środa, 31 lipca 2013

5

Perspektywa Shelby.

Twarz Rebecki zmieniała się z chwili na chwilę. Na początku gdy mnie zobaczyła była przerażona. Potem widocznie jej ulżyło, że się obudziłam. A teraz? Teraz chyba miała ochotę schować się za któregoś z tych debili i udawać, że jej tutaj nie ma.
- No? Wytłumaczysz mi to wreszcie?- Zapytałam i spojrzałam na nią wyczekująco. Ona zamiast coś powiedzieć, zacząć się bronić spojrzała na jednego z tych nieudolnych porywaczy jakby szukała u niego pomocy.
- Shleby...- Jeden z tych kretynów podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.- Taka ładna dziewczyna i tak się denerwuję... Powinnaś się uspokoić.- Jego głos był dość wysoki i wyraźnie rozbawiony co podziałało na mnie jak czerwona płachta na byka.
- Idioto...- Moja ręka objęła go w pasie.- Albo mnie puścisz albo więcej nie poruchasz. Obiecuję ci to.- Wysyczałam, a on automatycznie odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość.
- Już miałem nadzieje, że nie obudzi się aż do końca lotu.- Ciche westchnienie zwróciło moją uwagę. Odwróciłam się i ujrzałam Paula, który był wyraźnie zmęczony.
- Już miałam nadzieję, że więcej cię nie zobaczę.- Odpyskowałam i znów spojrzałam na swoją przyjaciółkę.
- No co? Nie wiedziałam co mam zrobić... I tak jakoś wyszło.- Odpowiedziała mi zmieszana moim ciągłym wpatrywaniem się w nią.
- Nie Rebecka. Tak jakoś może wyjść, że mogę obudzić się u jakiegoś chłopaka całkiem naga, a nie oberwać pustakiem w głowę i obudzić się na pokładzie samolotu!- Krzyknęłam zdenerwowana i włożyłam palce we włosy w celu uspokojenia się.
- Jeśli mogę coś wtrącić...- Drugi chłopak odchrząknął i spojrzał na mnie niepewnie.- To była mała cegiełka, a nie pustak.- Wytłumaczył, a ja spojrzałam na niego wściekła.
- Shleby proszę cię... Wiem możesz być na mnie wściekła masz do tego prawo. Możesz mnie wyzywać, możesz powiedzieć, że mnie nienawidzisz ale chociaż proszę spróbuj mnie zrozumieć.- Jej ogromne brązowe oczy pałały wielką nadzieją, i błyszczały ode łez, które miały zaraz spłynąć po jej marmurowych policzkach aby wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia i żal.
- Staram się Reb ale nie mogę zrozumieć dlaczego nie uszanowałaś mojej decyzji.- Usiadłam z westchnieniem na kanapie, na której się obudziłam i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam przyjemne ciepełko obok mojego ciała, a po chwili drobna ręka dziewczyny wylądowała na moim ramieniu.
- Nie uszanowałam ponieważ nie mogę sobie wyobrazić, że miałabym być w Londynie bez mojej bezczelnej i aroganckiej przyjaciółki u boku.- Spojrzałam na nią, a na jej twarzy rozciągnął się delikatny uśmiech. Wciągnęłam głęboko powietrze.
- Masz szczęście, że mam do ciebie słabość.- Uśmiechnęłam się i westchnęłam kręcąc głową.- Nie wierzę, że jednak czegoś cię nauczyłam.
- Ciekawe czego?- Zapytała i przytuliła się do mnie mocno. Zamknęłam oczy i również ją objęłam. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a spod i tak zamkniętych powiek wyleciały małe, słone kropelki.
- Dlaczego wy ryczycie?- Odsunęłyśmy się od siebie i spojrzałyśmy na chłopaków, którzy moim skromnym zdaniem czekali tylko na to aby nas zgwałcić i wyrzucić nasze poćwiartowane zwłoki z samolotu.
- Dlaczego jesteś taki głupi?- Zapytałam i dostałam w ramie od Rebecki. Spojrzałam na nią oburzona.- No co? Nie powiesz mi, że sądzisz inaczej. Kto normalny siedzi w samolocie w kapturach i okularach?
