Nigdy nie lubiłam takiego uczucia chwilowego odrętwienia i porażenia małych nerwów w swoim ciele.
- Woda ci się gotuję - podskoczyłam na czyjś głos tuż przy wejściu. Spojrzałam wystraszona w górę i ujrzałam stojącą Rebeckę z rozmazanym makijażem i rozczochranymi włosami. Miała na sobie te same ubrania co wczoraj.
Wstałam z krzesełka i wyłączyłam gazówkę zalewając sobie kawę gorącą wodą i mieszając ciemną ciecz. Mocna. Kawa wyglądała jak jakaś smoła.
- Gdzie byłaś przez całą noc? - zapytałam gdy postawiłam swój kubek obok miseczki z płatkami. Rebecka również zaczęła przygotowywać sobie śniadanie.
- Jak to gdzie? W łóżku - odpowiedziała mi wymijająco i nawet przez chwilę na mnie nie spojrzała. Miałam ochotę chwycić ją za te głupie kudły i potrząsnąć.
- Och to na pewno, szkoda tylko, że nie w swoim - odparłam i odłożyłam łyżkę na blat. Czułam jak zdenerwowanie rośnie we mnie jeszcze bardziej.
- Nie jestem dzieckiem, a ty nie jesteś moją matką żebym się tobie spowiadała - spojrzałam na nią zdziwiona jej doborem słów jak i tonem.
- Doprawdy? Bo wiesz zachowujesz się właśnie jak dziecko i radzę ci spuścić z tonu bo ja ci nie popuszczę tak jak chłopaki wczoraj - ostrzegłam ją i znów odwróciłam się do niej tyłem.
Mianowicie wczoraj gdy Rebecka zaczęła swoje przedstawienie, zaczęła się na wszystkich drzeć, a gdy chciałam jej coś powiedzieć Louis sprawnie mnie uciszył przyciskając swoją brudną łapę do moich ust. Oni pozwolili aby ich wyzywała i traktowała jak ostatnie gówna, ale ja tak nie zrobię.
- Interesujące Shelby na prawdę. Jestem ciekawa czy gdyby Harry wiedział o twojej pokaźnej przeszłości nadal tak ochoczo rypałby cię na naszej kanapie - wstałam z krzesła i chciałam najzwyczajniej w świecie wyjść stamtąd. Moja wola walki jakoś sobie spierdoliła. - Prawda w oczy kole, co nie? - dodała cicho i wiedziałam, że jest z siebie zadowolona.
- O co ci do chuja malutkiego chodzi?! - krzyknęłam i spojrzałam na nią gniewnie. Ten poranek robi się co raz gorszy.
- O co mi chodzi? Cóż pomyślmy. Ach tak wiem! Pieprzyłaś się z chłopakiem, który mi się podoba! O to mi chodzi - nie wytrzymałam i po prostu... Zaczęłam się śmiać. Najgłośniej jak potrafiłam.
- Czy ty się słyszysz? Po pierwsze zasrana gwiazdeczko: nie pieprzyłam się z nim i wiedziałabyś o tym gdybyś tylko mnie wczoraj posłuchała. A po drugie skoro Harry ci się podoba to po cholerę szlajasz się z tym całym Drake'iem? - nie czekałam na jej odpowiedź bo wiedziałam, że to doprowadzi do jeszcze większej kłótni. Po prostu wyszłam spokojnym krokiem z kuchni kierując się z powrotem do swojego pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi i rzuciłam się na łóżko. Miałam ochotę ryczeć, ale przecież ja nie zrobiłam niczego złego. To wszystko wina Rebecki. Tylko jak jej to delikatnie uświadomić?
Po kilku minutach leżenia twarzą na poduszce zebrałam się w sobie i wstałam wyciągając z szafy ubrania. Z wybranymi rzeczami udałam się do łazienki. Ściągnęłam z siebie piżamę i od razu weszłam do kabiny prysznicowej odkręcając wodę.
