- Rebecka im powiedziała - wyszeptałam i zaniosłam się jeszcze większym
płaczem - powiedziała, że go zabiłam - dodałam i spojrzałam mu w oczy.
Był zdziwiony tak samo jak reszta.
Starałam się uśmiechać do każdej podchodzącej do mnie osoby. Oczywiście nie wychodziło mi to za dobrze, albo po prostu nie starałam się tak bardzo jak powinnam. No ale szczerze: Czy wam chciałoby się uśmiechać do kogoś kto podchodzi do ciebie z łaską wypisaną na twarzy? No właśnie. Zapewne gdyby ktoś nie rozpuścił plotki, że w kiermaszu pomaga mi sam Louis Tomlinson połowa tych dziewczyn siedziałaby teraz w domu albo w centrum handlowym. Oczywiście mam pewne małe podejrzenia co do tego kto rozpuścił tą plotkę ale nie mam zamiaru wszczynać następnej bezsensownej kłótni.
- Shelby pójdziesz ze mną po kubki? - obok mnie pojawił się Conrad z uśmiechem na twarzy. Pokiwałam głową i odłożyłam kotyliony na stolik po czym razem z chłopcem ruszyłam w stronę wejścia do Domu Dziecka. Po wejściu do budynku uderzył we mnie chłód z korytarza przez co poczułam lekki dyskomfort.
- Idź po te kubki poczekam na ciebie - wymusiłam uśmiech i usiadłam na krześle aby po chwili schować twarz w dłoniach. Miałam serdecznie dość. Kiermasz zaczął się nie całą godzinę teamu, a ja już pragnę aby to wszystko się skończyło, pragnę położyć się w łóżku i gapić się tępo w sufit tylko po to aby rozdrapywać stare rany.
Z nadzieją chwyciłam stojącą na stoliku lampę i rzuciłam nią najmocniej jak potrafiłam.
Wyprostowałam się gwałtownie z szeroko otwartymi oczami.
Wbiłam nóż i szybko odsunęłam rękę. Bałam się.
- Shelby? - podskoczyłam na krześle słysząc zatroskany głos Louisa. Spojrzałam na niego zdezorientowana. - Wszystko w porządku?
- Tak - odpowiedziałam i przeczesałam palcami włosy. Odetchnęłam głęboko i starałam się uśmiechnąć tak aby choć trochę wyglądało to naturalnie.
- Wiesz, że mnie nie okłamiesz prawda?
- Wiesz, że zawsze mogę spróbować prawda? - Louis uśmiechnął się lekko i usiadł obok mnie wzdychając.
- Nudno mi tutaj tak trochę - stwierdził chłopak spoglądając na mnie z boku. Również na niego spojrzałam w ten sam sposób przez co razem się uśmiechnęliśmy.
- Nie musisz tutaj siedzieć możesz jechać do domu - odpowiedziałam i oparłam się o oparcie.- Albo wyjść na zewnątrz i poudawać entuzjazm na widok napalonych fanek. - wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego sądzisz, że udaję entuzjazm na ich widok? - już miałam mu odpowiedzieć gdy rozległ się huk. Poderwałam się na równe nogi i rozejrzałam zdziwiona.
- Conrad! - krzyknęłam przerażona gdy dotarło do mnie to, że chłopczyk sam poszedł poszukać te cholerne kubki.
Zaczęłam biec w stronę gabinetu, w którym miał znajdować się chłopczyk. Wbiegłam do środka i zobaczyłam leżące na ziemi kubki, oraz jakieś teczki z których powylatywały papiery.
- Ups? - chłopczyk wstał z podłogi i podrapał się po główce patrząc raz na mnie, a raz na bałagan, jaki powstał.
- Ups? Ups?! Jezu dziecko co ty wyprawiasz?! Nie mogłeś choć trochę uważać?! - nie mam pojęcia dlaczego zaczęłam krzyczeć. Nie mam pojęcia co się ze mną działo.
- Przepraszam... - szepnął i spojrzał na mnie załzawionymi oczami.