- Kto normalny chce zostawić swoją przyjaciółkę tylko dlatego bo nie ma talentu?- Wstałam zdenerwowana i stanęłam przed chłopakiem.
-  Kto normalny wali  obcą dziewczynę w głowę?- Z racji iż chłopak był ode mnie wyższy- co wcale nie jest takie trudne-, musiałam podnieść głowę do góry, aby zobaczyć swoje odbicie w jego ciemnych okularach.
- Ile będziesz jeszcze nam to wypominać? Jezu raz ci jebnąłem, a robisz z tego zaraz jakąś aferę.
- A żebyś wiedział, że będę robiła aferę. A po za tym może byś wielki macho ściągnął te badziewne okularki oraz kapturek i pokazał jak wyglądasz?- Założyłam ręce na biodrach.
- Tylko jeżeli ściągniesz koszulkę.- Chłopak powtórzył mój ruch i na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.
- Nie bo ci stanie.- Odpyskowałam, a uśmiech, który mnie drażnił zniknął z jego twarzy.
- Żeby tobie zaraz coś nie...
- Louis!- Spojrzeliśmy razem oburzeni na drugiego chłopaka.- Nie sądzisz, że starczy? A po za tym Shleby na pewno tak nie myśli po prostu jest zdenerwowana.
- Zamknij się!- Krzyknęliśmy oboje i znów spojrzeliśmy na siebie.
- Shleby proszę cię daj spokój. On nie jest tego wart.- Rebecka chwyciła mnie za rękę i odciągnęła od chłopaka.
Usiadłam razem z Reb na kanapie i wyjrzałam na świat pod nami. Taki daleki, taki mały. Dziwnie się czułam. I nie chodzi mi w tej chwili o to, że byłam tysiące kilometrów nad ziemią. Chodzi mi o to, że tak trochę mam za złe Rebece, że przyczyniła się w jakimś stopniu do tego mojego porwania.
Brunetka wciągnęła głośno powietrze czym zwrócił moją uwagę. Spojrzałam na nią, ale ona wpatrywała się w coś przed sobą. A mianowicie w chłopaka z lokami na głowie, który miał błyszczące zielone oczy i dołeczki w policzkach gdy się uśmiechał.
Pokręciłam głową i mój wzrok samowolnie spoczął na drugim chłopaku, który przeczesywał swoje brązowe włosy palcami. Jego niebieskie oczy spoczęły na mnie i zaczęły wciągać mnie w jakąś nieznaną krainę.
- Gdzie są moje okulary?- Zaczął machać przed sobą rękoma jak jakiś opętany. Drugi chłopak westchnął i znów się uśmiechnął ale tym razem nie do Rebecki.
- Przecież ty nie musisz nosić okularów.- Stwierdził i roztrzepał swoje loki wywołując tym samym ciche westchnienie mojej przyjaciółki.
- No tak.- Powiedział i stanął prosto.- Ale to nie zmienia faktu, że wyglądam w nich jeszcze seksowniej.- Odparł i przeczesał ręką włosy.- A ty co wlepiasz we mnie te swoje przeklęte niebieskie oczy?- Zapytał, kierując się tym pytaniem w moją stronę.
- Cóż szczerze mówiąc to... Myślałam, że będziesz choć trochę ładniejszy.- Wzruszyłam ramionami i oparłam się o oparcie unikając jego wzroku. Ładnie wybrnęłaś. 
***
Gdy opuściliśmy samolot był już ranek i zaczęłam odczuwać zmęczenie. Nie spałam cały lot rozmyślając nad tym co teraz będzie. Co się stanie. Tak szczerze to się boję. Nie wiem jak ta cała sprawa ze śpiewaniem wpłynie na Rebeckę. Nie wiem jak bardzo się zmieni. Nie wiem czy mnie nie odtrąci. Kazała cię porwać żeby nie lecieć samemu. Fakt. Ale może to tylko tak na chwilę. Ona nie wie jak to jest żyć gdzieś samemu i może akurat jej się spodobać ta niezależność i wtedy będzie miała mnie w dalekim poważaniu.
- E ty miss tandety idziesz?- Chłopak o imieniu Louis, który miał dość denerwujące podejście co do mnie szturchnął mnie w ramie gdy przechodził obok.