Gdy umyłam się dokładnie owinęłam się brązowym ręcznikiem i stając przed lustrem zaczęłam suszyć swoje włosy. Po chwili zaczęłam podśpiewywać sobie jakieś piosenki pod nosem dopóki nie wysuszyłam wszystkich włosów. Potem ubrałam na siebie bieliznę i związałam włosy w wysokiego kucyka. Nie chciało mi się bawić w malowanie dlatego wytuszowałam tylko rzęsy aby powiększyć optycznie oczy, po czym ubrałam się. Ziewając wyszłam z łazienki i podskoczyłam gdy ujrzałam czyjąś wysoką sylwetkę tuż przy mojej komodzie.
- Styles! - krzyknęłam i zatrzasnęłam szufladę z bielizną, którą najwyraźniej zainteresował się chłopak. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Witaj moja piękna pani - Harry pochylił się przede mną i chwycił moją dłoń całując jej zewnętrzną stronę. Wywróciłam oczami i wyrwałam rękę z jego uścisku.
- Co ty tutaj robisz zboczeńcu? - zapytałam i zaczęłam poprawiać swoją rozkopaną pościel. Gdy miałam w ręce jedną z poduszek miałam wielką ochotę przywalić nią Harry'emu.
- Wczoraj byłem dla ciebie Żółwikiem. I jak to co? Przecież mamy dzisiaj naszą gorącą randkę, która będzie trwała cały dzień - Harry oparł się o szafę i założył ręce na klatce piersiowej.
- Styles ja na prawdę nie mam ochoty się dzisiaj z tobą użerać, także idź wywołać atak serca u jakiejś waszej fanki, dobra? - chwyciłam telefon z szafki sprawdzając, która jest godzina. Jęknęłam cicho gdy doszło do mnie to, że zapewne spóźnię się do Domu Dziecka.
- Niestety nie mogę tegoż uczynić ponieważ wszystko jest już załatwione - co raz bardziej podobała mi się wizja przypieprzenia mu poduszką.
- Harry ja mam pracę. Mówiłam ci to wczoraj chyba z milion razy - odparłam i otarłam drzwi pokazując ręką, że ma wyjść.
- Nie prawda. Powiedziałaś to tylko piętnaście razy. Liczyłem - uśmiechnął się do mnie zadowolony ze swojej umiejętności liczenia do dwudziestu. Jęknęłam zirytowana i sama wyszłam z pokoju, słysząc jak on zamyka za sobą drzwi i idzie tuż za mną.
- Jeżeli chcecie się rypać jak króliki w czasie godowym to wynocha z mieszkania - Rebecka minęła nas z zniesmaczoną miną i trzasnęła za sobą drzwiami od swojego pokoju. Otwarłam usta ze zdziwienia i spojrzałam zszokowana na Harry'ego.
- Uczeń przerósł ucznia, co nie? - powiedział i zaśmiał się nadal widząc moją zdezorientowaną minę. - Zamknij buzię Shelby bo ci mucha wleci - dodał i zaczął się znów śmiać.
- Głupi jesteś - uderzyłam go w ramię i zeszłam po schodach na korytarz. Ku mojemu zdziwieniu na dole stało dwóch napakowanych gości.
- To nasi dzisiejsi ochroniarze, biedronko - Harry stanął obok mnie i uśmiechnął się zadowolony widząc moje zmieszanie. - Ej po co tutaj jest ten korytarz, skoro i tak trzeba wyjść z mieszkania i przejść przez następny? - zadał to nurtujące wszystkich pytanie.
- Po pierwsze: nie idziemy na żadną randkę, a po drugie: też zadaję sobie to pytanie.
***
Patrzyłam jak Harry śmieje się z Conradem. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Harry miał niezwykłe podejście do dzieci. Potrafił z nimi rozmawiać i one w pełni go słuchały. Nie dość, że zabrał mi Conrada, to jeszcze inne dzieciaki z wielką chęcią lgnęły w jego stronę zostawiając mnie na chwilę w spokoju.