- Przepraszam?! Mogłeś sobie coś zrobić! Mogłeś narazić nas wszystkich na kłopoty, przez to, że cię nie pilnujemy!
- Shelby! - Louis położył mi dłoń na ramieniu. - Przestań przecież nie zrobił tego specjalnie. - już chciałam się odezwać ale gdy Tommo skinął głową w stronę chłopczyk spojrzałam na niego i zamarłam.
Conrad stał ze spuszczoną główką i płakał cicho co chwilę powstrzymując się od szlochu.
- O Boże przepraszam Conrad - powiedziałam po czym ukucnęłam i mocno przytuliłam chłopca. - Przepraszam, przepraszam. Nie chciałam na ciebie nakrzyczeć, wiesz o tym prawda?
- To dlaczego to zrobiłaś? - zapytał cichutko i objął swoimi małymi rączkami moją szyję szukając u mnie poczucia bezpieczeństwa. Wiedziałam, że tego potrzebował. Wiedziałam, przez co przeszedł i dlaczego tutaj trafił.
- Wystraszyłam się wiesz? - odsunęłam go lekko od siebie i otarłam jego policzki z łez. - My dorośli już tak mamy wiesz? Jeżeli na kimś nam zależy to się o niego martwimy i nawet jeżeli nie chcemy to nie raz krzyczymy ale to wcale nie musi oznaczać, że jesteśmy źli - wytłumaczyłam mu i uśmiechnęłam się lekko.
- Nie będziesz już na mnie krzyczeć?
- Nie będę obiecuję - wstałam i zaczesałam dłonią włosy do tyłu - Nic ci się nie stało?
- Nie wszystko dobrze - Conrad posłał mi swój cudny, niewinny uśmiech i podszedł do Louisa, który zaczął sprzątać bałagan. Ukucnęłam na przeciwko niego i zaczęłam składać wszystkie papiery. Gdy poczułam wzrok chłopaka na sobie uniosłam lekko głowę i spojrzałam w jego oczy. 'Wszystko ok?' - zapytał bezgłośnie, a ja pokiwała głową i uśmiechnęłam się minimalnie.
***
- Nuuuudzi mi się - jęknął Louis. Siedziałam z nim i Conradem na korytarzu chcąc uniknąć spojrzeń tych wszystkich osób. Wiele dziewczyn widziało mnie wczoraj gdy szłam do chłopaków i teraz zaczęły wymyślać jakieś plotki o moim romansie z którymś z chłopców.
- To rób to co Conrad - odpowiedziałam i wskazałam głową biegającego w kółko dziesięcioletniego chłopca. Mina Louisa mówiła sama za siebie, że poważnie zaczął rozważać taki pomysł.
- Taaa może innymi razem - uśmiechnęłam się słysząc jego głos. - A może byśmy się gdzieś przeszli? Ty, ja i Conrad?
- Z chęcią ale jest kilka przeszkód. Po pierwsze ty. Wszyscy cię rozpoznają i nie będziemy mieli spokoju. Po drugie Conrad. Nie wiem czy pani Barbara pozwoli mu wyjść o tej porze. Po trzecie ja. Kiermasz jeszcze się nie skończył, a ja jestem jego główną organizatorką i wypadałoby abym kiedyś się tam pojawiła.
- Przesadzasz. Po pierwsze. Zawsze mogę się przebrać tak, że mnie nie rozpoznają. Po drugie. Conrad może zostać u mnie na noc jeżeli będzie taka potrzeba. Po trzecie. Pojawiłaś się tam kilka razy i pani Barbara na pewno pozwoli ci iść.- Louis sprawnie obalił moje wszystkie argumenty.
- Na prawdę?
- Co na prawdę?
- Na prawdę wziąłbyś Conrada na noc do siebie? - zapytałam i spojrzałam na niego. Jego twarz była całkiem poważna.
- No, a dlaczego by nie? Bardzo go polubiłem i wydaję mi się, że z wzajemnością - Tomlinson wzruszył ramionami uśmiechając się od ucha do ucha.