- Rozmawiasz sam ze sobą? To niebezpieczne.- Odcięłam się i ruszyłam za Rebecką, która rozmawiała o czymś z Paulem. Ona jak i mężczyzna byli zdenerwowani co starali się ukryć ale jakoś im to nie wychodziło.
- Rebecka?- Podeszłam do nich i spojrzałam na swoją przyjaciółkę.- Co jest aż tak strasznie złe, że nie chcesz mi o tym powiedzieć bo boisz się mojej reakcji?- Na jej twarzy pojawił się nerwowy uśmieszek i rumieniec, który przesądził wszystko.
- Przecież nic się nie dzieje.- Jej głos był nadzwyczaj wysoki i chciało mi się po prostu śmiać z jej głupoty.
- Dziewczyno jesteś czerwona na twarzy jakby cię kto farbą oblał, głos masz jak w operze, a uśmieszek jakbyś się czegoś naćpała.- Jej głowa powędrowała na dół, a ciche westchnienie wydostało się z jej ust.
- Ja ci powiem.- Paul objął mnie ramieniem. Nie jest dobrze.- A waszą zacną trójcę zapraszam do samochodu.- Stanęłam twarzą w twarz z Paulem i tylko czekałam aż powie, że mam zabrać swoje walizki i wracać do domu. 
- No. Wykrztuś to z siebie wreszcie.- Pośpieszyłam go chcąc wreszcie móc drzeć się na niego. Teraz chociaż będę miała powód.
- No bo chodzi o to, że ja załatwiłem tobie i Rebece mieszkanie. Znaczy... Będziecie mieszkać w domu. Dwu rodzinnym.- Powiedział wreszcie, a ja odetchnęłam z ulgą.
- No i w czym problem?- Zapytałam nie rozumiejąc jego zdenerwowania czy chociażby próby kłamania Rebecki.
- W tym, że drugą połowę domu zamieszkuję te dwa tępaki i ich trójka przyjaciół. No wiesz ci ze zespołu.- Moje oczy powiększyły się co najmniej dwa razy. W samolocie słyszałam, że ten Harry i pan L mają zespół i takie tam ale właściwie to mi to zwisa i powiewa. Nie moje klimaty.
- Czy ty duży facecie, z dziwną twarz sobie ze mnie w tej chwili żartujesz?- Pokręcił powoli głową, a ja zaczęłam biec w stronę kas na lotnisku, z którego jeszcze nie wyszliśmy.
Po chwili nim zdążyłam przebiec chociaż połowę dzielącej mnie drogi uniosłam się w powietrzu i wylądowałam na silnych plechach Paula.
- Shleby uspokój się!- Krzyknął do mnie i wzmocnił swój uścisk, ponieważ zaczęłam mu się wyrywać i drzeć jak idiotka zwracając tym samym uwagę innych ludzi.
- Nie! Ja chcę do domu! Nie będę z nimi mieszkała! Oni są głupi!- Wierzgałam rękom i nogami, ale to nic nie dało ponieważ po chwili zostałam wrzucona do czarnego busa. Wylądowałam na czyiś nogach, ale po chwili zostałam brutalnie zepchnięta na podłogę. Samochód ruszył, a ja przeturlałam się po podłodze i uderzyłam rękom w jakiś zaostrzony metalowy pręt. Krzyknęłam cicho i gdy starałam się jakoś usiąść czyjeś silne ręce podniosły mnie do pionu i posadziły na miękkim siedzeniu.
- Bierz te łapy.- Wysyczałam w stronę Louisa, który cały czas trzymał swoje ręce na mojej talii. Siedziałam na przeciwko niego więc z moich kalkulacji wynika iż bardzo łatwo i szybko będę mogła go pokopać.
- Shelby ty krwawisz....- Spojrzałam na Rebeckę, która zrobiła się niewyobrażalnie blada.
- No wiesz ty też. Mogłabym ci nawet powiedzieć kiedy ale zważywszy na to iż są tutaj osobniki płci przeciwnej i jeden niezidentyfikowany to może sobie oszczędzę.- Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do niej.
- Nie o to mi chodzi. Twoja ręka. Patrz.- Rebecka wygięła moją rękę pod dziwnym kontem ukazując mi lekkie rozcięcie, z którego ciekła strużka krwi.