- Niesamowite co - obok mnie stanęła pani Barbara, która również wpatrywała się w Harry'ego i dzieciaki. Uśmiechnęłam się szeroko widząc jak jedna z dziewczynek wskakuję chłopakowi na kolana, a on obejmuję ją ręką aby nie spadła.
- Harry to dużo dziecko więc bez problemu się z nimi dogaduję - odparłam i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej gdy Harry spojrzał w moją stronę.
- Tak ma bardzo dobre podejście - ciche westchnienie wydobyło się z ust pani Barbary. Spojrzałam na nią zapominając o słodkości Harry'ego i dzieci.
- Czy coś się stało? Wydaję się pani smutna - oparłam się o ścianę i dzielnie wytrzymałam spojrzenie starszej kobiety.
- Dzwonił prawnik rodziców Conrada. Chcą się z nim zobaczyć. Jeszcze dziś - oddech uwiązł mi w gardle. Mój wzrok od razu powędrował w stronę roześmianego chłopca. Nie...
- Ale... Przecież... Oni nie mogą tego zrobić. Jemu nadal jest ciężko normalnie funkcjonować, a gdy ci ludzie... Boże niech mi pani powie, że można im tego jakoś zabronić. Przecież oni nie mogą znów mu namieszać w głowie - mój głos łamał się z każdym następnym słowem. Nie mogłam pojąć jak ci cholerni ludzie, po tym wszystkim co zrobili swojemu dziecku chcąc jeszcze bardziej namieszać w jego krótkim życiu.
- Niestety Shelby nie możemy nic zrobić. Oni nadal są jego rodzicami i przy obecności psychologa mogą się z nim spotkać - jęknęłam i przetarłam twarz dłońmi.
- Powiedziała mu już pani? - zapytałam cicho i miałam nadzieję, że powie 'tak'. Miałam nadzieję, że mimo tego co ma się wydarzyć Conrad nadal się uśmiecha.
- Właśnie mam zamiar to zrobić. Jeszcze nie wiem jak, ale muszę to zrobić - przytuliła mnie delikatnie pocierając moje plecy.
- Ja to zrobię. Powiem mu - powiedziałam cicho i odsunęłam się od niej wzdychając cicho. Dawaj Shelby. Podeszłam niepewnie do całego zbiorowiska i uśmiechnęłam się słysząc jak Conrad upomina Harry'ego co do wyboru kredek.
- Shelby wszystko w porządku? - zapytał brunet i spojrzał na mnie zaniepokojony. Pokiwałam delikatnie głową i odchrząknęłam.
- Conrad chodź na chwilkę - wyciągnęłam rękę w stronę chłopca, a ten chwycił ją ochoczo i odsunął się od Harry'ego idąc odważnie za mną na drugi koniec salonu.
Posadziłam go na fotelu stojącym w rogu i ukucnęłam przed nim. Chwyciłam jego małe rączki i zamknęłam na chwilę oczy.
- Teraz zacznę mówić coś, czego nie chcę i proszę cię nie przerywaj mi dobra? - powiedziałam cicho i spojrzałam na niego. Pokiwał delikatnie głową. - Twoi rodzice chcą się z tobą spotkać i prawdopodobnie zrobią to jeszcze dziś - uśmiech z jego twarzy znikał po woli, a moje serce pękało. Nie chciała mu tego mówić. Wolałam spakować go do jakiejś wielkiej walizki i wywieźć stąd dopóki jego rodzice sobie nie odpuszczą.
- Będziesz tam ze mną? - zapytał cicho i widziałam jak walczy ze swoimi łzami. On nie chciał ich widzieć i to było po prostu oczywiste.
- Chciałabym Conrad. Na prawdę bym chciała, ale nie mogę. Będzie tam z tobą pani Barbara i pani Johanna - odpowiedziałam i nim zdążyłam mrugnąć Conrad objął mnie mocno za szyję i przytulił mocno płacząc. Zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać. Jeżeli zacznę płakać to na pewno mu nie pomogę.