Dobra chyba zaczynam zmieniać zdanie co do niektórych poznanych mi ludzi. Gdybym to ja była na miejscu Louisa nie wiem jakbym postąpiła. Czy naraziłabym swoją sławę i dobre imię aby wziąć na noc do domu dziecko z Domu Dziecka? Nie wiem na prawdę nie wiem.
- Porozmawiam z panią Barbarą czy możemy zabrać go na spacer i czy może u mnie nocować. Nie chcę zostawiać go na pastwę pięciu niewyżytych samców - zaśmiałam się z miny bruneta i wstałam z krzesła aby wyjść z budynku.
Odszukałam wzrokiem starszą panią i zaczęłam iść w jej kierunku starając się zignorować wścibskie spojrzenia i szepty, które wcale nie były takie ciche.
Rozmowa z panią Barbarą polegała na moich prośbach, błaganych spojrzeniach oraz robieniu smutnych minek. Po jakiś pięciu minutach staruszka dała się ubłagać abyśmy zabrali Conrada ale mam odwieźć go jutro przed siedemnastą.
Zadowolona i bardzo szczęśliwa pobiegłam z powrotem do budynku gdzie na korytarzu miałam zobaczyć Louisa wraz z Conradem ale ich nie było. Zmarszczyłam czoło i lekko zaniepokojona skierowałam się w stronę pokoju chłopca.
Drzwi od sypialni były uchylone przez co mogłam zobaczyć co dzieje się w środka i słyszeć o czym rozmawiają chłopcy. Oparłam się o framugę i przypatrywałam jak Louis umiejętnie pokazuję Conradowi jak powinien składać bluzki. Najbardziej jednak zdziwił mnie fakt, że obok nich leżała torba, do której wkładali zabawki oraz kilka rzeczy na przebranie.
- Wujku?
- Tak?
- A czy ty kochasz ciocię Shelby? - moje oczy powiększyły się dwa razy gdy usłyszałam pytanie chłopca. Louis najwyraźniej również się zdziwił i lekko zmieszał gdyż zwlekła z odpowiedzią.
- Conrad ja i Shelby nie jesteśmy... Parą. Jesteśmy tylko znajomymi - głos bruneta był niepewny i mimo tego, że doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ma rację lekko zabolały mnie jego słowa.
- Ale to nie znaczy, że nie możesz jej kochać, prawda?
- Prawda. Może kiedyś pokocham ją tak samo jak moje siostry. Ale wiesz ona jest dość... Trudna i wredna - Wcale nie!
- Wiem - chłopiec zachichotał pod nosem. - Ale jest bardzo fajna - dodał po chwili, przez co zrobiło mi się cieplej na sercu.
To wspaniałe uczucie, gdy taka mała istotka, która wiele przeszła w swoim krótkim życiu obdarza się zaufaniem i czymś szczególnym.
- A wy co tu robicie? - weszłam do pokoju z uśmiechem na twarzy i od razu rzuciłam się na Louisa przygważdżając go swoim ciężarem do ziemi wywołując tym samym wesoły śmiech Conrada.
***
Zrezygnowaliśmy ze spaceru bojąc się, że jednak ktoś rozpozna Louisa i narazimy tym samym na problemy małego chłopca, który skakał wesoło obok nas śmiejąc się co chwilę. Zamiast włóczenia się po mieście wybraliśmy ogór chłopaków. Tutaj mogliśmy posiedzieć w spokoju odgrodzeni od świata wysokimi drzewami.
- Shalby, mogę zadać ci takie trochę osobiste pytanie? - spojrzałam na bruneta i z westchnieniem opuściłam nogi z poręczy ławki.
- Jeżeli chcesz zapytać o to kogo zabiłam, dlaczego jak, i kiedy to nie fatyguj się bo i tak ci nie odpowiem - Louis spuścił głowę i miałam wrażenie, że lekko się rumieni. - Zostałam uniewinniona. Działałam w obronie własnej. Tyle powinno ci starczyć.
- Przepraszam nie chciałem naciskać czy coś po prostu...