- Pff. To to nic. Opanuj się dziewczyno i przede wszystkim oddychaj bo nie mam ochoty cię całować. Paul masz jakieś chusteczki albo coś.- Mężczyzna siedzący obok kierowcy rzucił mi w głowę paczką chusteczek. Wyciągnęłam jedną po czym odrzuciłam mu również celując w jego głowę.
- Louis! Prosiłam cię abyś podał Paulowi te chusteczki, a nie rzucał nimi w niego.- Brunet podskoczył wystraszony przez co upuścił telefon trzymany w ręce.
- Ile dostaje się za zabójstwo?- Zapytał cały czas patrząc w moje oczy. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Od dwudziestu pięciu lat, nawet do dożywocia.- Paul posłał mu znaczący uśmiech, który widziałam.
- A jeżeli to będzie zabójstwo w słusznej sprawie? No wiesz pomoc ludzkości i w ogóle.- Louis wzruszył ramionami.
- To musiałbyś raczej zabić sam siebie jeżeli chcesz pomóc ludzkości.- Odpyskowałam i zamknęłam oczy przyciskając chusteczkę do piekącego miejsca.
- Czy ciebie rodzice w betoniarce kołysali, że jesteś taka głupia?- Moje oczy znów ujrzały światło dzienne, a noga, która była blisko Louisa wystrzeliła do góry kopiąc go tym samym w piszczel.
- Boże daj mi cierpliwość bo jak dasz siłę to wszystkich rozpierdolę.- Mruknęłam pod nosem, a Harry flirtujący z Rebecką zaczął się śmiać ale gdy Louis spojrzał na niego wściekły zamknął się i zaczął kaszleć jakby to miało go uratować od wściekłego wzroku przyjaciela.
***
Wysiadłam z samochodu i od razu zaczęłam się rozciągać. Wszystko mnie bolało i już na prawdę jedyne o czym marzyłam to wygodne łóżeczko. Gdy podczas jazdy pytałam się kilka razy Paula czy jeszcze daleko wytłumaczył mi, że tak jeszcze daleko ponieważ chłopcy nie mieszkają w samym centrum. A więc byłam skazana na wesołą gadkę tych napaleńców przez całe czterdzieści trzy minut wliczając do tego oczywiście stanie w korku.
- My tu mieszkamy?- Rebecka stojąca obok mnie wpatrywała się w coś przed siebie. Odwróciłam się i ujrzałam ogromny dom.
- Paul takie pytanie za sto punktów.- Podeszłam do mężczyzny i położyłam dłoń na jego ramieniu.- Gdzie ty tu kurwa widzisz dom dwurodzinny?!- Wrzasnęłam i spojrzałam na niego wściekła.
- No... Dobra okłamałem cię. Ale inaczej nie zgodziłabyś się przyjechać, a bez ciebie Rebecka też by nie chciała jechać więc... Musiałem coś wymyślić.- Wzruszył ramionami.
- Ty głupi buraku!- Zaczęłam machać rękoma chcąc go uderzyć, ale ktoś podniósł mnie do góry i szedł ze mną bodajże w stronę domu. Nie wiem nie widziałam nic co było przede mną.
Zważywszy na to iż widziałam zmierzających w moją stronę Rebeckę wraz z Harrym i Paula, nieść musiał mnie ten kretyn Louis co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.
Usłyszałam jak drzwi od domu się otwierają wkraczamy do chłodnego pomieszczenia.
- Postaw mnie albo tak cię uszkodzę, że własna matka cię nie pozna.- Wysyczałam, a po chwili stałam już na własnych nogach.
Znajdowałam się w dość przestronnym, małym korytarzu, który był utrzymany w jasnych, przyjemnych kolorach. Z schodów, schodził jakiś brunet z brązowymi oczami i przyjaznym uśmiechem na ustach.
- Cześć.- Podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę rękę, którą delikatnie ujęłam.- Jestem Liam.
- Shelby.- Skwitowałam krótko. Obok mnie pojawiła się Rebecka, która również przywitała się z tym całym Liam'em.
- To co może chłopcy pokażą wam dom, a ja przyniosę wasze walizki.- Wydaję mi się, że Paul nie chciał wchodzić do środka aby tym razem na prawdę nie oberwać.