- Ja nie chcę tam iść - wyszeptał i zaniósł się jeszcze większym płaczem. Zagryzłam wargę, ale mimo tego i tak zaczęłam płakać razem z nim.
- Wiem słonko wiem. I uwierz mi gdybym mogła zrobić cokolwiek abyś ich więcej nie oglądał to bym to zrobiła.
***
Patrzyłam jak pani Barbara prowadzi za rękę Conrada do pokoju, w którym czekali na niego rodzice. Podbiegłam do nich i chwyciłam chłopca za drugą rękę na co lekko się do mnie uśmiechnął. Harry stał gdzieś z tyłu i byłam w pełni świadoma, że wpatruję się w całą scenę z jakimś głupkowatym wyrazem twarzy. Pani Barbara otwarła drzwi, a ja wraz z Conradem weszła do środka i rzuciłam gniewne spojrzenie w stronę ludzi, którzy byli potocznie nazywani rodzicami.
- Dasz radę mały - wyszeptałam i przytuliłam do mocno do siebie. Usłyszałam jego cichy śmiech i poczułam się trochę lepiej wiedząc, że nie da się szybko złamać.
- Do jutra Shelby - powiedział i uśmiechnął się do mnie w dołu. Poczochrałam jego włosy i znów spojrzałam na jego rodziców.
- Znam karate i kung-fu. Radzę go nie skrzywdzić bo przyjadę do was w odwiedziny. Czołgiem - powiedziałam i uśmiechnęłam się fałszywie w ich stronę. Puściłam jeszcze oczko do Conrada i wyszłam z pokoju mając nadzieję, że pani Barbara w razie czego posłuży się jakimś moim wierszykiem. Oczywiście wcześniej zasłaniając uszy Conradowi.
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz - Harry objął mnie ramieniem i uśmiechnął pocieszająco w moją stronę. Westchnęłam i pokiwałam głową.
- Wiem po prostu... Nie mogę pojąć jak nie którzy ludzie są nieczuli wobec własnego dziecka - odpowiedziałam i pozwoliłam aby jego ręka obejmowała mnie dopóki nie wsiedliśmy do samochodu.
***
Sama nie wiem jakim cudem, ale Harry'emu jednak udało się wyciągnąć mnie na tą jego randkę. Nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek towarzystwo, ale do niego to najwyraźniej nie docierało.
- No weź Shelby. Uśmiechnij się wreszcie - Harry dźgnął mnie lekko w żebra i wyciągnął do mnie rękę chcąc pomóc mi wejść na łódkę.
Błyskotliwym pomysłem Harry'ego było to, że wynajął jakąś łódkę, i stwierdził, że popływamy sobie nocą po Tamizie. Zaimponował mi tym. Nie wynajął jakiegoś jachtu czy czegoś. To była prosta łódką z daszkiem, który zakrywał kierownice i te wszystkie inne guziczki, których raczej nie powinnam dotykać.
- Chcę do domu - powiedziałam gdy usiadłam obok niego pod daszkiem. Styles zaśmiał się z mojej naburmuszonej miny i przekręcił kluczyk w stacyjce. - Ty umiesz tym jeździć?
- Zaraz się przekonamy - mruknął i ruszył, a ja chwyciłam się jakiejś metalowej rury aby w razie jakiegoś zderzenia nie wylecieć nie wiadomo gdzie.
- Jakbyś przeżył, a ja nie to możesz wziąć moje rzeczy! - krzyknęłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko.
Wyłączyłem silnik i również przysiadłem na lufie tuż obok zrelaksowanej brunetki. Widać było po niej, że podoba jej się to gdzie teraz była. Zarzekała się, że nie chce iść ze mną na randkę, że chce wrócić do domu, ale w tej chwili byłem pewny tego, że chciała tutaj ze mną być.