- Po prostu się bałeś - uśmiechnęłam się lekko i spuściłam wzrok. - To zrozumiałe. W końcu nie codziennie przychodzi do ciebie walnięta na umyśle dziewczyna i mówi, że kogoś zabiła.
- Nie o to chodzi. Wiedziałem, że nic mi nie zrobisz. Po prostu chciałem się czegoś o tobie dowiedzieć - kopnęłam lekko Louisa chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Gdy jego wzrok znalazł mój uśmiechnęłam się lekko do niego chcąc pokazać, że nie musi się o mnie martwić.
- Ciociu! On oszukuję! - spojrzałam w stronę Conrada, który miał grać z Harrym i Niall'em w piłkę.
- Nie prawda! Tylko trochę naginam zasady! - odkrzyknął Harry i podniósł chłopczyka przerzucając go sobie przez ramię. Styles zaczął biegać z nim po ogrodzie wywołując radosny śmiech u małego chłopca.
- Ty wiesz dlaczego on trafił do Domu Dziecka, prawda? - nie odwróciłam wzroku od bawiących się chłopców mimo zadanego pytania przez Louisa.
- Wiem, ale nie licz, że coś ci powiem - to przez co przeszedł ten mały chłopczyk nadal nie mieściło mi się w głowie. Nadal nie mogłam zrozumieć jak jego rodzice mogli tak go traktować. Przecież to oni go 'stworzyli' powinni go kochać, szanować dbać o niego.
- Jesteś wredna wiesz? - zaczęłam się śmiać z tonu jego głosu.
- Wiem. Ale jestem bardzo fajna - przygryzłam dolną wargę starając się znów nie śmiać.
- Podsłuchiwałaś! - krzyknął rozbawiony brunet po czym wstał z ławki i stanął na przeciwko mnie.
- Nie to wy po prostu za głośno rozmawialiście - odpowiedziałam i położyłam nogi na drewnie rozciągając się przy tym. - Suń dupsko Tomlinson słońce mi zasłaniasz.
***
- Conrad wolisz niebieską czy zieloną pościel?! - krzyknęłam trzymając w rękach dwie różne poszewki zastanawiając się, którą ubrać.
- Shelby bo ja mam do ciebie prośbę - do pokoju wszedł zawstydzony Conrad trzymając w rączkach rąbek swojej koszulki. - Czy mógłbym spać z tobą?
- Oczywiście, że byś mógł ale coś się stało? Nie podoba ci się pokój? - ukucnęłam przed chłopce łapiąc go za rączki.
- Nie pokój jest ładny ale ja boję się sam spać. W Domu Dziecka śpię ze swoim pluszakiem, ale gdy wujek Louis pomagał mi się pakować głupio było mi go ze sobą zabrać - wytłumaczył mi i spojrzał na mnie swoimi dużymi, niewinnymi zielonymi oczyma.
- Oj Conrad, Conrad co ja z tobą mam heh? Po pierwsze: nawet dobrze, że będziemy razem spać przynajmniej nie muszę nawlekać ci pościeli. A po drugie: Louis też śpi z misiem gdy jego dziewczyny nie ma w pobliżu więc nie musisz się niczego wstydzić.
- Dziękuję. Jesteś najlepszą ciocią na świecie - mały przytulił mnie mocno zaplatając swoje rączki w okół mojej szyi.
- Miło mi i w ogóle ale muszę odebrać więc fajnie by było gdybyś mnie puścił - chłopczyk zachichotał pod nosem ale posłusznie odsunął się ode mnie.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i ze zmarszczonym czołem po odblokowaniu urządzenia przyłożyłam je do ucha.
- Cześć mamo. Coś się stało? - wstałam na równe nogi i wyszłam z pokoju podążając za Conradem w stronę salonu.
- A czy musi się coś stać abym do ciebie zadzwoniła?
- Tak? Nie! Znaczy nie - poprawiłam się szybko i skrzywiłam lekko szykując się na kazanie ze strony mamy.
- Oj Shleby, Shelby. Chciałam się tylko dowiedzieć kiedy lądujecie.