- Tak oczywiście. Chodźcie.- Liam ruszył przodem, a Rebecka potruchtała za nim. Westchnęłam i również poszłam w głąb domu nie widząc innego wyjścia z tej sytuacji.
Przede mną rozciągnął się widok dość dziwnie urządzonego salonu połączonego z jadalnią. Tutaj również panowały jasne kolory, ale wydawały się smutniejsze i bardziej poważne.
- Dobra teraz w skrócie.- Louis przejął głos.- Na lewo jest kuchnia. Tutaj, znaczy w salonie spędzamy prawie całe dnie. Szczerze to jesteśmy leniwi i raczej to się nie zmieni. Teraz jeżeli chcecie to idźcie na górę i zdemolujcie nam pokoje. A my sobie klapniemy i obejrzymy meczyk.- Cała trójka rozsiadała się wygodnie na kanapie, a my z Rebecką wróciłyśmy do korytarza aby potem wspiąć się po schodach na piętro.
- I skąd my niby mamy wiedzieć, które pokoje są nasze?- Zapytała brunetka.
- Wiesz wydaję mi się, że nikt inny w tym domu nie ma na imię Rebecka albo Shelby.- Wskazałam głową na siedem par drzwi, które miały poprzyczepiane tabliczki z imionami. Jak w przedszkolu. 
- Dobra to jest dziwne.- Stwierdziła moja przyjaciółka, ale odważnie- jak na nią- ruszyła w stronę drzwi podpisanych jej imieniem. Poszłam za nią i cierpliwie poczekałam aż otworzy drzwi.
- Shleby...- Wyszeptała dziewczyna i weszła do środka.- Ten pokój...
- Wiem. Jest stworzony dla ciebie.- Podeszłam do niej i pocałowałam ją w policzek.- Naciesz się swoim królestwem mała. Należy ci się.- Poklepałam ją po plecach i wyszłam z pokoju cicho zamykając za sobą drzwi. Oparłam się o ten kawałek drewna i zamknęłam oczy wzdychając cicho.
- Okłamujesz ją.- Podskoczyłam wystraszona. Przede mną stał chłopak o ciemnej karnacji, z dwudniowym zarostem, czarnymi kolczykami w uszach i częściowo zakrytymi tatuażami. Uuu witaj panie seksowny. 
- A ty co jasnowidz?- Zapytałam ale wcale nie zamierzałam czekać na jego odpowiedź.
Weszłam do pokoju obok, który był przeznaczony dla mnie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu uśmiechając się lekko do siebie. Nie mam pojęcia kto urządzał ten pokój ale mogę mu dziękować na kolanach. No jeżeli to będzie dziewczyna bo w przeciwnym razie to by trochę dziwnie wyglądało.
Ciche pukanie rozniosło się po pokoju, a drzwi otwarły się i stanął w nich farbowany blondyn, który uśmiechał się szczerze.
- Hejka.- Chłopak wszedł do środka z moimi dwoma walizkami, które postawił pod ścianą.- Niall jestem.- Wyciągnął w moją stronę rękę.
- Shelby.- Przedstawiłam się i uścisnęłam jego rękę.- Dzięki, że przyniosłeś moje walizki.
- Spoko. Rebecka kazała się zapytać czy jedziesz z nią do studia.- Chłopak założył ręce na piersi i wpatrywał się we mnie radosny.
- Eee wiesz jeżeli możesz to powiedz jej, że ja dzisiaj sobie odpuszczę. Jedyne czego teraz chcę to króciutka drzemka.
- Dobra powiem jej.- Wyszedł z pokoju i nim zamknął drzwi powiedział:- Wiesz co? Wcale nie jesteś taka wredna jak mówi Louis.- Puścił do mnie oczko i zamknął za sobą drzwi zostawiając mnie samą.
***
Przetarłam oczy i ziewnęłam przeciągle. Wygrzebałam się z pościeli i przeciągnęłam się. Mój żołądek wydał z siebie dziwny dźwięk informując mnie tym samym iż pora coś zjeść. Wyszłam z pokoju po czym prawie na ślepo zeszłam po schodach starając się nie wywrócić. Przeszłam obok ciemnego salonu kierując się do kuchni. Odszukałam włącznik światła, otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam kefir. Odszukałam szufladę ze sztućcami po czym usiadłam przy blacie i w ciszy oraz spokoju zjadłam swoją obiado-kolację.