- Myślisz, że jest tutaj głęboko? - zapytała i spojrzała na mnie z tym swoim błyskiem w oku. Louis opowiadał nam, że jej oczy zawsze się świecą gdy ma dobry humor.
O dziwo to właśnie z Lou jak na razie ma najlepsze stosunki mimo tego, że na początku swojej znajomości kłócili się za każdym razem gdy się widzieli.
- Shelby jesteśmy na środku rzeki. Oczywiście, że jest tutaj głęboko - powiedziałem i zaśmiałem się z jej zszokowanej miny.
- To ty wiesz jak to się nazywa? - zaczęła się ze mną droczyć i na prawdę podobało mi się to, że ma takie lekkie podejście do życia i do ludzi.
- Jestem mądrzejszy niż myślisz - odpowiedziałem i szturchnąłem ją lekko ramieniem przez co zaczęła się śmiać.
- Wiesz, że mogłabym się teraz kłócić? - spojrzała na mnie z boku i puściła oczko. - Ale nie chce mi się dlatego nic nie powiem - dodała i znów zaczęła wpatrywać się w lekko falującą wodę.
- Wiesz na co mam ochotę? - zapytałem po kilku minutach ciszy między nami. Nie była ona krępująca czy coś, tylko, że ja lubię mówić.
- Na mnie? - poruszała zabawnie brwiami.
Zacząłem wpatrywać się w jej oczy, które były niemal czarne przez ciemność, nas otaczającą. Włosy falowały w okół jej twarzy, a uta były wykrzywione w uśmiechu. Piękna...
- Też... - wyszeptałem i zbliżyłem się do niej lekko. Czułem na twarzy jej przyspieszony oddech. - Mam ochotę cię pocałować - dodałem i oblizałem usta.
- Potrafisz pływać? - zapytała cicho i skupiła swój wzrok na moich ustach. Pokiwałem delikatnie głową i podniosłem się kucając przed nią. - To dobrze - dodała normalnym tonem głosu i popchnęła mnie do tyłu. Straciłem równowagę i z krzykiem poleciałem do tyłu. Wprost do wody. Dodam, że zimnej wody.
Przez chwilę znajdowałem się pod powierzchnią, ale nawet tutaj słyszałem jej stłumiony śmiech. Wynurzyłem się i zacząłem kaszleć chcąc pozbyć się cieczy ze swoich płuc.
- I czego rżysz! - krzyknąłem i podpłynąłem do łódki wyciągając rękę w stronę Shelby. - No dalej tyłek mi marznie - powiedziałem, a ona starając się uspokoić wyciągnęła w moją stronę rękę.
Jakimś cudem wciągnęła mnie na pokład i znów zaczęła się śmiać.
- Krzyczałeś jak baba - wydusiła z siebie i westchnęła ocierając łzy z kącików oczu. - I właśnie tak się kończą próby całowania mnie.
- Cóż podoba mi się takie zakończenie - powiedziałem i szybko przyciągnąłem ją do swojego mokrego ciała. Shelby położyła mi ręce na klatce piersiowe i starała się mnie odepchnąć.
- Styles kutasie jesteś mokry! - krzyknęła i skrzywiła się gdy potrząsnąłem głową ochlapując ją osobnymi kropelkami wody.
- Ty też jesteś mokra - odpowiedziałem i najwyraźniej dziewczyna musiała załapać moją aluzję ponieważ uderzyła mnie lekko w ramie i zaśmiała się cicho.
- Puścisz mnie? - zapytała już spokojnie i przygryzła swoją dolną wargę.
- Za chwilę - wyszeptałem z ustami tuż przy jej wargach. Dajesz królu.
-----------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że ta długo. Nie wiem kiedy następny!
7 = komentarzy
Tak wiem, skopałam ten rozdział.
- Niesamowite co - obok mnie stanęła pani Barbara, która również wpatrywała się w Harry'ego i dzieciaki. Uśmiechnęłam się szeroko widząc jak jedna z dziewczynek wskakuję chłopakowi na kolana, a on obejmuję ją ręką aby nie spadła.
- Harry to dużo dziecko więc bez problemu się z nimi dogaduję - odparłam i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej gdy Harry spojrzał w moją stronę.
- Tak ma bardzo dobre podejście - ciche westchnienie wydobyło się z ust pani Barbary. Spojrzałam na nią zapominając o słodkości Harry'ego i dzieci.
- Czy coś się stało? Wydaję się pani smutna - oparłam się o ścianę i dzielnie wytrzymałam spojrzenie starszej kobiety.
- Dzwonił prawnik rodziców Conrada. Chcą się z nim zobaczyć. Jeszcze dziś - oddech uwiązł mi w gardle. Mój wzrok od razu powędrował w stronę roześmianego chłopca. Nie...
- Ale... Przecież... Oni nie mogą tego zrobić. Jemu nadal jest ciężko normalnie funkcjonować, a gdy ci ludzie... Boże niech mi pani powie, że można im tego jakoś zabronić. Przecież oni nie mogą znów mu namieszać w głowie - mój głos łamał się z każdym następnym słowem. Nie mogłam pojąć jak ci cholerni ludzie, po tym wszystkim co zrobili swojemu dziecku chcąc jeszcze bardziej namieszać w jego krótkim życiu.
- Niestety Shelby nie możemy nic zrobić. Oni nadal są jego rodzicami i przy obecności psychologa mogą się z nim spotkać - jęknęłam i przetarłam twarz dłońmi.
- Powiedziała mu już pani? - zapytałam cicho i miałam nadzieję, że powie 'tak'. Miałam nadzieję, że mimo tego co ma się wydarzyć Conrad nadal się uśmiecha.
- Właśnie mam zamiar to zrobić. Jeszcze nie wiem jak, ale muszę to zrobić - przytuliła mnie delikatnie pocierając moje plecy.
- Ja to zrobię. Powiem mu - powiedziałam cicho i odsunęłam się od niej wzdychając cicho. Dawaj Shelby. Podeszłam niepewnie do całego zbiorowiska i uśmiechnęłam się słysząc jak Conrad upomina Harry'ego co do wyboru kredek.
- Shelby wszystko w porządku? - zapytał brunet i spojrzał na mnie zaniepokojony. Pokiwałam delikatnie głową i odchrząknęłam.
- Conrad chodź na chwilkę - wyciągnęłam rękę w stronę chłopca, a ten chwycił ją ochoczo i odsunął się od Harry'ego idąc odważnie za mną na drugi koniec salonu.
Posadziłam go na fotelu stojącym w rogu i ukucnęłam przed nim. Chwyciłam jego małe rączki i zamknęłam na chwilę oczy.
- Teraz zacznę mówić coś, czego nie chcę i proszę cię nie przerywaj mi dobra? - powiedziałam cicho i spojrzałam na niego. Pokiwał delikatnie głową. - Twoi rodzice chcą się z tobą spotkać i prawdopodobnie zrobią to jeszcze dziś - uśmiech z jego twarzy znikał po woli, a moje serce pękało. Nie chciała mu tego mówić. Wolałam spakować go do jakiejś wielkiej walizki i wywieźć stąd dopóki jego rodzice sobie nie odpuszczą.
- Będziesz tam ze mną? - zapytał cicho i widziałam jak walczy ze swoimi łzami. On nie chciał ich widzieć i to było po prostu oczywiste.
- Chciałabym Conrad. Na prawdę bym chciała, ale nie mogę. Będzie tam z tobą pani Barbara i pani Johanna - odpowiedziałam i nim zdążyłam mrugnąć Conrad objął mnie mocno za szyję i przytulił mocno płacząc. Zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać. Jeżeli zacznę płakać to na pewno mu nie pomogę.
- Ja nie chcę tam iść - wyszeptał i zaniósł się jeszcze większym płaczem. Zagryzłam wargę, ale mimo tego i tak zaczęłam płakać razem z nim.
- Wiem słonko wiem. I uwierz mi gdybym mogła zrobić cokolwiek abyś ich więcej nie oglądał to bym to zrobiła.
***
Patrzyłam jak pani Barbara prowadzi za rękę Conrada do pokoju, w którym czekali na niego rodzice. Podbiegłam do nich i chwyciłam chłopca za drugą rękę na co lekko się do mnie uśmiechnął. Harry stał gdzieś z tyłu i byłam w pełni świadoma, że wpatruję się w całą scenę z jakimś głupkowatym wyrazem twarzy. Pani Barbara otwarła drzwi, a ja wraz z Conradem weszła do środka i rzuciłam gniewne spojrzenie w stronę ludzi, którzy byli potocznie nazywani rodzicami.
- Dasz radę mały - wyszeptałam i przytuliłam do mocno do siebie. Usłyszałam jego cichy śmiech i poczułam się trochę lepiej wiedząc, że nie da się szybko złamać.
- Do jutra Shelby - powiedział i uśmiechnął się do mnie w dołu. Poczochrałam jego włosy i znów spojrzałam na jego rodziców.
- Znam karate i kung-fu. Radzę go nie skrzywdzić bo przyjadę do was w odwiedziny. Czołgiem - powiedziałam i uśmiechnęłam się fałszywie w ich stronę. Puściłam jeszcze oczko do Conrada i wyszłam z pokoju mając nadzieję, że pani Barbara w razie czego posłuży się jakimś moim wierszykiem. Oczywiście wcześniej zasłaniając uszy Conradowi.
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz - Harry objął mnie ramieniem i uśmiechnął pocieszająco w moją stronę. Westchnęłam i pokiwałam głową.
- Wiem po prostu... Nie mogę pojąć jak nie którzy ludzie są nieczuli wobec własnego dziecka - odpowiedziałam i pozwoliłam aby jego ręka obejmowała mnie dopóki nie wsiedliśmy do samochodu.
***
Sama nie wiem jakim cudem, ale Harry'emu jednak udało się wyciągnąć mnie na tą jego randkę. Nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek towarzystwo, ale do niego to najwyraźniej nie docierało.
- No weź Shelby. Uśmiechnij się wreszcie - Harry dźgnął mnie lekko w żebra i wyciągnął do mnie rękę chcąc pomóc mi wejść na łódkę.
Błyskotliwym pomysłem Harry'ego było to, że wynajął jakąś łódkę, i stwierdził, że popływamy sobie nocą po Tamizie. Zaimponował mi tym. Nie wynajął jakiegoś jachtu czy czegoś. To była prosta łódką z daszkiem, który zakrywał kierownice i te wszystkie inne guziczki, których raczej nie powinnam dotykać.
- Chcę do domu - powiedziałam gdy usiadłam obok niego pod daszkiem. Styles zaśmiał się z mojej naburmuszonej miny i przekręcił kluczyk w stacyjce. - Ty umiesz tym jeździć?
- Zaraz się przekonamy - mruknął i ruszył, a ja chwyciłam się jakiejś metalowej rury aby w razie jakiegoś zderzenia nie wylecieć nie wiadomo gdzie.
- Jakbyś przeżył, a ja nie to możesz wziąć moje rzeczy! - krzyknęłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko.
Perspektywa Harry'ego
Patrzyłem jak Shelby ostrożnie siada na lufie i podciąga kolana do klatki piersiowej. Ściągnęła gumkę z włosów i pozwoliła aby te zaczęły latać na wszystkie strony. Wyglądała tak spokojnie. Niczym bogini.Wyłączyłem silnik i również przysiadłem na lufie tuż obok zrelaksowanej brunetki. Widać było po niej, że podoba jej się to gdzie teraz była. Zarzekała się, że nie chce iść ze mną na randkę, że chce wrócić do domu, ale w tej chwili byłem pewny tego, że chciała tutaj ze mną być.
- Myślisz, że jest tutaj głęboko? - zapytała i spojrzała na mnie z tym swoim błyskiem w oku. Louis opowiadał nam, że jej oczy zawsze się świecą gdy ma dobry humor.
O dziwo to właśnie z Lou jak na razie ma najlepsze stosunki mimo tego, że na początku swojej znajomości kłócili się za każdym razem gdy się widzieli.
- Shelby jesteśmy na środku rzeki. Oczywiście, że jest tutaj głęboko - powiedziałem i zaśmiałem się z jej zszokowanej miny.
- To ty wiesz jak to się nazywa? - zaczęła się ze mną droczyć i na prawdę podobało mi się to, że ma takie lekkie podejście do życia i do ludzi.
- Jestem mądrzejszy niż myślisz - odpowiedziałem i szturchnąłem ją lekko ramieniem przez co zaczęła się śmiać.
- Wiesz, że mogłabym się teraz kłócić? - spojrzała na mnie z boku i puściła oczko. - Ale nie chce mi się dlatego nic nie powiem - dodała i znów zaczęła wpatrywać się w lekko falującą wodę.
- Wiesz na co mam ochotę? - zapytałem po kilku minutach ciszy między nami. Nie była ona krępująca czy coś, tylko, że ja lubię mówić.
- Na mnie? - poruszała zabawnie brwiami.
Zacząłem wpatrywać się w jej oczy, które były niemal czarne przez ciemność, nas otaczającą. Włosy falowały w okół jej twarzy, a uta były wykrzywione w uśmiechu. Piękna...
- Też... - wyszeptałem i zbliżyłem się do niej lekko. Czułem na twarzy jej przyspieszony oddech. - Mam ochotę cię pocałować - dodałem i oblizałem usta.
- Potrafisz pływać? - zapytała cicho i skupiła swój wzrok na moich ustach. Pokiwałem delikatnie głową i podniosłem się kucając przed nią. - To dobrze - dodała normalnym tonem głosu i popchnęła mnie do tyłu. Straciłem równowagę i z krzykiem poleciałem do tyłu. Wprost do wody. Dodam, że zimnej wody.
Przez chwilę znajdowałem się pod powierzchnią, ale nawet tutaj słyszałem jej stłumiony śmiech. Wynurzyłem się i zacząłem kaszleć chcąc pozbyć się cieczy ze swoich płuc.
- I czego rżysz! - krzyknąłem i podpłynąłem do łódki wyciągając rękę w stronę Shelby. - No dalej tyłek mi marznie - powiedziałem, a ona starając się uspokoić wyciągnęła w moją stronę rękę.
Jakimś cudem wciągnęła mnie na pokład i znów zaczęła się śmiać.
- Krzyczałeś jak baba - wydusiła z siebie i westchnęła ocierając łzy z kącików oczu. - I właśnie tak się kończą próby całowania mnie.
- Cóż podoba mi się takie zakończenie - powiedziałem i szybko przyciągnąłem ją do swojego mokrego ciała. Shelby położyła mi ręce na klatce piersiowe i starała się mnie odepchnąć.
- Styles kutasie jesteś mokry! - krzyknęła i skrzywiła się gdy potrząsnąłem głową ochlapując ją osobnymi kropelkami wody.
- Ty też jesteś mokra - odpowiedziałem i najwyraźniej dziewczyna musiała załapać moją aluzję ponieważ uderzyła mnie lekko w ramie i zaśmiała się cicho.
- Puścisz mnie? - zapytała już spokojnie i przygryzła swoją dolną wargę.
- Za chwilę - wyszeptałem z ustami tuż przy jej wargach. Dajesz królu.
-----------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że ta długo. Nie wiem kiedy następny!
7 = komentarzy
Tak wiem, skopałam ten rozdział.