- Kiedy co?
- Lądujecie. Mama Rebecki mówiła, że przyjeżdżacie dziś do nas - zmarszczyłam brwi rozglądając się w około.
- Eee mamo ja jestem w Londynie i nawet nie wiedziałam, że Rebecka jedzie do domu - powiedziałam lekko zdziwiona. - No ale nie wiem nic pewnie dlatego, że prawie nie ma mnie w domu - wzruszyłam ramionami choć doskonale wiedziałam, że ona tego nie widzi.
- Nie za dużo czasem pracujesz skarbie? Musisz pamiętać, że nawet praca w takim miejscu jak Dom Dziecka jest męcząca.
- Wiem mamuś. Oszczędzam się na prawdę. Chętnie bym z tobą jeszcze porozmawiała ale mam dziś gościa i muszę dać mu coś zdrowego do jedzenia. Zadzwonię do ciebie jutro, dobrze?
- Dobrze, dobrze. Kochamy się Shelby.
- Taa ja was też. Pa! - rozłączyłam się i rzuciłam telefon na stolik siadając na kanapie obok Conrada.
- A więc mam dać ci coś zdrowego do jedzenia - popukałam się palcem w podbródek. - Wolisz pizzę z oliwkami czy szpinakiem?
- Miałaś dać mi coś zdrowego! - Conrad zaczął się śmiać, a ja poczułam, że chcę słyszeć ten głos już zawsze.
- No przecież będą tam warzywa! - również się zaśmiałam i zaczęłam łaskotać chłopca ciesząc się jego szczęściem i chwilową beztroską.
-----------------------------------------------------------------------------
Ups? Rozdział miałam dodać już dawno temu ale miałam próbne testy i nie miałam na to czasu :/ mam nadzieję, że wam się spodoba i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza. PRZEPRASZAM za błędy ale nie chce mi się tego teraz sprawdzać. :) Liczę na was nie zawiedźcie mnie!
A i jak zwiastun? Podoba się?
Dobra chyba zaczynam zmieniać zdanie co do niektórych poznanych mi ludzi. Gdybym to ja była na miejscu Louisa nie wiem jakbym postąpiła. Czy naraziłabym swoją sławę i dobre imię aby wziąć na noc do domu dziecko z Domu Dziecka? Nie wiem na prawdę nie wiem.
- Porozmawiam z panią Barbarą czy możemy zabrać go na spacer i czy może u mnie nocować. Nie chcę zostawiać go na pastwę pięciu niewyżytych samców - zaśmiałam się z miny bruneta i wstałam z krzesła aby wyjść z budynku.
Odszukałam wzrokiem starszą panią i zaczęłam iść w jej kierunku starając się zignorować wścibskie spojrzenia i szepty, które wcale nie były takie ciche.
Rozmowa z panią Barbarą polegała na moich prośbach, błaganych spojrzeniach oraz robieniu smutnych minek. Po jakiś pięciu minutach staruszka dała się ubłagać abyśmy zabrali Conrada ale mam odwieźć go jutro przed siedemnastą.
Zadowolona i bardzo szczęśliwa pobiegłam z powrotem do budynku gdzie na korytarzu miałam zobaczyć Louisa wraz z Conradem ale ich nie było. Zmarszczyłam czoło i lekko zaniepokojona skierowałam się w stronę pokoju chłopca.
Drzwi od sypialni były uchylone przez co mogłam zobaczyć co dzieje się w środka i słyszeć o czym rozmawiają chłopcy. Oparłam się o framugę i przypatrywałam jak Louis umiejętnie pokazuję Conradowi jak powinien składać bluzki. Najbardziej jednak zdziwił mnie fakt, że obok nich leżała torba, do której wkładali zabawki oraz kilka rzeczy na przebranie.
- Wujku?
- Tak?
- A czy ty kochasz ciocię Shelby? - moje oczy powiększyły się dwa razy gdy usłyszałam pytanie chłopca. Louis najwyraźniej również się zdziwił i lekko zmieszał gdyż zwlekła z odpowiedzią.
- Conrad ja i Shelby nie jesteśmy... Parą. Jesteśmy tylko znajomymi - głos bruneta był niepewny i mimo tego, że doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ma rację lekko zabolały mnie jego słowa.
- Ale to nie znaczy, że nie możesz jej kochać, prawda?
- Prawda. Może kiedyś pokocham ją tak samo jak moje siostry. Ale wiesz ona jest dość... Trudna i wredna - Wcale nie!
- Wiem - chłopiec zachichotał pod nosem. - Ale jest bardzo fajna - dodał po chwili, przez co zrobiło mi się cieplej na sercu.
To wspaniałe uczucie, gdy taka mała istotka, która wiele przeszła w swoim krótkim życiu obdarza się zaufaniem i czymś szczególnym.
- A wy co tu robicie? - weszłam do pokoju z uśmiechem na twarzy i od razu rzuciłam się na Louisa przygważdżając go swoim ciężarem do ziemi wywołując tym samym wesoły śmiech Conrada.
***
Zrezygnowaliśmy ze spaceru bojąc się, że jednak ktoś rozpozna Louisa i narazimy tym samym na problemy małego chłopca, który skakał wesoło obok nas śmiejąc się co chwilę. Zamiast włóczenia się po mieście wybraliśmy ogór chłopaków. Tutaj mogliśmy posiedzieć w spokoju odgrodzeni od świata wysokimi drzewami.
- Shalby, mogę zadać ci takie trochę osobiste pytanie? - spojrzałam na bruneta i z westchnieniem opuściłam nogi z poręczy ławki.
- Jeżeli chcesz zapytać o to kogo zabiłam, dlaczego jak, i kiedy to nie fatyguj się bo i tak ci nie odpowiem - Louis spuścił głowę i miałam wrażenie, że lekko się rumieni. - Zostałam uniewinniona. Działałam w obronie własnej. Tyle powinno ci starczyć.
- Przepraszam nie chciałem naciskać czy coś po prostu...
- Po prostu się bałeś - uśmiechnęłam się lekko i spuściłam wzrok. - To zrozumiałe. W końcu nie codziennie przychodzi do ciebie walnięta na umyśle dziewczyna i mówi, że kogoś zabiła.
- Nie o to chodzi. Wiedziałem, że nic mi nie zrobisz. Po prostu chciałem się czegoś o tobie dowiedzieć - kopnęłam lekko Louisa chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Gdy jego wzrok znalazł mój uśmiechnęłam się lekko do niego chcąc pokazać, że nie musi się o mnie martwić.
- Ciociu! On oszukuję! - spojrzałam w stronę Conrada, który miał grać z Harrym i Niall'em w piłkę.
- Nie prawda! Tylko trochę naginam zasady! - odkrzyknął Harry i podniósł chłopczyka przerzucając go sobie przez ramię. Styles zaczął biegać z nim po ogrodzie wywołując radosny śmiech u małego chłopca.
- Ty wiesz dlaczego on trafił do Domu Dziecka, prawda? - nie odwróciłam wzroku od bawiących się chłopców mimo zadanego pytania przez Louisa.
- Wiem, ale nie licz, że coś ci powiem - to przez co przeszedł ten mały chłopczyk nadal nie mieściło mi się w głowie. Nadal nie mogłam zrozumieć jak jego rodzice mogli tak go traktować. Przecież to oni go 'stworzyli' powinni go kochać, szanować dbać o niego.
- Jesteś wredna wiesz? - zaczęłam się śmiać z tonu jego głosu.
- Wiem. Ale jestem bardzo fajna - przygryzłam dolną wargę starając się znów nie śmiać.
- Podsłuchiwałaś! - krzyknął rozbawiony brunet po czym wstał z ławki i stanął na przeciwko mnie.
- Nie to wy po prostu za głośno rozmawialiście - odpowiedziałam i położyłam nogi na drewnie rozciągając się przy tym. - Suń dupsko Tomlinson słońce mi zasłaniasz.
***
- Conrad wolisz niebieską czy zieloną pościel?! - krzyknęłam trzymając w rękach dwie różne poszewki zastanawiając się, którą ubrać.
- Shelby bo ja mam do ciebie prośbę - do pokoju wszedł zawstydzony Conrad trzymając w rączkach rąbek swojej koszulki. - Czy mógłbym spać z tobą?
- Oczywiście, że byś mógł ale coś się stało? Nie podoba ci się pokój? - ukucnęłam przed chłopce łapiąc go za rączki.
- Nie pokój jest ładny ale ja boję się sam spać. W Domu Dziecka śpię ze swoim pluszakiem, ale gdy wujek Louis pomagał mi się pakować głupio było mi go ze sobą zabrać - wytłumaczył mi i spojrzał na mnie swoimi dużymi, niewinnymi zielonymi oczyma.
- Oj Conrad, Conrad co ja z tobą mam heh? Po pierwsze: nawet dobrze, że będziemy razem spać przynajmniej nie muszę nawlekać ci pościeli. A po drugie: Louis też śpi z misiem gdy jego dziewczyny nie ma w pobliżu więc nie musisz się niczego wstydzić.
- Dziękuję. Jesteś najlepszą ciocią na świecie - mały przytulił mnie mocno zaplatając swoje rączki w okół mojej szyi.
- Miło mi i w ogóle ale muszę odebrać więc fajnie by było gdybyś mnie puścił - chłopczyk zachichotał pod nosem ale posłusznie odsunął się ode mnie.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i ze zmarszczonym czołem po odblokowaniu urządzenia przyłożyłam je do ucha.
- Cześć mamo. Coś się stało? - wstałam na równe nogi i wyszłam z pokoju podążając za Conradem w stronę salonu.
- A czy musi się coś stać abym do ciebie zadzwoniła?
- Tak? Nie! Znaczy nie - poprawiłam się szybko i skrzywiłam lekko szykując się na kazanie ze strony mamy.
- Oj Shleby, Shelby. Chciałam się tylko dowiedzieć kiedy lądujecie.
- Kiedy co?
- Lądujecie. Mama Rebecki mówiła, że przyjeżdżacie dziś do nas - zmarszczyłam brwi rozglądając się w około.
- Eee mamo ja jestem w Londynie i nawet nie wiedziałam, że Rebecka jedzie do domu - powiedziałam lekko zdziwiona. - No ale nie wiem nic pewnie dlatego, że prawie nie ma mnie w domu - wzruszyłam ramionami choć doskonale wiedziałam, że ona tego nie widzi.
- Nie za dużo czasem pracujesz skarbie? Musisz pamiętać, że nawet praca w takim miejscu jak Dom Dziecka jest męcząca.
- Wiem mamuś. Oszczędzam się na prawdę. Chętnie bym z tobą jeszcze porozmawiała ale mam dziś gościa i muszę dać mu coś zdrowego do jedzenia. Zadzwonię do ciebie jutro, dobrze?
- Dobrze, dobrze. Kochamy się Shelby.
- Taa ja was też. Pa! - rozłączyłam się i rzuciłam telefon na stolik siadając na kanapie obok Conrada.
- A więc mam dać ci coś zdrowego do jedzenia - popukałam się palcem w podbródek. - Wolisz pizzę z oliwkami czy szpinakiem?
- Miałaś dać mi coś zdrowego! - Conrad zaczął się śmiać, a ja poczułam, że chcę słyszeć ten głos już zawsze.
- No przecież będą tam warzywa! - również się zaśmiałam i zaczęłam łaskotać chłopca ciesząc się jego szczęściem i chwilową beztroską.
-----------------------------------------------------------------------------
Ups? Rozdział miałam dodać już dawno temu ale miałam próbne testy i nie miałam na to czasu :/ mam nadzieję, że wam się spodoba i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza. PRZEPRASZAM za błędy ale nie chce mi się tego teraz sprawdzać. :) Liczę na was nie zawiedźcie mnie!
A i jak zwiastun? Podoba się?