Kubeczek po jogurcie wyrzuciłam do śmieci, a łyżeczkę włożyłam do zlewu. Zgasiłam światło i znów przeszłam obok salonu ale po chwili zawróciłam. Na dworze świeciło się światło, a drzwi tarasowe były lekko otwarte. Z szybko bijącym sercem podeszłam do drzwi i gdy zobaczyłam jakąś postać siedzącą na jednym ze schodów chwyciłam do reki lampę i otworzyłam drzwi zwracając tym samym na siebie uwagę.
- A ty co?- Chłopak, który bawił się w przepowiednie przyszłości spojrzał na mnie zdziwiony. Westchnęłam z ulgą i usiadłam obok niego.
- Nie wiedziałam kto tu siedzi dlatego chciałam mieć coś do obrony.- Wzruszyłam ramionami i postawiłam lampę obok siebie.
- Mogłaś wziąć wazon. Lubię tę lampę.- Chłopak uśmiechnął się lekko i wyciągnął z kieszeni spodni paczkę fajek.- Chcesz?- Podsunął mi ją pod nos, a moja ręka jakby automatycznie sięgnęła po papierosa. A druga po zapalniczkę, którą chłopak miał w drugiej ręce.
- Ale ja jak coś to nie palę.- Powiedziałam i włożyłam fajkę do ust odpalając ją. Przyjemny dym napełnił moje płuca drażniąc przy tym lekko moje gardło.
- Nie? A mnie się wydaję, że tak.
- To źle cię się wydaję. Ja tylko... Testuję. A jeżeli Rebecka się o tym dowie to marnie skończysz.- Znów się zaciągnęłam i wypuściłam dym przez nos.
- Kochanie twoja płeć to ta piękna, a nie silna.- Chłopak oparł się na ręce i wpatrywał we mnie z uśmiechem.
- Uwierz mi, że mam wystarczająco siły aby zaciągnąć twoje zwłoki do lasu.- Poruszałam zabawnie brwiami.
- A więc jak rozumiem to ty jesteś tą szurniętą laską, która wkurwia Lou?- Zapytał i oblizał usta kusząc tym niczym Bunia sokiem z gumi-jagód.
- Ja? Ja go wkurwiam? Przecież to on jest jakiś nienormalny.- Zaczęłam machać rękoma.
- Co ci się stało?- Zadał następne pytanie, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Chłopak wskazał moją rękę.
- Aaa to. No to właściwie trochę wina tego całego Lou.
- Nie powinnaś jechać z tym do lekarza?
- Po co? Miałam już gorsze kuku.- Wzruszyłam ramionami i zgasiłam papierosa na jednym ze schodów.- Idę dalej drzemać.- Wstałam i spojrzałam na niego.- Jak ty właściwie masz na imię?
- Zayn.- Odpowiedział mi uśmiechnął się w moją stronę. Wszyscy się uśmiechają. Podniosłam jeszcze lampę do samoobrony i weszłam do środka.
- Ej Zack.- Zwróciłam się do chłopaka.
- Zayn.- Poprawił mnie co zbyłam machnięciem ręki.
- Oglądałeś kiedyś Gumisie?- Zapytałam, a on zaśmiał się gardłowo i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Kiedyś, a co?- Jego głos zdradzał to w jakim świetnym humorze jest w tej chwili.
- A nic tak się pytam.- Znów wzruszyłam ramionami i ruszyłam na górę.

----------------------------------------------------------------------------
Jest kolejny rozdział :D Dobra dopisałam do niego tylko linijkę więc wszystkie oklaski dla Kamili. Jestem na wakacjach i trudno  mi znaleźć czas więc proszę nie bijcie mnie. To do kolejnego. 
Magda ♥
Hej. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Obiecuję, że następny rozdział będzie ciekawszy. Pod ostatni rozdziałem w komentarzu jedna z dziewczyn zadała pytanie skąd my bierzemy te teksty. A więc: Kochana to nasza wyobraźnia i mój wredny charakter. Można powiedzieć, że Shelby jest moim odzwierciedleniem.. :D Przepraszamy za błędy i liczymy na wasze komentarze. Pa! 
Kamila  :*

2 komentarze: